poniedziałek, 31 lipca 2017

Lew


Dzisiaj się urodziłeś. Dokładnie cztery godziny temu, o 13.26. Co to jest za przeżycie, to się chyba nie da opisać. Zarówno dla ciebie, jak i dla nas. Byliśmy w szpitalu już wczoraj o świcie, ale okazało się że to jeszcze nie to. Dziś twoja mama była dla mnie litościwa, z bólu prawie nie spała całą noc, ale mi dała dospać do 8.30. Potem poszedłem na zakupy, a jak wróciłem to się okazało, że już teraz, natychmiast jedziemy. Do 13-tej były badania, kroplówki, przygotowania, a potem wzięli Misię na salę. Ułożyłeś się bokim, więc wyciągali cię poprzez cesarskie cięcie. 
No a mi kazali wtedy pójść do poczekalni. Próbowałem pisać jakiś tekst do pracy, ale się nie dało. No i jakoś około 13.40 przyszła pani, że to już.

czwartek, 1 czerwca 2017

Kiedy to się skończy?

Mam przyjaciółkę Annę, o której pisałem tu już co najmniej dwa razy. Urodzona w Australii pół Polka (mama), pół Portugalka (tata). Uroda taka, że mogła by być z połowy miejsc na świecie, ale na słowiankę jednak za ciemna. Poznaliśmy się w 2007 roku w Gwatemali. Oboje w podróżach dookoła świata, z tym że ona ze swojej nie wróciła do dziś. Okrążyła świat w kilka lat, pracowała wszędzie, osiedliła się na parę lat w Izraelu. Żyło i pracowało jej się tam dobrze, choć nie jest Żydówką.
W tym czasie widzieliśmy się raz w Tel Awiwie i kilka razy w Polsce. Gdy jej babcia z Warszawy umarła, została tu na trochę dłużej uporządkować sprawy. Przypomniała sobie, jak się mówi po Polsku.
Raz, w 2009 roku pojechała ze mną i z Olkiem na Wintercupy do Jurgowa (akademickie zawody narciarskie), gdzie z nowo poznanym panem wyciągowym bez połowy zębów dopingowała mi i Olkowi. Dogadywała się ze wszystkimi, była miła i uśmiechnięta, ludzie ją lubili. Była ze mną na Kasprowym Wierchu, podobało jej się w Polsce.
Anna mieszka teraz w Amsterdamie, więc zaproponowałem niedawno, żeby wpadła nas odwiedzić zanim salon zamieni się w pokój dziecięcy. Anna odpisała tak:

W wolnym tłumaczeniu znaczy to tyle co:
"Chciałabym Was odwiedzić, ale po ostatnim razie w Polsce... nie spieszy mi się z wracaniem. Krzyczeli na mnie, wyzywali i pluli z powodu koloru skóry, kiedy przyjechałam żeby odebrać polski paszport... Nie wydaje mi się żeby beżowi jak ja, byli mile widziani w Polsce teraz... Nawet jeśli mówimy po polsku. "

środa, 7 grudnia 2016

Kontrargumenty


Jakiś czas temu strona uchodzcy.info (którą gorąco polecam) wrzuciła infografikę o przyjmowaniu dzieci. Moja żona ją udostępniła i pod jej postem na FB rozgorzała dyskusja. Śledziłem ją uważnie, ale nie miałem siły, żeby się udzielać. Czytałem też w miarę na bieżąco co ludzie piszą pod oryginalnym postem uchodźcy.info i włos jeżył się na głowie. W końcu nie wytrzymałem, i stąd ten tekst. Jeśli z tego czy innego powodu uważasz, że kategorycznie nie powinnismy przyjmować uchodźców/migrantów/muzułmanów do Polski proszę, przeczytaj go. W ramach wzajemności, ja przeczytałem bardzo dużo komentarzy dlaczego nie powinniśmy. Dla porządku (jestem matfizem po socjologii) podzieliłem tekst na główne wątki, wokół których, ma wrażenie, ta dyskusja się rozgrywa. 

