czwartek, 24 listopada 2011

Znalezisko


Niedawno za sprawą pewnej pani, która pomaga mamie zrobić porządki w szpargałach światło dzienne ujrzał list z 1991 roku. Ujrzał i z miejsca stał się najcenniejszą rzeczą jaką posiadam. 

Nie będę ryzykował porównywania w jednym wpisie mojego pisania z pisaniem Jeremiego Przybory także na tym skończę, a nad swoim własnym popracuję dzisiaj offline. 

poniedziałek, 7 listopada 2011

Stubai i Rudno

W ostatnim czasie byłem na dwóch wycieczkach. Jednej w dolinie Stubaiu, drugiej w Rudnie. Choć geograficznie, klimatycznie, kulturowo i jakkolwiek jeszcze się da, mocno rozbieżne, to same wyprawy przebiegały dość analogicznie. Zilustruję to opisując je równolegle, a żeby ułatwić czytelnikowi rozróżnienie między Austrią a Lubelskim, pomaluję te dwie historie odmiennymi kolorami. 

środa, 19 października 2011

Warszawa egzotyczna

Napisałem tu kiedyś, że ten blog jest o podróżowaniu i nie będę się rozwodził nad tym, że liście spadają z drzew, a nastrój miewam melancholijny. No ale spadają i miewam. Poza tym nie mogę zasnąć, a nic mnie tak nie usypia jak to, co sam piszę.



























wtorek, 4 października 2011

Pokaz Slajdów

Wszystkich zainteresowanych zapraszam na pokaz zdjęć z pięciomiesięcznej wyprawy po Ameryce Południowej


Piątek, 7 października godzina 20.00
Warszawa, ul. Karowa 18 (Instytut Socjologii UW, aczkolwiek widać najbardziej napis Judo),  sala numer 18 (na parterze)
Pokaz powinien potrwać około godziny


małe studium szaleństwa, czyli cień mówi wiele

poniedziałek, 3 października 2011

Z Manaus do Warszawy


Pobudka czwarta rano, temperatura trzydzieści stopni i mordercza wilgotność. Za tym akurat nie będę tęsknił. Nieprzytomny recepcjonista zastanawia się o co mi chodzi. Na szczęście zamówiony taksówkarz się nie zastanawiał, tylko przyjechał. Tanie linie Trip lubią  wczesne godziny i dużo międzylądowań. Z Manaus przez Porto Velho, Cuiabę, aż do San Paulo. Start, lądowanie, start, lądowanie, start, lądowanie. Zakaz opuszczania samolotu się przykrzy, ale przynajmniej zobaczyłem przez okno cztery brazylijskie lotniska i kawał krajobrazu. Co do lotnisk, to bez szaleństw, co do krajobrazu to muszę przyznać, że zieleni i wody w Brazylii nie brakuje. W San Paulo wiosna, więc rośliny kwitną i katar jest. Największe wrażenie z powietrza robią takie fioletowe drzewa, które co jakiś czas stoją sobie samotnie pośród morza zieleni. Zrobiłem zdjęcie podobnemu już na ziemi, ale efekt zdecydowanie mniej imponujacy. 




poniedziałek, 26 września 2011

Nostalgia w podróży

Pani Alina zapytała mnie w komentarzu do poprzedniego wpisu, czy jest coś, czego szczególnie brakuje w trakcie podróży. Pytanie wydaje się ciekawe, mam nadzieje, że odpowiedź również. 

Mam dwa pomysły na "po pierwsze" i nie wiem, na który się zdecydować. Będzie zatem pierwsze "po pierwsze" i drugie "po pierwsze". Albo, stosując starą technikę, malinowe i truskawkowe "po pierwsze". Numery narzucają w końcu kolejność, a owoce to już kwestia prywatnych preferencji. 

środa, 21 września 2011

Wpis z widokiem na Amazonkę

Wyspy San Bernardo

Z Tolu (okolicy wysp San Bernardo) pojechaliśmy do Guajiry. Lepszy autokar, noc w Santa Marcie, gorszy autokar, Taksówka z miejscowości Cztery Drogi (Cuatro Vias, były cztery bez żadnego matactwa) i samochód terenowy czyli trzy godziny trzęsienia "na pace" po drodze, której prawie nie ma. Wszystko po to, żeby poznać Indian Wayuu. Ci Indianie to nie jest łatwy kawałek chleba. W sumie jest ich około 400 tysięcy. Mieszkają jedną nogą w Kolumbii a drugą, nieco większą, w Wenezueli. A tak naprawdę to mieszkają u siebie. Preferują małe, rozstrzelone osady. Kilka domów i dość dużo kóz - ot typowa Wayuu wioska. My byliśmy w Cabo de la Vela, większej, rybackiej osadzie z centrum zdrowia i murowaną stacją policji, która wciąż czeka na policjantów. Możliwe, że przyjadą w grudniu, razem z prądem. 

czwartek, 8 września 2011

Dragi. Dla równowagi


Ponieważ, jakby powiedziała Natalka B., ostatnio za dużo tu Astrid Lindgren, a za mało Salingera, postanowiłem napisać dziś o czymś innym. A że jesteśmy w Kolumbii, kokaina i inne używki same cisną się na klawiaturę. Jak ktoś jest bardzo negatywnie nastawiony do narkotyków i chce mnie dalej lubić, to może nie powinien czytać. Z drugiej strony, może powinien przeczytać tym bardziej.

Siedzimy na krawężniku pod barem Havana w Cartagenie i popijamy piwo. Podchodzi pan uliczny sprzedawca i oferuje papierosy. Dziękuję, nie palę. Batoniki? Nie. Marihuana? Nie. No to może kokaina? Nie. Lekko zdziwiony odchodzi pytać dalej.

wtorek, 6 września 2011

Playa Blanca

Ja nie chcę nikogo denerwować, nie wiem jak jest teraz w Polsce, ale u nas było ładnie. Jak ktoś siedzi w biurze i nie jest mu dobrze, to może niech nie zagląda do tych zdjęć. 
Ostatnie cztery dni spędziliśmy pół godziny drogi łódką od Cartageny, w miejscowość Playa Blanca. 


czwartek, 1 września 2011

Z powrotem w drodze

Droga z Bogoty do Mompoxu zajęła dwadzieścia sześć godzin. Dwa autobusy, jakieś filmy, hamburger, frytki, Holocaust z Hanną Krall. Za oknem góry i doliny, posterunki policji i kierowcy typu macho. Prawdziwe atrakcje przyszły jednak w końcówce. Z Bucaramangi przyjechaliśmy o świcie do El Banco, a stąd do Mompoxu już niby rzut kamieniem - dwie godziny drogi samochodem terenowym. Samochód jednakże dość stary, kierowca jakby bez szkoły i wszystko nie tak. Gasł, psuł się, przeciekał, zakopywał, aż w końcu, już bardzo blisko Mompoxu, padł zupełnie. Zjechali się koledzy szwagra, krowy przyszły na drogę i robiły mu mu, ale silnik ani mru mru