poniedziałek, 28 stycznia 2008

Panamericana Peruviana...

...czyli Pablo w krainie kontrastow.

Z Limy wyruszylismy do Paracas. Paracas to mala miejscowosc nad oceanem niedaleko znacznie wiekszego Pisco. Nie miala by pewnie jakiejs wiekszej wartosci podrozniczej gdyby nie fakt, ze wlasnie stad odplywaja lodki na wyspy Ballestas. Wyspy nazywane ´Galapagos dla ubogich´. W Galapagos dla bogatych nie bylem, wiec nie wiem jaka jest roznica jakosci wzgledem przynaleznosci klasowej, ale wyspy Ballestas mi sie podobaly. Stopien podobania byl tak silny, ze teraz jak czytam, ze ´mi sie podobaly´ to to zupelnie jakos nie oddaje owczesnego natezenia podobania. Mozna napisac oczywiscie, ze byly zachwycajace, zapierajace dech w piersiach, wstrzacajace... No ale az tak nie bylo. One mi sie po prostu strasznie podobaly. Widzielismy tam lwy morskie, pingwiny, kormorany, pelikany,delfiny i kto wie co jeszcze... (trudno zapamietac wszystkie hiszpanskie nazwy)


Zycie rodzinne lwow morskich

Wyspy Ballestas to jednak nie tylko rezerwat przyrody (rezerwat bardzo dziwnie rozumiany, bo motorowek turystycznych takich jak nasza, przyjezdza tam kilka-kilkanascie dziennie. Codziennie. Przyjezdzaja i plywaja kilka metrow od lwic morskich z malymi lwiatkami, rowniez morskimi).


Realia zwiedzania
Ballestas to bowiem rowniez wielka fabryka kupy. Kazdy, kto zblizy sie do wysp niechybnie odczuje obecnosc wszechotaczajacego bogactwa. Kupy ballestasowskich ptakow sa bardzo waznym produktem eksportowym regionu. Kupy te sa uznawane za nawoz bardzo wysokiej jakosci . Zbierane sa raz na kilka lat (nie chce klamac, nie robilem notatek, ale to jest raz na dwa lub cztery lata). Poza okresem kupozbiorow na wyspach przebywa jedynie trzech straznikow kup. Zyja tam ze zwierzetami w niemal calkowitej izolacji przez kilka miesiecy. O ich pracy nie udalo mi sie z nimi porozmawiac. Mysle, ze woleli pozostac anonimowi.

Czarne polacie kupoproducentow
Tyle moge powiedziec o wyspach Ballestas. Moge tez pokazac zdjecia. Potencjalnie lepsza ich jakosc i mozliwosci zoomowe zawdzieczamy Agacie Arleth i to jej dedykuje album z Galapagos dla ubogich.
Do Paracas dojechalismy Panamericana wysiadajac na przystanku ´Pisco´i dojezdzajac ostatnie kilkanascie kilometrow taksowka. Wiedzialem, ze bylo tu w sierpniu trzesienie ziemi, ale niewiele ponadto. W Paracas skutki terramoto widac wszedzie. Zarazem jednak nie wydaja sie az tak drastyczne. Mimo np. imponujacej szczeliny wzdluz nadmorskiego deptaka i kilkunastu zawalonych budynkow, miasteczko zyje (budynkow moze byc tez kilkadziesiat, trudno powiedziec, bo wiele budynkow w Peru wyglada na zawalone tak z zasady) . Restauracje sa otwarte, turysci przyjezdzaja. Pewnie jest duza roznica w porownaniu ze stanem przedtrzesienioziemiowym, ale, nie bedac tu wczesniej, trudno odgadnac. Tak mniej wiecej wygladalo moje wyobrazenie o terramoto gdy opuszczalismy Paracas. Opuscilismy je w colectivo (2 soles nuevas) w kierunku Pisco, z ta roznica ze bylo to miasto Pisco, a nie przystanek Panamericany ´Pisco´ (gdzie przyjechalismy na poczatku). Tu terramoto okazalo swoje prawdziwe oblicze. Pisco, niegdys spore miasto (ok 60 tysiecy mieszkancow), w wielu miejscach przypomina to, co widzialem w muzeum na zdjeciach powojennej Warszawy. Po niektorych domach zostaly tylko fundamenty, inne stoja w stanie oplakanym. Ludzie mieszkaja w namiotach, sa problemy z woda, a miasto jest na absolutnej pustyni, choc pustyni nadmorskiej. Ja osobiscie czegos takiego nigdy nie widzialem. Bylo to wstrzasajace i bardzo przygnebiajace (tu nie boje sie naduzycia slow). Przygnabiajace zwlaszcza, ze minelo juz pol roku, gruzy wciaz leza na ulicy, a ludzie zyja w prowizorycznych namiotach.



...


W Pisco spedzilismy tylko kilkanascie minut. Ruszylismy autobusem przez Ice do Nazca. W Nazca sa prastare ksztalty na piaskach pustyni. Ksztalty te przypisuje sie roznym plemionom, nie wylaczajac plemion pozaziemskich. Nazce (to jest biernik, nie celownik) mozna zwiedzac wymiotogennym i pieniadzochlonnym samolotem tudziez z mirador, czyli wiezy widokowej (ok 0,85 zl). Mysle, ze z latwoscia odgadniecie, ktora opcje wybralismy. Ksztaltow zobaczylismy w sumie tylko dwa ale i tak pobyt na pustyni uwazam za bardzo interesujacy.