poniedziałek, 3 października 2016

Wdzięczność (nie tylko) po udarze


Dwa tygodnie temu w internecie pojawił się tekst Katarzyny Staszak  o udarze mojego taty. Tekst był rozdziałem z moim zdaniem bardzo dobrej i potrzebnej książki „Udar. Poradnik dla pacjentów i ich bliskich". 
Zanim wyszła książka, rozmawialiśmy z mamą i tatą, o tym czy chcemy z naszymi przeżyciami wychodzić do świata. Nie są to doświadczenia przesadnie miłe, a wbrew temu co można sądzić obserwując mnie na FB, bardzo cenię sobie prywatność w pewnych, określonych w mojej głowie sferach życia. Autorka przekonała nas do tego, że tak. O udarach trzeba mówić, bo po pierwsze, są niezwykle częstym problemem, po drugie można im zapobiegać dbając o siebie (czego mój tata zbytnio nie robił) i wreszcie, po trzecie, już po udarze można zrobić bardzo wiele, by poprawić swoje życie i zdrowie. 
Kierując się tymi przesłankami opowiedzieliśmy jak było, a autorka bardzo sprawnie to wyselekcjonowała i spisała. Spisała tak, by dobrze się czytało i zarazem, by pokazywało jak dużą rzeczą jest udar i jak bardzo zmienia życie nie tylko głównego poszkodowanego ale i całego jego otoczenia. Efekt bardzo mi się podobał. Różne rzeczy zostały pominięte, inne uwypuklone, co doskonale rozumiem, bo sam sporo pisze i wiem jak jest. Żeby ktoś coś przeczytał, tekst musi być po prostu atrakcyjny. 
Teraz, wiele miesięcy po wywiadzie, za sprawą publikacji w internecie, przyszła kolejna refleksja. Po pierwsza, tekst wyłączony z kontekstu książki stał się trochę taką autopromocją - "patrzcie, jacy jesteśmy dzielni". A to nie o to chodziło. 
Po drugie, przedstawia głównie perspektywę mojego ojca, który mówi wiele o mnie, mamie, moim rodzeństwie, o swoim lekarzu, czyli o ludziach których przy tej okazji widział po prostu najczęściej. To jego perspektywa. Pomyślałem, że  powinienem uzupełnić to o swoją, bo siłą rzeczy jest trochę inna. 

piątek, 19 lutego 2016

W obronie odcieni szarości

Bratanica Janka, która już coś podejrzewa 
Rodzisz się. Patrzysz w lewo, patrzysz w prawo, jest mama. Cyc, kocyk, te sprawy. Przez kolejnych kilka lat sprawa jest prosta. Mama jest dobra, tata, jak się z czasem okazuje, też dosyć. Gorąca kuchenka, kant drzwi czy kurek z ciepłą już takie dobre nie są. Wszystko idzie tym stosunkowo czarnobiałym tropem mniej więcej do momentu, gdy obejrzysz trzecią część starych Gwiezdnych Wojen. Wtedy kończy się czas bajek, a zaczyna wczesna dorosłość. Lord Vader, najczarniejszy z czarnych charakterów ratuje syna i sprawę rebelii. Najgorszy robi to, czego najlepsi nie byli w stanie osiągnąć. 
Dookoła robi się coraz mniej przewidywalnie. Najlepsza koleżanka zamienia się w najgorszego wroga, Tsubasa gra w jednej drużynie z Kojiro, a bycie dobrym uczniem kłóci się z byciem fajnym uczniem. Przeciętny człowiek gdzieś w okolicy ósmego roku życia nie ma już wątpliwości, że świat nie jest czarno-biały. No, chyba że czyta się mu baśnie Braci Grimm, wtedy znacznie wcześniej uczy się, że jest po prostu czarny.

