wtorek, 29 lipca 2008

I po urodzinach

(On Southern Thailand)
We're back in Bangkok. Southern Thailand is beautiful (really beautiful, it's hard to describe it), but the number of tourists is rather depressing. We've been to Phi Phi - the paradise island where they filmed 'The Beach', among other movies. In the morning you board one of 30 boats docked next to one another, all of them will be heading more or less in the same direction. We stop, we snap, next stop, 15 min, snorkeling, lunch, next stop, short walk, back on the boat, that's it...

Urodziny na krancu swiata- Melisa, Charlotte, Karolina i ja,
Pablo jeszcze w kieszeni, swieczki made in Poland

Po pierwsze to dziekuje wszystkim za zyczenia, numery buta, imiona zwierzat domowych, slowa otuchy, zacisniete kciuki i inne tego typu rzeczy. To bardzo motywuje do dalszego pisania. Nie sadzilem, ze az tyle osob czyta naszego bloga. Za to chyba musze podziekowac w duzym stopniu mamie i Krysi ktore mnie na swoich stronach promowaly. Dziekuje!
Ksiazke, ktora kilka osob sugerowalo, to ja ja bardzo chetnie napisze (zwazywszy, ze juz jest prawie napisana...) Haczyk w tym, zeby ktos ja chcial wydac, a pozniej jeszcze kilka osob chcialo przeczytac. Pablo kreci glowa raczej bez entuzjazmu. Spotkanie to sprawa raczej latwiejsza, gdzies pod koniec pazdziernika w moim instytucie pewnie (na Karowej w Warszawie).
Ale, ale! Tu tak sentymentalnie, a podroz trwa przeciez w najlepsze. To jest dosyc ironiczne- normalnie 2 miesieczna wyprawa do poludniowo-wschodniej Azji to by mogla byc podroz zycia. Z punktu widzenia minionych 9 miesiecy nie sposob jednak oprzec sie wrazeniu, ze powoli zmierzamy ku koncowi. Trzeba bylo wybrac jakies przedmioty na przyszly rok, tata pyta sie na jaki kolor przemalowac pokoj itp. Niby nie duzo, ale to takie dzwieki ze swiata rzeczywistego, ktore slyszymy tuz przed obudzeniem sie z pieknego, glebokiego snu.


Koledzy z pieknego, glebokiego snu

Jestesmy z powrotem w Bangkoku. Poludniowa Tajlandi piekna (naprawde piekna, trudno to opisac), nie mniej ilosc turystow dosc przytlaczajaca. Bylismy na Phi Phi-rajskiej wyspie, krecono tam miedzy innymi "Plaze". Rano wsiadanie do jednej z 30 zacumowanych lodzi- wszystkie plyna mniej wiecej w te same miejsca. Plyniemy, postoj, zdjecia, nastepne, postoj, 15 min, snorkeling, lunch, postoj 15 min, spacer, plyniemy, koniec....


Poranek przed Phi Phi tour

Jest zatem pieknie i co wiecej bardzo "latwo" (idealnie dla rodzin z dziecmi itp.) . porownaniu do wciaz wzglednie dziewiczych Filipin, ilosc turystow w Tajlandii jednak razi. Wyjatkiem bylo moze Koh Tao- duzo ludzi, ale wciaz jakas taka bardzo dobra atmosfera. No i prosto z restauracji, czekajac na zamowiony posilek, mozna wskoczyc do morze tuz za barierka- woda 33 stopnie...
Ilosc ludzi nie wplywa tylko na niemoznosc zrobienia ladnego, "dzikiego" zdjecia. Tajowie z tychze najbardziej turystycznych rejonow sa znacznie mniej sympatyczni, trudniej nawiazac z nimi kontakt i oczywiscie ceny winduja w gore. Najmilszych ludzi poznalem przy okazji wspinaczki lub nurkowania- mimo, ze oczywiscie robi to tutaj sporo osob, to wciaz nie jest turystyka masowa. Co wiecej, podobno teraz jest low season, nie chce sobie high wyobrazac.
Dlatego tez ruszamy z Pablem i Karolina do Kambodzy, Wietnamu i Laosu. Koniec leniwego plazowania, przynajmniej na kilka dni (choc oczywiscie w Kambodzy juz mamy jedna plaze upatrzona). W piatek mam dostac wize do Wietnamu, a wtedy...
Franek, Pablo i Karolina na tropach Khmerow (czerwonych i tych starszych).