Nastepnie dojazd autobusem do Nazca city, tu kilka godzin i ruszamy nocnym autobusem do wysokogorskiej Arequipy. Balem sie kwestii rabunkowych, ale podroz autokarem przebiegla bezproblemowo. Dotarlismy tu dzis rano, zarezerwowalismy wycieczke do kanionu Kolka (3 dni, poczatek jutro o 5 rano) i zwiedzilismy nieco miasto. Miasto w moim odczuciu duzo bardziej urokliwe niz Lima. Chyba wlasnie to natchnelo mnie do kupna czapki. Tak jest, mam teraz ciepla (tak obiecywala pani w sklepie) czapke. Udowodnie to zdjeciem w czapce w najblizszym czasie. Nie wykluczam rowniez zakupu peruwianskich skarpetek.

PS. Z bolem serca musze poinformowac, iz wiezienie Sona okazalo sie wymyslem scenarzystow Prison Breaka i nigdy go w Panamie nie bylo. Pisze o tym nawet wikipedia. To mniej wiecej tak jek sie dowiedziec, ze to nie Swiety Mikolaj kladzie prezenty pod choinka.

piątek, 25 stycznia 2008

Ameryka Poludniowa

22ego wstalem rano w Panama City. Herbata i w droge do autobusu. Szybko nauczylem sie kolejnej wielkiej prawdy podrozniczej (czy wrecz zyciowej). Jezeli przywiezie cie w jakies miejsce autobus ulica jednokierunkowa, to szanse na to, ze jego przystanek w druga strone bedzie w tym samym miejscu sa raczej znikome. Z duzym plecakiem takie przemyslenia bola bardziej. Mimo tych przeciwnosci losu udalo sie dotrzec na aerupuerto Tocumen i wsiac do samolotu lot CM 435 do Limy. Tym sposobem rozpoczyna sie przygoda z Ameryka Poludniowa. Z lotniska odebral mnie Carlos (w Limie poddalem idee dojazdu autobusem, bo bylo to jakies bardzo skomplikowane). Tak trafilem do B&B Jose Luis. Tam spedzilem jeden dzien, zwiedzilem centrum Milaflores-jednej z lepszy dzielnic Limy i dosc wczesnie poszedlem spac. Poszedlem spac bo rano trzeba bylo wczesnie wstac. Rano przyjechala Karolina. O przyjezdzie Karoliny wiedzielismy od dawna, ale radosc byla niebagatelna. Karolina nie dosc, ze w ogole przyjechala, mowi po polsku (studiujemy razem, trudno w sumie zeby nie mowila), to jeszcze przywiozla troche prezentow z domu. Zuch dziewczyna! Zjadlem zatem cudowne Prince Polo i przytulilem sie do pluszowego lwa w swetrze z napisem Polska. Kolejna lektura po Wojnie futbollowej i Wspomnieniach tajskiej prostytutki, to Listy z Podrozy Jeremiego Przybory. Przenosimy sie zatem najpierw od podroznika bardzo wielu krajow przez podroze seks biznesowe po Azji i Europie do podrozy po Warszawie...
Przez dwa ostatnie dni zwiedzalismy Lime. Szczerze mowiac nie zrobila na mnie olbrzymiego wrazenia. Nie jest brzydka, jest po prostu bardzo europejska. Tu, to jest pewnie cos duzego, dla europejczyka nie az tak. Zwiedzanie Limy umilaly mi opowiesci Karoliny z Kolumbii. Spedzila tam 3 ostatnie tygodnie z przyjaciolmi poznanymi wczesniej w Kanadzie. Historie niesamowite.
To co Peru ma najlepszego do zaoferowania to chyba jednak jest przyroda i male wioski, a nie Lima. Nie ma zatem co zwlekac tylko czas ruszac dalej, na poludnie. Dzis jedziemy do Pisco. Zdjecia z Limy nieco pozniej, tu za bardzo nie mam jak.

niedziela, 20 stycznia 2008

Solo un pulpo mas y vamos.

Dzis nauczylem sie jednej, bardzo waznej rzeczy. Nigdy, pod zadnym pozorem, nie nalezy wsiadac do samochodu terenowego, ktory przewozi na dachu osmiornice.

To bedzie dlugi wpis, mozna czytac w odcinkach.
O wyspach San Blas dowiedzialem sie pewnego wieczoru w Antigle, przy kolacji. Para Izraelczykow powiedziala, ze gdybym byl w Panamie, to tam sa takie wyspy, na ktorych jest naprawde pieknie, mozna plywac, byc na bezludnej wyspie itp. Czemu nie? W piatek czekalem na dworze od 5.20. Samochod przyjechal po 6. Pewne zjawiska w tej czesci swiata wydaja sie byc uniwersalne, niezaleznie od kraju. Siedzac w samochodzie wiedzialem zatem, ze jade na wyspy, na ktorych ma byc pieknie. Wiedzialem tez, ze maja tam byc indianie, a pradu ma nie byc. Nie wiedzialem na przyklad, na ktorym oceanie sa te wyspy. To okazalo sie bardzo wazne. Panama City jest nad Pacyfikiem, wyspy sa na Atlantyku. Wynika z tego, ze trzeba przejechac przez srodek kraju, a przejechanie przez srodek kraju jest sporym wyzwaniem ze wzgledu na drogi.



Podroz zajela kilka godzin, nie raz musielismy opuszczac samochod i wygladalo to na sytuacje bez wyjscia. Dla kierowcow to kolejny, przecietny dzien w pracy.