niedziela, 6 września 2015

O uchodźcach, pragmatycznie

Nie zrobiłem uchodźcom żadnego zdjęcia. Bardzo nie podobało mi się epatowanie martwym chłopcem z plaży. Zamiast tego zatroskany szympans. Moja narzeczona lubi szympansy.
Deprawacja
Po inwazji na Krym przeczytałem wyniki sondażu o postawach Polaków. Na pytanie, co byś zrobił, gdyby wybuchła wojna, wiele osób odpowiedziało - po pierwsze próbował zagwarantować bezpieczeństwo rodzinie, po drugie stanąć do walki. Czyli, w skrócie, biorę dzieci, wsiadam w samochód i jadę do Niemiec. A jak Niemcy też niebezpieczne, to sprzedaję samochód i kupuję bilet do USA, Argentyny czy Nowej Zelandii. A później myślę o odzyskaniu kraju. Brzmi rozsądnie. 
Ubiegałbym się o azyl, prosił, czekał. Ale w końcu, jakbym po 5 latach suszy i 4 latach wojny domowej siedział w tłoku, nie wysypiał się, nie dojadał, nie miał dostępu do toalety czy prysznica, to bym się zaczął wściekać. I złorzeczył tym, co mnie nie chcą wpuścić. A jakbym w tych nowych krajach jeszcze widział, że ludzie chodzą w modnych ubraniach do drogich kawiarni, to już w ogóle by mnie szlag trafił. A jestem 30-sto latkiem. Zdrowym i dosyć silnym... Gdyby mnie wtedy wsadzono do ciasnego obozu i siedziałoby tam sporo innych silnych i wkurzonych, to kto wie, jakie pomysły zaczęłyby nam chodzić po głowie. Takie miejsca to w końcu inkubatory radykalizmów. Jakby nasze żony i dzieci płakały codziennie. Może oplułbym jakiś autokar, ukradł samochód, pieniądze czy jedzenie. Może nawet dopuściłbym się rzeczy gorszych. Bo jak się widzi śmierć na co dzień przez wiele lat, to myśli się o niej inaczej.  Nauka udowodniła, że ludzie nie rodzą się źli i dobrzy. Że takimi czyni ich wychowanie, suma doświadczeń i okoliczności. 

niedziela, 9 sierpnia 2015

Skaleczyłem się

Skaleczyłem się. Na czubku lewego łokcia, rozcięcie na centymetr, niepozorne. Przemyć, plasterek, zapominamy o sprawie. 
Samo skaleczenie to jednak nie pełen obraz sytuacji. Tego dnia tarzałem się też sporo. W bagnie, błocie, rzece, żwirze… W pracy, ale przyznam, że nie bez przyjemności. I też 4 lipca 2015 to był nieprzyzwoicie ciepły dzień, w Świętokrzyskiem przynajmniej.


Noc gorączkowa, ręka spuchnięta. Rano ratownicy patrzą na rękę, co akurat pod nią (ręką) byli, i bez cienia wątpliwości w głosie;
- Do chirurga.
- Do chirurga?!
- Do chirurga.
- Tutaj gdzieś, w Ostrowcu?
- Lepiej może w Warszawie, skoro stamtąd jesteś.
Wsiadamy, jedziemy. Ciepło bardzo, cienia nie było, ani wahania, ani na dworze.

Banacha szpital 
Swoje trzeba odsiedzieć, izba przyjęć, gorączka na przemian atakuje i odpuszcza. Powoli dociera do mnie, że to może się nie skończyć wodą utlenioną, plasterkiem i pigułką. Chirurg zdejmuje opatrunek nie-taki-jak-powinien-być, łapie za rękę, wyciska z niej sporo obrzydlistwa i pyta ile z tym chodziłem.  
- Od wczoraj, minęło 26 godzin.
Minę ma sceptyczną, w jego oczach widzę, że wygląda mu tu bardziej na kilka dni. Kilka chłodniejszych może…

- Kiedy Pan ostatnio jadł i pił?
- Godzinę temu (przemilczałem, że dwa czizy i colę).
- Za pięć godzin operacja
- Operacja?!
- Operacja.

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Przyjmijmy uchodźców z Syrii. Dzisiaj.

Za 20 lat będzie za późno. Nasze dzieci będą nas pytać; -czemu Wy nic nie zrobiliście? -jak mogliście tak spokojnie sobie żyć? A co my im powiemy, - że PO bało się wykonać ruch przed wyborami parlamentarnymi 2015, że PiS nie chciał tracić konserwatywnego elektoratu... Za 20 lat te argumenty mogą nie brzmieć zbyt rozsądnie. Już nie brzmią. 

To dzieje się teraz. Nie wydarzyło się, nie będzie się dziać. Dzieje się teraz. W nieodległej Afryce i jeszcze bliższym Bliskim Wschodzie ludzie z krajów ogarniętych wojną, biedą, głodem giną i cierpią z powodu braku pomocy. Zawsze tak było, pewnie jeszcze długo tak będzie, ale nie zawsze na tę skalę i nie zawsze mogliśmy realnie coś z tym zrobić. Teraz możemy i naprawdę nie potrafię zrozumieć, czemu nie robimy.

Polska jest bogatym, rozwiniętym krajem. Tutaj ciągle trudno jest nam przełknąć tę informację, ale w skali świata naprawdę tak jest. Nie ma wojny, głodu, dostęp do lekarzy i lekarstw ratujących życie jest stosunkowo dobry, ludzie mają gdzie spać, a przestępczość (taka zagrażająca życiu) jest naprawdę niewielka. Nie zawsze tak było, ale teraz tak właśnie jest. Nie mamy już wymówek, że jesteśmy krajem na dorobku, rozwijającym się, w dołku czy innej sadzawce. Nasza sytuacja życiowa jest zdecydowanie lepsza niż większości ludzi na świecie (35 miejsce na 185 państw wg rankingu rozwoju społecznego ONZ). To co kuje, to bogactwo sąsiada, ale,w kontekście globalnym, nie ono jest punktem odniesienia. 
Naprawdę nie rozumiem, czemu nie przyjmujemy uchodźców z Syrii. Z tego powodu wstydzę się za mój rząd zdecydowanie bardziej, niż za aferę podsłuchową. Pominę to, że jesteśmy krajem w zdecydowanej większości katolickim i pomoc bliźniemu w potrzebie jest jedną z podstawowych wartości naszej, niemalże państwowej, religii. Ja nie jestem religijny, ale księża w kościołach chyba nie mówią teraz o konieczności przyjęcia uchodźców. Nie wiem o czym mówią*. 

Polska ma kompleksy. Chce być w światowej czołówce, chce być liderem, chce liczyć się na arenie świata. Czołgami i pociągiem to się szybko nie uda, gestem humanitarnym może się udać choćby dziś. Wyobrażam sobie że Ewa Kopacz ogłasza dziś wieczorem w telewizji, że Polska przyjmie nie trzy tysiące, a 5, 10 tysięcy uchodźców. I że zacznie to robić od jutra. Rok szkolny się kończy, szkoły pustoszeją. Mamy dwa miesiące na wymyślenie lepszego miejsca do ich ulokowania. Dalibyśmy w ten sposób przykład wszystkim krajom Unii, że właśnie tak trzeba zrobić, że trzeba „iść wyprostowanym”, że „warto być przyzwoitym”, że… wszystko to, czego uczyli nas na Polskim w liceum, a o czym wyjątkowo łatwo się zapomina. Polska (w dobrym świetle) na pierwszych stronach gazet, w serwisach informacyjnych na całym świecie. Kraj Unii, który stanął na wysokości zadania.

Ja wiem, że emigracja ma czarną stronę. Ale po pierwsze, to nie jest wymówka, a po drugie ta strona nie jest aż taka czarna. Ci ludzie nie szukają ( w większości) łatwego zarobku i lekkiego życia. Oni uciekają przed śmiercią. Uchodźcy to nie to samo co imigranci. 
A pisząc już zupełnie przyziemnie, Polska nie jest dla nich krajem marzeń. Mamy trudny język i mroźne zimy. Zostaną tylko nieliczni, którzy rzeczywiście się tutaj odnajdą. Innych po prostu ocalimy przed śmiercią i przenocujemy przez jakiś czas. Tylko i aż. 

[edit]
*Dziś (23.06) się dowiedziałem i muszę oddać Kościołowi sprawiedliwość. Episkopat wzywa do przyjęcia uchodźców w potrzebie bez względu na ich wyznanie i to jest krzepiące przesłanie. 

środa, 10 czerwca 2015

Wielka Wycieczka


Serwus! Wiele wskazuje na to, że jesienią naprawdę znów ruszymy w trasę. Tym razem nie tylko z misiem, ale również z Misią. Na tę okazję postanowiliśmy założyć nowego, dwugłosowego bloga - Wielka Wycieczka.
Wszystko opisałem w pierwszym wpisie tam, więc tu już nie będę się powtarzał. Zapraszam na bloga i naszego nowego Facebooka Wielka Wycieczka (świat się zmienia, trzeba gonić).

wtorek, 4 listopada 2014

Kolumbia na chłopski rozum

No i pojechali. Ale gdzie tam, że na rok czy dwa. Dwie niedziele raptem tego było. I jeszcze dni kilka bo droga długa. Po prawdzie, to mieli jechać raczej gdzieś na południe, w Bieszczady. A wyszło, że za ocean. Ojce i matki trochę zmartwieni, że daleko. To znaczy jej bardziej, bo jego to nawykli. On tak wagabundzi już długo, w domu spokojnie usiedzieć nie może, gospodarką się przez internet zajmuje mówi. Ona na to, że inspiracji szukać musi, bo na swoim jest i wymyślać co rusz coś trzeba. No to ich zatrzymać nie sposób było.