1. Zdjecia z pludnia (ta sama galeria, ale wiecej zdjec dodanych)

piątek, 25 lipca 2008

Franek i Pablo na tropach sloni

(The birthday post)
Today is my birthday. [...] The birthday gift I'm asking for is rather unassuming. We would like everyone who's reading this to kindly post a comment below. Anything will do, cat's name or shoe size. Me and Pablo are simply dying to find out what is the number of people who read our scribble.

Dzis sa moje urodziny. 20 byly w Irlandii, 21 w Chorwacji, 22 w USA, a 23 sa w Tajlandii. Uroki urodzin lipcowych polaczonych z praca nurkowa (te sa pierwszymi, w ktore nie musze isc do pracy). Z tej wlasnie okazji chcialem prosic wszystkich czytelnikow o maly prezent, ale o tym na koncu.

1. 19 lipca 11.45, Lot AF164 z Paryza, bramka C (a nie B, choc niektorym sie tak wydawalo). W ow bramce stoi Karolina, a wraz z Karolina… Kielbasa Mysliwska, ogorki, chlebek, 2 torciki wedlowskie, prezent od mamy, Ksiazka i rozmowy w jezyku polskim w realu (w odroznieniu od virtuala). Dalej Koh Samui, Koh Pagnanh, Koh Tao, Simmurathani i obecnie Krabi (koh to znaczy wyspa). Na owych wyspach wielka impreza, snorkeling, spacery, nurkowanie, plazowanie, konsumowanie, podziwianie, fotografowanie, znajomych-z-meksyku-i-koh-san-road-spotykanie, wspominanie, planowanie, socjalizowanie… Miejsca rajskie, ale wiemy o tym nie tylko my. Wszedzie tloczno jak na plazy w Sopocie w lipcu. Trudno sie dziwic, trudno sie tez cieszyc, Tajow w zasadzie nie ma, ani po stronie uslugobiorcow ani uslugodawcow. Nie zmienia to faktu ze wczoraj ryba wplynela mi do ucha (tego co nie bylo chore) i to byl absolutnie pierwszy taki przypadek w mojej osmio letniej historii nurkowej. To byla ryba z gatunku ryb wszystko czyszczacych, slabo zatem swiadczy o mojej usznej higienie. Poprawie sie. Kilka zdjec

2. Ksiazka to sprawa niebagatelna. Jest to Ksiazka Witolda Beresia i Krzysztofa Brunetko o Marku Edelmanie- “Zycie. Po prostu”. Czytam, czytam i nie moge sie nadziwic zdarzeniom tam opisanym. Marka Edelmana bardzo podziwiam i szanuje od kiedy przeczytalem ”Zdarzyc przed Panem Bogiem” (lektura obowiazkowa byla, przynajmniej przed rzadami pana giertycha). Czytajac te ksiazke szacunek i podziw rosnie jeszcze bardziej. Do tego dochodzi to, jak jest napisana. Moim zdaniem autorzy, wywiazali sie z zadania na piatke Zadania zdecydowanie nielatwego.
Oprocz wielu innych rzeczy, zrozumialem tez w koncu dlaczego nikt z moich Izraelskich znajomych nie mial pojecia kim jest Edelman (choc Anielewicza znali wszyscy). Smutne raczej. Uwazamy, ze obie te ksiazki (o Edelmanie i wczesniejsza "Nie ograniam swiata" o Kapuscinskim) powinny zostac lekturami szkolnymi.
Podpisano
Franek Przeradzki i Pablo Mis (Pablowi trzeba co prawda pewne fakty historyczne tlumaczyc, bo on mlody jeszcze, choc juz doswiadczony dosc)

3. Urodzinowy prezent jest wzglednia niewymagajacy. Prosimy kazdego, kto ow wpis przeczyta, o wpisanie czegos w komentarzach. Moze byc imie kota lub numer buta. Chodzi po prostu o to, ze strasznie jestesmy z Pablem ciekawi, ile osob te nasze wypociny czyta. Innego sposobu na sprawdzenie nie wymyslilem (mis to w ogole ma inne rzeczy na glowie). 10 a 30 to w koncu jest roznica :). Jeden komentarz na osobe i statystyki beda proste. Z gory bardzo serdecznie dziekujemy!
Franek i Pablo na tropach sloni

czwartek, 17 lipca 2008

Busuanga

(on the new mayor of Busuanga)

John, aka Gigi, is new to Busuanga. He came down from Manila to set up an Air Philippines front desk. John took me out for a beer, on which occasion I took a few pictures of him. A couple days later he drops by asking if I could take a few more. He’s planning to run for the mayor of the island in 2010. [...] The mayor office candidate regrets he is unable to furnish a traditional form of payment for this service, is more than happy to offer a substitute though: marijuana.


Na Busuandze znalazlem swoj maly raj. Isabel wsadzila mnie w jeden z najmniejszych samolotow swiata i w ciagu godziny znalazlem sie w krainie maly wysepek, zielonych wzgorz (nie wiem jak sie pisze, ale chyba tak, w koncu gora z 'w' na poczatku) i blekitnego oceanu. Po wizycie u Filipinskiego Laryngologa ucho zostalo dopuszczone do uzytku nurkowego. W koncu, po 8 miesiacach...

Laryngolog Filipinski

Busuanga bylaby jedna z tysiaca 'zwyklych' filipinskich wysp gdyby nie wydarzenia z 24 wrzesnia 1944 roku. Tego dnia amerykanskie samoloty zatopil ok 24 Japonskich statkow wszelkiego rodzaju. 12 z nich lezy dzis na dnie w znanych nurkom miejscach tworzac podwodna raj osob lubiacych sie pograzac. Pozostale czekaja na swoich odkrywcow... 12 dni i 16 nurkowan, czyli to, za czym tesknilem niemilosiernie.

Z drugiej strony na Busuandze nie ma az tak wiele poza nurkowaniem. Tzn. moim zdaniem jest, ale nie wystarczajaco zeby przyciagnac tu rzesze (znowu nie wiem jak sie pisze) turystow, ktorzy upodobali sobie inne, bardziej plazowe lokalizacje na Filipinach. Dzieki temu ludnosc nie jest 'zepsuta', mieszkancy sa ciekawi zagranicznych przybyszow i wszystko dzieje sie tu po woli, w bardzo cieplej atmosferze. Ponadto, jak juz ktos tu trafi to zazwyczaj na bardzo krotko. 12 dni mojego pobytu wystarczylo zeby troche poznac pracownikow Sea Dive Resort Coron. Chetnie pozuja do zdjec i opowiadaja o swoim zyciu.

Katharina jest barmanka. Wyglada na nastolatke. Nic podobnego, 28 lat, matka trojki dzieci, zostawiona przez chlopaka pol roku temu. W zajmowaniu sie nimi pomaga jej mlodsza siostra. Alimentow nie dostaje, byly chlopak nie ma obowiazku nic placic. Trojka dzieci w tym wieku to tu cos zupelnie normalnego. Prawie kazda 20kilku letnia dziewczyna ktora poznalem ma juz co najmniej jedno. Bardzo katolicki kraj... Chris, instruktor w Sea Dive i prawnik z USA zakochal sie tutaj w przepieknej 21 latce. Zamieszkal z nia razem z jej 3 letnim dzieckiem.


Katharina

Bardzo sympatyczny, 26 letni Heimel jest Divemasterem w SeaDive od 8 lat. Ojciec 2 dzieci. Instruktorem nigdy nie zostal. Mowi, ze nie stac go na kurs i ze i tak nigdy by sie mu nie zwrocilo. Z drugiej strony jako instruktor zarabialby wiecej. Heimel narzeka na Chrisa i Kevina- mowi, ze nie szanuja Filipinczykow.
Kevin to Anglik, obecnie w swojej trzeciej mlodosci. Od 3 lat zonaty z filipinka pracuje w Busuandze. Nie dla pieniedzy, robi to, bo lubi, pieniadze ma z Anglii. Narzeka na zaloge Sea Dive. Z inicjatywy wlasciciela calego resortu (bardzo juz dojrzaly Amerykanin, z zona Filipinka i dwojka dzieci) zaoferowali wszystkim pracownikom darmowe kursy nurkowe, az do stopnia Divemastera (ten stopien pozwala pracowac na calym swiecie i zarabiac calkiem dobre pieniadze, przynajniej jak na filipinskie standardy). W normalnych okolicznosciach takie zabawy sa zdecydowanie ponad przecietna filipinska kieszen. Pracownicy albo nie sa zainteresowani, albo sie nie ucza i spozniaja na zajecia. Kevina i Chrisa trafia przyslowiowy szlak i, szczerze mowiac, wcale im sie nie dziwie. Mowie mu, co Heimel powiedzial o kursie instruktorskim. Kevin odpowiada ze H kupil sobie 2 miesiace temu motocykl warty wiecej od tego kursu. Mial juz kilka wypadkow, przez ktore kilka tygodni nie mogl pracowac...


Heimel (z tylu) trenuje boks z Toto

John, aka Gigi, jest w Busuandze postacia nowa. Przyjechal z Manili zalozyc biuro Air Philippines. John zaprosil mnie kiedys na piwo przy okazji ktorego zrobilem mu kilka zdjec. Kilka dni pozniej przychodzi prosic zebym mu zrobil wiecej portretow. W 2010 chce startowac w wyborach na mera wyspy. Zaprosil mnie tez na kolacje z merem aktualnym i Mezczyzna Milczacym (M&M's).
-John, jak mam byc fotografem twojej kampanii, to musisz mi zaczac placic jakos- zartuje
-Oj Frank, nie mam pieniedzy, ale moge ci cos przyniesc w zamian.
Byc-moze-przyszly-burmistrz Busuangi za zdjecia zaplacil mi Marihuana...


Od lewej: Mer, Gigi i M&M's

Tak mniej wiecej plynie zycie na Busuandze. Dzis przylecialem do Manili i juz tesknie. Nie ma czasu- jutro Bangkok. W sobote o 11.45 przylatuje Karolina. 4 godziny pozniej lecimy do Koh Phangan na slynne full moon party. 10 tysiecy ludzi na plazy i starzy znajomi z Koah San road. Cos sie konczy, cos sie zaczyna.
Zdjecia z raju

niedziela, 13 lipca 2008

Motyw prostytutek w podrozy dookola swiata

(On my encounters with prostitutes in Cuba)
[...] The difference is that there is actually little difference between them and my female friends from university or from high school. They all have 'normal' jobs - college teacher, fitness coach, model etc.. Some have degrees, steady boyfriends, love affairs, broken hearts. Age? Same as mine, give or take a few years. A couple days in Viniales is for them an opportunity to make real money. The local Cuban currency is worth close to nothing and the aging parents, younger siblings and others need the real money. [...]

Isabel poznalem w klubie w Hong Kongu. Poszlismy razem na butelke wody i ciastko do pobliskiego nocnego. Pol godziny rozmowy i tyle, niedlugo pozniej wyszla z dyskoteki z klientem. 3 tygodnie pozniej dzwoni telefon. -Czesc Frank, i jak, udalo ci sie dotrzec do Manili? Hej! tak, ale juz jutro wylatuje do Busuangi. Kilkanascie sekund rozmowy i decyzja. Ok, przyjade do ciebie, ale musisz byc cierpliwy-mieszkamy 4 godziny drogi stad (w chwili rozmowy jest juz 18). Spedzilismy razem noc w klubach i kawiarniach manilijskich, rano odprowadzila mnie na lotnisko, a w miedzy czasie milion niesamowitych historii. O zakochanym kliencie, ktory chcial z nia zamieszkac w Anglii, o innym, zonatym mezczyznie ktory kupil jej mieszkanie w Hong Kongu i zatrudnil jako swoja asystentke. Rodzice sie ucieszyli, dotychczas mysleli ze pracowala jako barmanka. "Przynajmniej bedziesz spac jak czlowiek" powiedziala zadowolona mama.

8 miesiecy temu byloby to dla mnie raczej niewyobrazalne. Wydaje mi sie, ze w kwestii prostytutek jestem/bylem raczej przecietnym polskim dwudziestolatkiem. Nigdy z zadna nie rozmawialem, widzialem czasem z za szyby samochodu i czytalem w roznych smutnych artykulach i ksiazkach. Ostatnie kilka miesiecy przynioslo dosc drastyczne zmiany. Historia zaczyna sie na Kubie, w slynnym Viniales. W Hawanie, a wczesniej w Meksyku bylem oczywiscie nagabywany, ale to sie od Europy tak bardzo nie rozni. Co innego Casa de la Musica w mojej ukochanej kubanskiej wiosce. Spedzilem tam kilka dni, malo ktory turysta przyjezdza na dluzej niz jeden. Obraz: Orkiestra gra wspaniala Salse, kubanscy chlopcy prosza biale panie do tanca, biali panowie prosza urocze kubanskie dziewczyny. Wszyscy sie usmiechaja, rum jest tani, a zycie piekne. I tak kazdego dnia. Moj problem polegal na tym, ze nie mowilem wtedy zbyt wiele po hiszpansku. Turysci zmieniaja sie codziennie, a elementu stalosci szybko zaczyna brakowac. Rozwiazanie? Butelka rumu. Kupic, postawic na stole, a przyjaciele znajda sie od razu. Drugiego dnia zakolegowalem sie z lokalnymi chlopakami (tymi co prosza biale panie). Podobnie jak tanczace dziewczyny mowia po angielsku, to drastycznie ulatwia rozmowe. Ten 'spontaniczny' taniec to ich praca, nie wolno im tanczyc z kubankami. Myslalem, ze z dziewczynami jest podobnie. Mlody naiwny czlowiek, szybko wyprowadzony z bledu. Dziewczyny mowily, ze czuja sie bardzo samotne i jak chce, to moge je miec. -Nie, dziekuje, mam dziewczyne. Francisco, seguro? -Si, Seguro (napewno? napewno.). I tak przez kilka kolejnych dni. Butelka rumu rekompensowala odrzucone propozycje.
Roznica polega na tym, ze to sa zupelnie takie same dziewczyny jak moje kolezanki ze studiow czy liceum. Maja 'normalne' prace- nauczycielka w liceum, instruktorka aerobiku, modelka itp. Niektore skonczyly studia, maja swoich chlopakow, milosne historie, zlamane serca. Wiek? Moje rowiesniczki, czasem nieznacznie mlodsze lub starsze. Kilka dni w Viniales to dla nich szansa dorobienia prawdziwych pieniedzy. Za kubanska lokalna walute nie mozna kupic prawie nic, a starzy rodzice, mlodsze rodzenstwo i inni potrzebuja prawdziwych pieniedzy. Pod koniec tygodnia bylismy juz calkiem dobrymi znajomymi, z jedna z nich wracalem autobusem do Hawany. Tam znowu atakuje nachalnosc i przedmiotowosc, powrot do prostytucji jaka znalem wczesniej, z ta tylko roznica, ze Kubanki sa nadprzecietnie urodziwe.
W Hawanie poznalem 50cio letniego, bogatego Polaka i jego przepiekna, 19 letnia 'dziewczyne'. Piesc sama sie zaciska, takie osoby wyzwalaja gleboko skrywane poklady agresji. Kilka minut rozmowy z nia (na wiecej nam nie pozwolil, nie podobalo mu sie to, ze moge rozmawiac troche po hiszpansku). Byla z nim juz 6 miesiecy w Polsce, wrocili tylko na 2 tygodnie, ona odwiedzic swoja rodzine, on w poszukiwaniu drugiej 'dziewczyny'. Trzyma ja w swojej willi niemalze jak zamknieta w zamku. Ona nie mowi za bardzo po angielsku, on ani slowa po hiszpansku. Mimo to, ona chce z nim wrocic, woli to, niz biede w rodzinnej wiosce. Ten mezczyzna i ta willa to dla niej raj, nawet jesli dla kogo innego byloby to pieklo. '-Francisco, ja wiem, ze to trudno zrozumiec, ale ona tego chce i ty musisz to zaakceptowac, nawet jesli nie potrafisz zrozumiec tlumaczyla zona Ricardo, mojego gospodarza.
Kolejne miesiace byly raczej ciezkie w tym temacie. W Rio de Janeiro zaczelo mnie to doprowadzac do szalu. Kazda lokalna dziewczyna, z ktora zaczyna sie rozmowe, po kilku minutach zaczyna oferowac swoje uslugi. Na jakikolwiek szczerszy kontakt, taniec czy rozmowe turysta nie ma specjalnych szans. Prostytucja jest wszedzie, a samotnie podrozujacy mlody chlopak nie ma szans na ucieczke przed ciaglymi ofertami, bardziej lub (czesciej) mniej subtelnymi. Wtedy przeszedl mi do glowy pewien pomysl, ale odpowiedni poziom couragu osiagnalem dopiero w Hong Kongu.
W Nowej Zelandii z prostytucja nie mialem zadnego kontaktu (co nie znaczy ze jej nie ma), Japonia to natomiast cos calkowicie odwrotnego. To jakze ulozone, tradycyjne spoleczenstwo nocami odkrywa najprzedziwniejsze seksualne obyczaje. Wszelkiego rodzaju seksualne uslugi tam dostepne to temat wielu opaslych tomow. Wszystko to jest jednak zamkniete, photo menu i odglosy zapraszaja spacerowicza do srodka domow uciechy, na ulicy nie widac nic ponadto. W Chinach wrocilismy do bardziej klasycznej wersji, ale dopiero Hong Kong przyniosl ciekawe wydarzenia.
Jak wczesniej pisalem, do dyspozycji byly albo kosztowne lokale dla ludzi z zagranicy, albo bardziej lokalne dyskoteki w nie-az-tak-dobrej dzielnicy. Tam poznalem Isabel i jej kolezanki. Zaczelo sie tak samo jak w innych miejscach. Starzy, brzuchaci panowie i piekne mlode dziewczyny z calego swiata (Azja, Ameryka Poludniowa, Afryka). I znowu przerozne oferty. Z drugiej strony bylem tam jedynym mezczyzna ponizej 40 roku zycia. '-Hej, jak masz na imie, czym sie zajmujesz?', -Frank, I'm a gigolo in Poland. - a co to jest gigolo? -Hmm, taki tancerz, tancze dla kobiet. -Ale jak to, przeciez to dziewczyny tancza dla mezczyzn! -Widzisz, w Europie zdarza sie odwrotnie. -A co tu robisz? -Tylko wakacje, pracuje w Europie. Godzine pozniej siedze z Isabela pod sklepem i slucham, jak ciezko bylo zaczac, jak okropnie jest oszukiwac rodzicow i o ile latwiejsze jest jej zycie z tym zarobkiem. Slucham o jej marzeniach, planach i o smutnej rzeczywistosci. Czuje sie jak reporter, ktory dostal przepustke do tajnej jaskini Al Kaidy, do miejsca gdzie nikt nie ma wstepu.
Wieczor spedzilem na bardzo sympatycznych rozmowach, dziewczyny kupowaly mi drinki, a ja sluchalem ich opowiesci. Tam tez poznalem Nane. Nana jest fryzjerka w Pukhet w Tajlandii. Do Hong Kongu przyjezdza raz na jakis czas, zarobic powazniejsze pieniadze. Nana to zupelnie inna liga niz Isabel, Exclusive. Tu i owdzie poprawiona przez chirurga plastycznego, odrzuca wiekszosc propozycji. Ceni sie wysoko i z byle kim z klubu nie wyjdzie. Zreszta tak czy owak nie zbankrutuje. Dziewczyny dostaja prowizje od kazdego drinka kupionego dla nich. Kto by nie chcial postawic drinka Nanie? Po krotkiej rozmowie stwierdza, ze dzis chce miec wolne. Zmieniamy lokal, dziewczyny kupuja mi nieprzyzwoicie duza ilosc drinkow. Nad ranem Exclusive odprowadza mnie do taksowki, za ktora zreszta placi. '-Nana, prosze cie, nie wyglupiaj sie. -Frank, you are on Holidays, I'm working, no worries (ty jestes na wakacjach, ja pracuje, nic sie nie martw).
Nastepnego dnia umowilismy sie na kawe przed jej praca. Opowiada mi o swoim chlopaku. Zonaty mezczyzna przyjechal do Hong Kongu i sie w Nanie zakochal, co ciekawsze z wzajemnoscia. Po pewnym czasie przeprowadzili sie do Anglii, on rozstal sie z zona (z ktora ma dziecko). Nana wytrzymala w Anglii pol roku i wrocila do Tajlandii. Chce z nim byc, ale u siebie, nie w zimnej, deszczowej i obcej Europie. Nastapily krytyczne miesiace, on zastanawia sie czy wrocic do zony czy wyjechac do Nany. Smsuja kilka razy dziennie. Nana prosila, zebym wytlumaczyl sens kilku wiadomosci. Rozstalismy sie w bardzo dobrych stosunkach, wymiana numerow i byc moze do zobaczenia w Phuket (swoja droga, ciekawi mnie ewentualne zapoznanie jej z Karolina).
Taktyka 'Gigolo' przyjela sie rowniez w Tajlandii, pozwala wejsc za zamkniete drzwi, do swiata, o ktorym wczesniej moglem tylko czytac. Fascynuje mnie to niesamowicie, jako socjologa, a moze po prostu jako czlowieka. I-n-n-y S-w-i-a-t.
Klka dni temu zadzwonila Nana. Chlopak przyjezdza z Londynu. Nie wie czy zdecydowal sie zamieszkac, ale jest bardzo szczesliwa, ze go zobaczy.

czwartek, 3 lipca 2008

Kolacja w Manili

(Dinner in Manila)
On my way to the bar I ran into an old mate of mine – Romeo. He is a boy selling flowers on the street, I bought him a burger last night (a ‘buy one get one free’ deal…). Tonight I ended up sponsoring a party of 9. Total cost was 460 pesos, which amounts to around 6.50 Euro. I think I’ll sleep all right tonight.
Idac do restauracji spotkalem starego znajomego-Romeo. Chlopiec sprzedajacy kwiaty na ulicy, kupilem mu wczoraj Hamburgera (bylo buy one get one free). Skonczylo sie na tym, ze zaprosilem na kolacje 9 osob. Kosztowalo mnie to 460 pesos czyli okolo 22 zlote. Mysle, ze dzis bede spal dobrze.

środa, 2 lipca 2008

Sir, you look like Brad Pitt

(On my visit to the Thai Embassy)
I might as well not mention the visit I paid the Thai Embassy today... I suppose only the American one could have been worse. I will know whether I got the visa or not by Friday - I'm not quite sure what to do next if I don't get it. They must really think that the only thought occupying the mind of any statistical Pole is 'how do I settle down and work illegally in Thailand'...

W sobote wieczor ze znajomymi Irlandczykami siedzielismy na ulicy. Whiskey z plastikowego kubelka (budzetowy hit na Koah San road). Sen w lozku, ktore zamiast materaca ma deske, skrzeczacy wentylator i glowna ulica tuz za nic-nie-tlumiacymi oknami. W niedziele jadlem kolacje w ekskluzywnej restauracji, a pozniej maly drink na otwartym balkonie na 68 pietrze. Spalem w prywatnym pokoju u znajomych. Rano przy sniadaniu gosposia odrywa mi tluszcz z Prosciutto Crudo zebym nie musial sie meczyc. Szofer zawozi mnie na lotnisko. Budze sie w Manili na Filipinach. Skrzeczacy wentylator, dyskoteka za oknem, ale przynajmniej materac.
Taksowka do ambasady Tajlandii. Wystarczy zeby nabrac pewnego obrazu rzeczywistosci manilijskiej. Bieda podniesiona do wyzszego poziomu. Co wiecej bardzo czesto nie ma wyraznego rozgraniczenia na rejony biednych i bogatych. Przewracajace sie bambusowe szalasy i ludzie spiacy na kartonach tuz obok luksusowych apartamentow. Tych drugich jednak znacznie mniej.
O wizycie w ambasadzie Tajlandii lepiej nie mowic, gorzej jest chyba tylko w amerykanskiej. W piatek okaze sie czy dostane wize, jak nie, to nie mam pomyslu co dalej. Oni naprawde mysla ze statystyczny Polak chce sie osiedlic i pracowac w Tajlandii...
Wieczorem spacer po ulicach. