sobota, 14 marca 2009

Anna Marie

Anne Marie Fernandez poznałem w 24 grudnia 2007 roku w Antigle, w Gwatemali. Razem z kolegami ze Szwecji i Irlandii weszli koło południa do naszego hostelu, a wizyta ta zaowocowała wigilią 5 narodów. Ania Urodziła się w Melbourne z mamy Polki i taty Portugalczyka. Swoją podróż rozpoczęła, podobnie jak ja, w listopadzie 2007 roku, z tym, że do dziś nie wróciła do domu. Razem podróżowaliśmy przez Gwatemalę przez kilka tygodni, a kilka miesięcy później spotkaliśmy się w Argentynie. Następnie Anna zwiedziła jeszcze wiele krajów na kontynencie, żyła i uczyła angielskiego w Buenos Aires, aż w końcu poleciała do Anglii. Dzielnie pracowała zbierając na bilet powrotny do Australii do czasu, gdy pani z imigrejszon uznała, że już za długo korzysta z uroków wyspiarskiej pogody. Ania przeniosła się do Polski.
Mieszka teraz u swojej babci, z rodziną która nie mówi ani słowa po angielsku- tym sposobem, po miesiącu pobytu, włada już całkiem nieźle językiem polskim (ostatni raz posługiwała się nim w wieku 4 lat).
Ania dowiedziała się już od policji, że picie w miejscach publicznych nie jest w Polsce legalne, była na prawdziwej studenckiej parapetówce, oglądała Akademickie Mistrzostwa Polski w narciarstwie zjazdowym, stała na szczycie zamglonego Kasprowego Wierchu, piła Grzane Wino i jadła oscypki spod samiućkich Tater... Teraz szuka pracy w szkołach językowych , poznaje kolejnych polskich kolegów i wygląda na to, że zostanie tu jeszcze kilka miesięcy.


Anna Marie Fernandez na Kasprowym Wierchu, 28.02.2009

trochę zdjęć z ostatniego miesiąca tutaj , tutaj i tutaj

czwartek, 5 lutego 2009

Zimowy apdejt

Pomyślałem, że jednak smutno jak tak zupełnie nic tu się nie dzieje.
Po pierwsze to bardzo dziękuje wszystkim, którzy dopiero niedawno trafili na bloga i napisali kilka bardzo przyjemnych komentarzy - radość, że tak powiem.
Po drugie, to niedawno uczestniczyłem w bardzo ciekawym wydarzeniu. Niepubliczna Szkoła Podstawowa nr 81 zaprosiła mnie na pokaz slajdów dla uczniów. Opowieści mocno wyselekcjonowane na potrzeby wyjątkowej widowni, ale dużo dobrej zabawy. Mam nadzieję, że dzieciom też się podobało, aczkolwiek były wyraźnie rozczarowane tym, że nigdy nie byłem w Paryżu...
Po trzecie, to gdyby ktoś leciał liniamy lotniczymi Lot w Lutym to zapraszam do lektury artykułu o Tokio- moja pierwsza publikacja (magazyn pokładowy Kaleidoscope). W marcu jak dobrze pójdzie będzie tam mój artykuł o Argentynie, także nie ma żartów- trzeba latać :)
O książce myślę, ale stwierdzenie, że nad nią pracuje byłoby nadużyciem- sesja, studia, narty = głowy urwanie.
Tymczasem moge zachęcić do lektury bloga mojego brata i jego żony- wybrali się w czteromiesięczną podróż po Argentynie i chyba im się podoba...
A na zakończenie zdjęcie młodszego brata bliżniaka Pabla w drodze do Austrii. Jutro jedziemy razem do Francji- przygotowania do jakiejś większej wspólnej wyprawy w terminie wciąż nieokreślonym.