środa, 8 grudnia 2010

Służba więzienna

Dziś miałem lekcję narciarstwa z pięcioletnim Julkiem. Zdobycie tych dwóch, jakże podstawowych informacji (dotyczących personaliów i wieku, nie faktu prowadzenia lekcji) okazało się zaskakująco złożone.

Podczas rozgrzewki u podnóża Górki Szczęśliwickiej spytałem małodego adepta sztuki narciarskiej jak ma na imię. Jelek. Pozostały czas przeznaczony na rozciąganie naszych kończyn spędziłem na zastanawianiu się, do jakiego imienia rozwija się zdrobnienie Jelek. Jerzy, Jelenin, Jeleniusz? Odpowiedź przyszła z ust taty, Jelek tak naprawdę nazywa się Julek. 

Kwestia wieku była łatwiejsza, ale tylko nieznacznie. Podczas wjazdu wyciągiem, dla ocieplenia atmosfery zapytałem ile ma lat. Skonsternowany młodzieniec zaczął dobierać odpowiednią ilość palców prawej dłoni, jednak szybko dostrzegł, że coś jest wyraźnie nie w porządku. Dłoń miała co prawda słuszną ilość palców (tak przynajmniej zakładam), ale zakrywała ją dwu-, tudzież jednopalczasta (różnica w definiowaniu palca)  rękawiczka. Jego spojrzenie oraz wiecznie uciekająca prawa narta w pełni oddały dramat sytuacji młodego człowieka rzuconego w koszmar komunikacyjno-numeryczny. Zapytałem więc, czy tyle, ile jest na całej dłoni. Z ulga odpowiedział, że owszem.
Podtrzymując rozmowę zadałem kolejne pytania:
- Chodzisz do przedszkola?
- Do zerówki
- A umiesz już coś napisać?
- Tak, umiem napisać  policja i służba więzienna.


Zdjęć Julka aka Jelka nie mam (widzimy się ponownie za tydzień), ale mam zdjęcia z zawodów na szczęśliwicach z zeszłego roku - zawsze coś.

wtorek, 30 listopada 2010

Za oknem dużo śniegu, nie poszedłem na ściankę


Długo nic tu nie napisałem. A pewnie byłoby o czym. Z drugiej strony jak człowiek nie czuje, że chce pisać, to pewnie nie powinien. Ale to też nie tak, bo napisałem sporo. Napisałem pracę magisterską i poszedłem z tym do Zakąsek.



To miał być koniec pewnego etapu, ale perspektywa rozstania się z uczelnią okazała się zbyt przygnębiająca... 
Tym sposobem zostałem doktorantem Instytutu Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego. Praca magisterska dotyczyła książkowych przewodników turystycznych, a doktorat ma być o młodych polskich podróżnikach w XXI wieku. Piszę w zakładzie psychologii społecznej pod opieką profesor Mirosławy Marody. Bardzo ją lubię. Odkąd wróciłem poznałem/dowiedziałem się o istnieniu wielu fascynujących ludzi z pasją i siłą do jej realizowania i chciałbym o nich napisać. Ale nie tutaj i nie teraz - na to mam 4 lata i osobny folder na komputerze.

Ostatni wpis był półtora roku temu, ale spokojnie – nie zamierzam opisać w tym miejscu wszystkiego, co wydarzyło się w tak zwanym międzyczasie. Wspomnę tylko o kilku rzeczach i dodam trochę fotografii.

1. Kilka miesięcy temu odwiedziła nas Anna Marie (dziewczyna z poprzedniego posta). Przywiozła trzy chusty i sziszę z Izraela.  Pracując jako kelnerka w knajpie w Tel Avivie spotkała pewnego mężczyznę, który zaoferował jej pracę. Pół roku później została szefową szkoleń międzynarodowej firmy. Praca zgodna z jej wykształceniem, ale zupełnie nie z doświadczeniem. Ta dziewczyna nie przestaje mnie zadziwiać.

2. Dowiedziałem się o i śledzę podróż Kuby Fedorowicza po Ameryce Łacińskiej. Zrobił kilka rzeczy na które ja nigdy bym się nie odważył i przeżył, także jestem pod wrażeniem. Blog i film z Salaru de Uyuni.

3. Z nieba zleciał samolot z 96 Polakami na pokładzie. To było smutne. Nie będę tu wdawał się w politykę w żadnym stopniu, powiem tylko, że imprezy towarzyszące dostarczyły wielu niezwykłych wrażeń. Studiuję blisko Pałacu Prezydenckiego, widziałem kolejki ustawiające się do obejrzenia trumny.


Byłem tam też gdy religijny "naród" opluwał księży, którzy chcieli przenieść krzyż do kościoła. To ostatnie zaskakująco przypominało formą wyrzucenie kupców z KDT. Nie miałem nawet specjalnej ochoty  tego fotografować. 

4. Przeprowadziłem się do bloku w Warszawie. Jestem Blokersem, a w moim domu mieszka tygrys.

5. Byłem z przyjaciółmi na objazdowej mini-wyprawie po Litwie, Łotwie i Estonii. Gorąco polecam. Mieliśmy tylko nieco ponad dwa tygodnie  i wybili mi szybę w samochodzie w Tallinnie, ale zdecydowanie było warto. Można się poczuć bardzo daleko będąc tylko dość daleko. Absolutny hit wyprawy to moim zdaniem dzikie plaże na Łotwie. Tam wrócę na pewno i to w niezbyt odległym czasie.


Poza tym dużo jeżdżę na nartach, byłem na Openerze, nurkowałem trochę na Helu i życie jest piękne. 


A kilka miesięcy temu widziałem taki teledysk i nie przestaje mi się podobać

Postaram się pisać/fotografować nieco częściej.