W koncu dojechalismy do rzeki. Tam poznalismy naszego Indianina Kuna-Eulegio. Poznanie Eulegio zajmuje troche czasu. Wydaje sie byc jedna z wazniejszych osob na wyspie. Bez przerwy rozmawia przez telefon komorkowy (trudno przyzwyczaic sie do tego widoku na bezludnej wyspie albo na malym kanoe na morzu karaibskim). Mowi po Angielsku i Hiszpansku. To bardzo duzo, wiele Kuna mowi tylko w jezyku Kuna i nigdy wioski nie opuszczalo. Eulegio organizuje wszystko. Zakwaterowanie, jedzenie, picie, narkotyki, transport do Kolumbii, transport do Panamy. Jego dom jest na srodku glownej ulicy. Doslownie. Zeby przejsc ta ulica z jednego konca wyspy na drugi trzeba przejsc przez jego living room (patrz zdjecie ponizej).


Kuna 21ego wieku. Jest przy tym serdeczny i dosc opiekunczy. Jego bratanek, ktory zawozil nas lodka na bezludne wyspy, opowiadal, ze 2 lata temu, zanim pojawily sie telefony komorkowe, z wujkiem bylo ciezko. Jak bratanek spoznial sie z przywiezieniem turystow o 15 minut, wujek Eulegio wysylal kanoe z lekarzami i policjantami Kuna na ratunek. Teraz jest lepiej, wujek tylko dzwoni co 10 minut. Kogos mi ten wujek przypomina...


Eulegio, przez moment bez telefonu

Bratanek ma na twarzy przy ustach blizne, ktora wskazuje, ze ktos kiedys drastycznie 'poszerzyl mu usmiech'. Bratanek mowi po hiszpansku nie wiele lepiej niz ja (a ja dalej prawie nic nie rozumiem), wiec opowiesc wygladala mniej wiecej tak:
Ja miec 18 lat i dziewczyna. Ona ladna, bardzo i sie mojemu koledze tez podoba. No wiec my sie troche poklucilismy, a on mial przy sobie noz, a ja nie. I on mnie tym nozem ciach w buzie. Lekarze Kuna chcieli mi przyczepic kawalek skory z nogi. To ja do Wujka. Wujek ma kolegow z zagranicy. Lekarze z Ameryki mnie leczyc i nie przyklejac kawalek nogi do twarzy. No ale jest blizna. Jak mnie ta dziewczyna widzi pozszywanego to mowi, ze juz nie chce sie ze mna spotykac. Wstydzi sie i w ogole. Ja tego amigo juz tak bardzo nie lubie przez to. No to wujek znowu mowi, ze ma kolegow i moze by tak tego kolege zabic chociaz? Wujek mnie bardzo kocha. Mysle sobie, ze juz duzy ze mnie chlopak i moze nie bedziemy zabijac tego kolegi. Mieszkal na wyspie jeszcze kilka lat, ale w koncu sie przeprowadzil na inna. Raczej nie rozmawiamy. Wujek pomagal, rana sie zagoila no i dziewczyna mnie znowu chce. Jestesmy razem juz 6 lat, mamy dwojke dzieci. Ona jest kochana.
To jest historia blizny bratanka Eulegio z plemienia Kuna. Franciszek Malinowski.
Teraz troche o zyciu na San Blas. San blas to bardzo duzo wysp, nikt nie potrafil mi wiarygodnie powiedziec ilu. Jedni mowili 50 a inni 2000... Wieksze (wiecej niz jeden dom) osady Kuna sa w kazdym razie na kilkudziesieciu i na wybrzezu. Wyspy sa pelne sprzecznosci. Mieszka sie zazwyczaj w drewnianych chatkach i spi na hamakch. Jest kilka murowanych domow, ale niewiele. Sprzecznosci pojawiaja sie na przyklad wtedy, gdy lezac w tym Kuna hamaku w drewnianej chatce mozemy ogladac amerykanska telewizje satelitarna. Elektrycznosc zatem jest (z generatorow), Nie ma jej tylko dla turystow. My mamy zyc jak prawdziwi Kuna, prawdziwi Kuna juz nie chca (i trudno im sie dziwic).


Kuna chatka z zewnatrz. Dach exclusive

Na San Blas przyjechalem z trojka Kanadyjczykow. Eulegio zawiozl nas mna bezludna wyspe. Tam snorkeling, friesbie, walka z kokosami ktore stracilismy z palmy (ostatecznie pierwszy zostal rozbity muszla, nie musze wam chyba mowic kto tego dokonal...) Kanadyjczycy nie maja pojecia o kokosach). Nie chce czytelnikow za bardzo denerwowac, ale to bylo naprawde cudowne. Nigdy w zyciu nie bylem w takim miejscu. Teraz ja bede mowil przy kolacjach w hostelach, ze niedaleko Panamy sa takie wyspy... Nastepnego dnia Kanadyjczycy mieli plynac lodka do Kolumbii. Wieczorem zatem spotkanie z kapitanem. Kapitan to Alfonso, Katalonczyk w wieku okolo czterdziestu lat. Alfonso nie owija w bawelne. Ja jestem kapitanem. Nikt nie dyskutuje ze mna na lodce. Cena nie podlega negocjacjom. Bedziecie posluszni i podroz bedzie szybka i przyjemna. Alfonso na spotkanie przychodzi ze swoja dziewczyna, murzynka w wieku okolo 15-16 lat. Ona mowi troche po angielsku. Eulegio nie lubi Alfonso. Mowi, ze to facet z zewnatrz, ze przyjezdza do Panamy i chce robic biznes. A przeciez tu juz sa swietni kapitanowie. Jest Raul i ma bardzo dobra lodke. Jest Manolo i jest bardzo dobry. Tylko teraz lodka Manolo jest na skalach, wiec na razie nie moze przewozic ludzi.
Nastepnego dnia Kanadyjczycy odplyneli z Alfonso, a przyjechalo trzech Portugalczykow, Nowo Zelandka i para Argentynczykow. Dzien na wyspie, tym razem zamieszkanej przez jedna rodzine. Elogio wytlumaczyl, ze mieszkaja na tej wyspie tylko w sezonie kokosowym i pilnuja zeby im nikt tych kokosow nie ukradl. Za pobyt na wyspie trzeba placic dolara od osoby. Za kokosy 50 centow. Bratanek przywiozl nam na wyspe lunch i Pepsi Cole (Cola $1). Wieczorem, przy kolacji w domu Eulegia rozkrecila sie fiesta.


Argentynczycy spiewali piosenki o Kuna i grali na wszystkich instrumentach swiata. Wtedy stalo sie cos niesamowitego. Eulegio postawil nam wszystkim kolejke piwa (normalnie $1). I nastepna, i nastepna... nie pamietam ile, ale duzo. Eulegio jestem typem twardego biznesmena, nic bez pieniedzy, a tu takie cos. Pozniej, po kilku piwach przyznal sie, ze jego brat ma dzis operacje na raka czegos w brzuchu. Jego mama jest z nim w Panamie, a Eulegio czeka na wiesci przy telefonie (zalatwiajac biznesy w miedzy czasie). Spiewalismy piosenki i niepodleglych Kuna.
Nastepnego dnia rano podroz lodka w gore rzeki, nastepnie samochod terenowy. Juz mielismy odjezdzac, gdy pojawil sie mezczyzna z wielka podrozna lodowka. W lodowce pulpo, czyli osmiornica. Lodowka byla na dachu, obok naszych walizek. W czasie wyboistej podrozy plyn z osmiornic zalal wszystkie plecaki, wlewal sie przez okno do srodka i smierdzial niemilosiernie. Teraz ubrania i plecak sa w praniu. Podsumowujac ostatnie 3 dni powtarzam; nigdy, pod zadnym pozorem, nie nalezy wsiadac do samochodu terenowego, ktory przewozi na dachu osmiornice. Czlowiek uczy sie poprzez doswiadczenia.


piątek, 18 stycznia 2008

Llamada llamada!

Jestem w Panamie.

Kanal tez tu jest, to zadna mistyfikacja... W lotniskowej informacji zapytalem, jak dostac sie do hostelu Mama Llena. Pan powiedzial, ze to bardzo proste, wystarczy wsiasc w jedna z taksowek czekajacych przed wejsciem. Wytlumaczylem, ze szukam czegos nieco tanszego. W odpowiedzi otrzymalem mrozace spojrzenie. Mimo wszystko udalo sie znlapac autobus. Zamiast 25 dolarow zaplacilem 25 centow i od razu zapalalem wielka sympatia do Panamy. Mieszkam w hostelu Mama Llena 2. Hostel Mama Llena 1 jest taki prawdziwy, z wieloma pokojami, tarasem, biblioteka itp. ML2 jest dla tych, ktorzy nie znalezli miejsca w ML1. Na poczatku chcialem sie stad jak najszybciej wyprowadzic. To jest po prostu dosc duzy apartamet z trzema lazienkami, w ktorym upchano sporo pietrowych lozek. Kilka godzin wystarczylo, zebym zmienil zdanie. W zwiazku z charakterem tego miejsca, czuje sie jakbym byl w prywatnym mieszkaniu, a nie w hostelu. Nie czulem sie tak od wyjazdu z Polski wiec jest calkiem milo! No i byly left over banany oraz nalesniki z left over maslem orzechowym na sniadanie.
24 godziny nie wystarcza zeby dokonac wielkiej syntezy Panama City, tydzien pewnie tez nie, napisze zatem tylko kilka ciekawych (w sensie takich, ktore mnie osobiscie zaciekawily) rzeczy.
Przewodnik napisal, ze najlepiej Kanal zwiedzac od 8 do 10.30 (przeczytalem to okolo 11.00), albo po 15. Rano, tj. po 11, ruszylem zatem obejrzec stare miasto. Stare miasto jest rzeczywiscie stare, zdezelowane i nie ma tam az tak strasznie duzo typowych atrakcji turystycznych. Widzialem za to jeden budynek odchylony od pionu o jakies 10 stopni. Nie zrobilem niestety zdjecia, gdyz w okolicy bylo sporo mieszkancow, a zarowno przewodnik jak i ludzie ktorych spotkalem po dodze, sugerowali wzmozona ostroznosc w tej okolicy. Zwiedzilismy z Pablem Muzeum Kanalu i palac gubernatora (robi wrazenie) i ruszylismy w strone autobusow. Po drodze, na avenida central pelno ludzi krzyczy "llamada, llamada", czyli w wolnym ( moim) tlumaczeniu "rozmowa telefoniczna" x2. Troche zajelo mi rozszyfrowanie o co im chodzi, do kogo tak ktos ciagle dzwoni. Okazuje sie ze oferuja oni mozliwosc zadzwonienia z ich komorki na jakas inna, panamska komorke. Cena od 15 do 25 centow. Taka alternatywna budka telefoniczna. Zaczelo padac. Bylo to o tyle ciekawe, ze dopiero wowczas zdalem sobie sprawe, iz w ciagu ponad miesiaca w Gwatemali ani razu nie padalo. Pare razy spadlo kilka kropli z nieba, ale nazywanie tego deszczem byloby drastycznym wyolbrzymianiem. Schronilem sie w McDonaldzie. Rowniez pierwszym od dawna. Wiecie jak nazywaja w Panamie Cwiercfunciaka z serem? Quarto Libra con queso. Tam tez znalazlem znak, ze wszystkie kobiety powyzej 55 oraz mezczyzni powyzej 60 roku zycia maja 15% znizki. We wszystkich Fastfoodach (comida rapida) w Panamie. Nie zalapalem sie. Nastepnie z Placa 5 de Maya autobus do Miraflores-czesci kanalu panamskiego.

Oprocz obserwowania na zywo wielkich statkow obnizajacych sie o 16 metrow w dwoch sluzach zwiedzilem tez lokalne, super zrobione, muzeum kanalu. Ogolnie rzecz ujmujac cala konstrukcja, jak sobie uswiadomic ogrom przedsiewziecia, robi olbrzymie wrazenie. Przysporzyla Panamie duzo korzysci ale bardzo duzo ja tez kosztowala. Kanal nalezy od Panamy dopiero od 31 Grudnia 1999, a niechec do USA (do ktorych nalezal wczesniej) da sie w muzeum bardzo wyraznie odczuc.

Pablo siedzi przy telefonie

Jutro jade na wyspe San Blas. Mam mieszkac u indian bez elektrycznosci itp. Zapowiada sie ciekawie i pieknie, oby tak wlasnie bylo. Duzy plecak zostajew szafie w Mamie Llenej 2, zabieram maly.
Zawartosc mniejszego plecaka:
  • Urzadzenie scyzorykopodobne od Andrzeja P.
  • Latarka od mamy
  • 3 pary majtek
  • 3 T/shirty
  • 1 kurtka przeciwdeszczowa ( jest juz wrecz zakurzona)
  • 1 Badehoski
  • Maska, rurka, pletwy, nozyk i latarka podwodna
  • Friesbie
  • Szczotka, pasta, mydlo, maszynka do golenia (ta ostatnia raczej dla podwyzszenia samooceny- i tak, jak sie nie gole przez kilka dni to nic nie widac :)
  • Masc na nie gojace sie rany (w razie czego)
  • Srodek na zatrucia (z tym nie nalezy rozstawac sie nigdy. NIGDY)
  • Wspomnienia Tajlandzkiej prostytutki
  • Rozmowki Hiszpanskie
  • 5 litrow wody pitnej (jest na wyspie, tyle ze droga)

Jak wroce to opowiem i pokaze zdjecia.

środa, 16 stycznia 2008

Guate-Pana 14.39

Jestem w Antigle, juz po raz trzeci. Wczoraj tu przyjechalem, dzis pranie, a jutro wylatuje z Guatemala City La Aurora international airport do Panama City. W tym miejscu mozna przytoczyc spostrzezenie Idana.
Latwo nauczyc sie stolic okolicznych krajow. Guatemala-Guatemala City, Mexico-Mexico City, Panama-Panama City, Belize-Belize City, New York, New York city...
W sobote skonczylem kurs hiszpanskiego z Rafaelem. Rafael jest Majem Tzu´Tu´jil, alkoholikiem (nie pije od 7 miesiecy) i dyrektorem San Pedro Spanish School. Jest rowniez bardzo sympatycznym nauczycielem.

Powiedzial zebym zglosil sie na recepcje w sprawie dyplomu. Pan na recepcji spytal sie, jak mam dokladnie na imie. Mowie, ze Brad Pitt. Pyta sie, dlaczego zatem mowia na mnie Francisco? Odpowiadam, ze to taki pseudonim. No i dostalem dyplom. Brad Pitt ukonczyl kurs hiszpanskiego na poziomie intermedio (?!) w San Pedro spanish School.

Graduacion de Brad Pitt
W niedziele poszedlem na wyprawe na szczyt gory Mayan Face. Kondycja juz nie ta co kiedys... Bylem tam pierwszym Polakiem w tym roku, ale nie tak dawno temu, bo 22 grudnia, byli tu panstwo Monika i Miroslaw. Kliknij tutaj jesli chcesz poznac okolice San Pedro i jeziora Atitlan w obiektywie ekspedycji Pablo Francisco.

W poniedzialek rano przeprawa lodzia do Panajachel, a stamtad bus do Antigly. Tutaj spotkalem sie z Idanem i Jamiem , ktorych pozegnalem (myslalem, ze juz na dobre) w Puerto Barrios dwa tygodnie temu. Przyjechali z Belize, bo Idan zostawil tam Kobiego- swoje multimedialne urzadzenie ze wszystkimi zdjeciami. Dzis mamy zatem uroczyste pozegnalne spagetti, a jutro kazdy rusza w swoja strone. Pora sprawdzic czy kanal Panamski to nie jakis mit i czy wiezienie ¨Sona¨(gdzie rozgrywa sie akcja trzeciej serii serialu Prison Break) rzeczywiscie tam jest. Do napisania/przeczytania z pomiedzy Ameryk.

ps. Tesknie za sniegiem.

czwartek, 10 stycznia 2008

Gwatemala zasadniczo pobieznie

W San Pedro proza podrozniczego zycia. Lekcje, prace domowe, jezioro, filmy. Nic szczegolnego. Zainspirowany pytaniem Pani Krystyny (tudziez Krystyny po prostu, nie wiem na ile relacje elektroniczne pozwalaja przechodzic na ty) postanowilem napisac nieco bardziej o Gwatemali.
Ja jestem niestety ignorantem i musze sie przyznac, ze zanim tu przyjechalem, o Gwatemali (jak zreszta o wiekszosci krajow Ameryki Centralnej) nie wiedzialem praktycznie nic (shame on you Franek!). Wiele osob czytajacych tego bloga ma zapewnie duzo wieksze o niej pojecie, ale chyba nie wszyscy. O historii czy wielkosci produkcji kukurydzy mozna przeczytac w ksiazkach, na stronie MSZu, CIA (tak tak, CIA to nie tylko super zepsuci szpiedzy), no i oczywiscie w niesmiertelnej Wikipedii. Ja napisze troche o tym, jaka Gwatemala jest dla mnie i jak wygladaja realia podrozowania po niej. Doswiadczonych Gwatemalskich podroznikow przepraszam, jesli cos ich tutaj razi, ale to jest Gwatemala bardzo subiektywna.

Gwatemala, Subiektywnie , jest:

1. Piekna. Nie ma co o tym dyskutowac. Peru, czy pare innych krajow, jest podobno piekniejsze ale to wcale nie znaczy, ze Gwatemala nie jest. Jest tu masa wulkanow, ktore wylaniaja sie z nikad i siegaja wysokich chmur. Sa jeziora, wodospady, cieple zrodla, jaskinie, morze, ocean (mozna surfowac nad pacyfikiem podobno), dzungle, lasy, chaszcze, miasta, miasteczka, wsie, majowie (20-kilka roznych grup), Garifuna i pelno miejsc, ktore kulturowo nie maja ze soba praktycznie nic wspolnego, a laczy je to, ze sie nazywaja Gwatemala.

2. Tania. Moj prywatny kurs hiszpanskiego na tydzien, 3h dziennie kosztowal 100 zl. Ogolnie dzienny budzet mozna zamknac bez zadnego problemu w 60 zl, a z niewielkim problemem pewnie i w 30 lub mniej. Wazne jest wtedy, zeby miec kuchnie, bo jedzenie pochlania najwiecej Quetzales. Zakwaterownie na dzien kosztuje czesto tyle co Hamburger (tudziez 2 piwa). Z tanioscia zwiazany jest fakt niskiego dochodu. Zarowno dla ludzi lokalnych jak i turystow. Ludzie ktorych poznalem np. w Lanquin pracuja w hostelu 8-10 h dziennie i po roku udaje im sie zaoszczedzic maksymalnie $1000. Tylko dlatego, ze zakwaterowanie i wyzywienie maja za darmo. Pracowac zatem mozna, ale trzeba bardzo lubic te prace i to miejsce. Slyszalem np. w mojej szkole, ze jakis czas temu pracowala u nich studentka socjologii z Polski! Ja uwazam, ze lepiej popracowac gdzies indziej jezeli chce sie zaoszczedzic pieniadze, a pozniej przyjezdzac tutaj i ew. pracowac za zakwaterowanie (ktore kosztuje od 2 do 4 dolarow). Lokalni ludzie nie maja pieniedzy, wiec nie zaplaca wiele za kursy jezykow. Na ulicach mozna sprzedawac koraliki, ale konkuruje sie z dziesiatkami gwatemalczykow.

3.Transportowo ciekawa. To podobno dopiero preludium przed Ameryka Poludniowa, ale na mnie robi olbrzymie wrazenie. Podrozuje sie Chicken busami (o tym juz pisalem), Colectivo (to wlasnie np Toyoty Hiace z 30 osobami na pokladzie jadace po kretych, wyboistych drogach), autostopem, czy tez Luksusowymi busami. Te dwa ostatnie srodki lokomocji prowadza nas do nastepnego punktu.

4. Nie-az-tak-bezpieczna. Czytajac ksiazki sprzed kilku (doslownie) lat, dowiemy sie ze jest tu dosc przerazajaco. Na szlakach turystycznych, drogach i w miastach gangi z bronia (maczety/pistolety) napadaja ludzi, okradaja, gwalca, a czasem i zabijaja. Nie wiem na ile rzeczywiscie tak bylo, ale teraz jest duuuzo lepiej. Od kilku lat funkcjonuje to Policja Turystyczna. Jest dobrze dofinansowana, uzbrojona i co raz wieksza (wiecej oficerow, a nie np. ze oficerowie tyja i sa co raz wieksi). Napadow jest mniej, ale sie zdazaja. Sam poznalem juz trzy osoby ktore zostaly na drodze w bialy dzien zatrzymane i okradzione. Nikomu nic sie nie stalo, ale rzeczy nie ma. W hostelach kradzieze rowniez sie zdarzaja, ale to niestety robia bardzo czesto sami podroznicy. Boli chyba jeszcze bardziej. Z tych wlasnie wzgledow dobrze jest podrozowac wraz z ludzmi lokalnymi, czyli np. unikac autokarow pierwszej klasy. Co do autostopu znam tylko kilka osob, ktore sie odwazylo, samotnie. Wszyscy maja swietne wspomnienia. Podsumowujac, chodzac po ulicach wiekszosci miast czulem sie bezpiecznie tudziez bardzo bezpiecznie. Wyjatkiem jest niewatpliwie Guatemala City.

5.Latwa do podrozowania. Pod warunkiem, ze sie czlowiek nie spieszy. Backpackersow jest tu pelno. Bardzo ulatwia to podroze, zwlaszcza samotne, bo w rzeczywistosci nigdy nie jest sie samemu. To bardziej ogolne bedzie, ale jezeli ktokolwiek sie waha czy wyjechac w taka podroz samemu, niech wahac sie przestanie. Mysle ze ponad polowa osob, ktore tu spotykam wyruszyla ze swoich krajow w pojedynke, a teraz podrozuja w parach, trojkach, czworkach itd. Poznac kogos jest bardzo latwo. Backpackersi sa bardzo rozni, takze kazdy znajdzie kogos, z kim bedzie sie dobrze dogadywal. Od hippisow, przez zapalonych wspinaczy gorskich do milosnikow folkloru ludowego. Warunek jest taki, ze trzeba mowic troche po angielsku. (troche, ale nie koniecznie bardzo dobrze).


6. W wielu miejscach dzika i nieodkryta
To jest jej olbrzymi urok. W takich miejscach, gdzie w kazdym europejskim kraju bylby hotel na hotelu, tu czasem trudno jest znalezc maly sklepik. Mozna w pelni delektowac sie natura i realizowac swoje eksploracyjne zapedy. Trzeba sie tylko pospieszyc.

7.Ciepla, ale nie za goraca, przynajmniej w tym okresie (ktory oni nazywaja latem. Zima rozni sie tym, ze duzo pada)

8.Inspirujaca. Bo rozne kultury ktore sie tu spotykaja tworza bardzo ciekawa mieszanke. Rowniez calkiem niedawno (w 1996) skonczyla sie tu 36 letnia wojna. No i Majowie (oczywiscie nie tylko na terenie obecnej Gwatemalii) sa niesamowici.

9.Irytujaca. Zwlaszcza jesli chodzi o pieniadze, ale nie tylko. Oprocz supermarketow bardzo rzadko jest cos takiego jak metka na towarze. Od turystow kazdy chce wiecej (czesto duuuzo wiecej, ceny nie z tej ziemi), o wszystko trzeba sie targowac. Ponadto czas plynie tu bardzo nielinearnie i nie rowno dla wszystkich, a przestrzen mozna naginac (tu wracamy do tematu transportu wszelkiej masci).

10. Polozona pomiedzy innymi bardzo ciekawymi i tanimi krajami. Tak, tak, jak juz sie tu jest to na pewno warto odwiedzic Salwador, Honduras, Nikarague (podobno lokalny szczyt taniosci, a zarazem bardzo ciekawa), Meksyk, Belize i inne. Znam wiele osob, ktore tyle czasu co ja mam na okrazenie swiata, poswiecili na podroz po Ameryce Centralnej. Wcale sie nie nudzili, a jest to bardzo tanie. Naprawde bardzo. 3 miesiace pracy w Irlandii czy Anglii i mysle ze mozna tu z palcem w nosie spedzic pol roku (wliczajac bilet). To skierowane dla tych, ktorzy mysla, ze na takie podroze nigdy nie bedzie ich stac.

Na razie chyba tyle. Jak ktos ma jakies pytania, sugestie czy sprostowania to prosze pisac bez wahania. Mamo popraw mi prosze bledy ortograficzne! Ide odrobic prace domowa.
Z specjalnymi pozdrowieniami dla Krystyny J.

poniedziałek, 7 stycznia 2008

And now for something completely different

czyli teraz cos z zupelnie innej beczki.

Dzis udalo mi sie odebrac prezent gwiazdkowy od Basi i Mateusza. Sprawil mi baardzo duzo radosci. Nie ma, co prawda, wiele wspolnego z podroza dookola swiata, ale z innymi podrozami owszem. Polecam i ide odrobic prace domowa.

Inne filmy BaRH+

sobota, 5 stycznia 2008

San Pedro

Wiekszosc tego posta napisalem wczoraj, ale po calym dniu porywistych wiatrow bylo male trzesienie ziemi co skutecznie powstrzymalo dzialanie internetu.
Bus ktory mial wtedy przyjechac nie przyjechal. Zepsul sie gdzies po drodze. Nikt nie przyszedl nam o tym powiedziec czy cos. A noz bysmy sobie pojechali i zwrot pieniedzy nie bylby konieczny. Za kare oplacili nam noc w hostelu.Nastepnego dnia przyjechal, ale inny-czerwony zamiast bialego. Nie wybrzydzalismy. W autobusie poznalismy Johnego. Z bolem serca stwierdzam, ze spedzilem z nim tylko kilka godzin, wrocil do Antiguy nastepnego dnia. A teraz garsc informacji o Johnym (Johnatanie), ktore udalo sie zdobyc w jakze krotkim czasie wspolnej podrozy do San Pedro.
Janek ma 24 lata, 195 cm wzrostu i wazy ok 100kg. Mieszka na przedmiasciach Orlando, na Florydzie. Obecnie jest stewardem/stewardesem (meska stewardesa, nie wiem jak sie odmienia). Zanim jednak zostal stewardem byl instruktorem canoeingu, ratownikiem medycznym w karetce, instruktorem sztuk walki i strazakiem. Pierwszy raz wyjechal z kraju w wieku 23 lat, do Belize. Poznal tam dziewczyne, ktora podrozowala po swiecie. Zapytal sie jak moze sobie na to pozwolic, odpowiedziala ze jest stewardesa. Pol roku pozniej John byl Stewardem. Do Gwatemali przyjechal na 4 dni, z malym plecaczkiem. John wierzy w koniec swiata w 2012 roku, choroby leczy swiezymi owocami, kocha dzungle i nie pamieta praktycznie nic sprzed czasu kiedy skonczyl 16 lat. W tym wieku poszedl do collegu (administracja w biznesie), wczesniej uczyl sie w domu. Wiekszosci od mamy, ale jesli chodzi o matematyke to przychodzil sasiad. W piatki wraz z innymi dziecmi, ktore uczyly sie w domu, gral w parku w pilke. W wieku 22 lat wyprowadzil sie od rodzicow. Robi sobie sam kefir, mieszkal przez pol roku bez lodowki (z wyboru, jadl tylko swieze rzeczy, kupione danego dnia), nie oglada filmow (zeby nie wspierac grup, ktorych nie chce wspierac bo nie zgadza sie z ich polityka). Poszlismy razem na kolacje.
F: John, czego sie napijesz, masz ochote na piwo?
J: Hm, piwo… nigdy nie pilem.
F: ?!
J: Od tego robi sie cieplej, tak?
F: Eee, no robi sie, chyba. Ale jak to nie piles?
J: No jakos nigdy nie probowalem, ale chyba bym chcial teraz.
F: Ale piles jakis alkohol w zyciu?
J: Probowalem kiedys wino. I lyka jakiego drinka... chyba margarity. Ale nie smakowalo mi. Piwo smakuje lepiej od wina?
F: No nie mam pewnosci szczerze mowiac. Na pewno chcesz sprobowac...?
J: Tak, czemu nie, jest dosc zimno.

Przez kolejne dziesiec minut kazalem mu przysiegac, ze mowil prawde. Przysiegal. Pytam sie, czy to kwestia religii, czy jego rodzice sa bardzo wierzacy. John mowi, ze w sumie chyba sa, ale on nie jest, nie bardzo mu sie podoba idea religii i wspolnot opartych na tej plaszczyznie. W koncu probuje piwa i od razu krzywi sie jak male dziecko. Popija wielkim lykiem wody mineralnej. Mowie, ze jak nie chce to nie musi pic tego piwa, ale steward chce. Pyta sie, czy moze po prostu wypic duszkiem, zeby nie czuc smaku. Chyba moze. Wiec pije, krzywi sie strasznie i od razu popija woda mineralna. Chyba nie predko napije sie znowu piwa.

John przy piwie. Duze podobienstwo do niejakiego Donnie Darko

Spie nad jeziorem Atittlan. Przez ostatnie 3 dni praktycznie nie bylo tu pradu z powodu wiatrow. No i jeszcze wczorajsze trzesienie ziemii. Rano plywam (woda zimna pieronsko jak mowi tata), pozniej robie prace domowa, a od 14 do 17 mam lekcje hiszpanskiego z Rafaelem. O San Pedro napisze wiecej, ale to nastepnym razem.
Natalia ma dzis urodziny, wiec z tego bloga zycze jej wszystkiego najlepszego!!! Niech wszyscy wiedza, a co tam. Chyba jest w tej chwili w samolocie do Niemiec, bo ma wylaczony telefon.



Panorama z tarasu (panoramicznosc tej panoramy jest na miare moich mozliwosci)

środa, 2 stycznia 2008

Antigua przejazdem

Jestem z powrotem w Antigle. Tylko przejazdem. Dotarlismy tu wczoraj, a juz za 2 godziny jedziemy do San Pedro. Nadchodzi czas nauki-nad jeziorem Atitlan sa najtansze kursy jezykowe w Gwatemali. A jezyk w Livingston nazywal sie Garifuna, nie Garfinkel...
Sylwester bardzo udany. Mimo gwatemalskich problemow komunikacyjnych udalo sie dojechac wielu znajomym. Byla trojka izraelczykow. Byl International Team, czyli Anna Marie, Lash i Jamie (ktory zgubil sie wczesniej w dzungli z dwiema kanadyjkami, ale dojechal 31ego). Bylo tez trzech dunczykow i jeszcze kilka spotkanych wczesniej osob. Zabawa w rytmach kultury Garinagu.



Nastepnego dni, ku zdziwieniu chyba wszystkich, udalo nam sie wstac (tudziez nie polozyc) o 6 i byc na lodce colectivo ok 7. So fresh and so clean...

30 minut do Puerto Barrios, a tam rozstania nadszedl czas. Jedni do Belize, inni do Hondurasu, Guatemali czy Antigly. Co przezylismy to nasze.


Pozniej podroz jakby w innym kraju. Czeka na nas luksusowy bus. Klimatyzacja, miekkie fotele i hamburger na pokladzie. To nie zdaza sie tu czesto, zwlaszcza ze cena nie byla zbyt wygorowana (18 zl zamiast 12). Dojezdzamy do Guatemala city, a stamtad chicken bus. Komfort drastycznie mniejszy, ale to tylko 1,5 godziny. Chicken bus to najpopularniejszy srodek transportu gwatemalskiego. Stare amerykaskie busy ktore dowozily dzieci do szkol. Takie jak np. na Forescie Gumpie. Nazwa pochodzi od tego, ze wielu podrozujacych wozi ze soba kurczaki. Na siedzeniach przeznaczonych dla dwojga nastolatkow siedza 3 dorosle osoby. Ludzie wchodza i wychodza, sprzedaja, spiewaja, nawracaja i zabawiaja. Predkosc przelotowa okolo 30 km/h chyba, ze przez zupelnie nie zamieszkane tereny. Ale Gwatemalczycy lubia turystow, ktorzy jezdza razem z nimi. Czynnik integrujacy. Tak dotarlismy do Antigly. Wieczorem film ´Blood Diamond´w Cafe 2000 (polecam film podobnie jak i Cafe 2000). Pozniej upragniony i ostatnio zaniedbywany sen. Teraz ide sie spakowac i w droge.

Wiecej zdjec z tego okresu tutaj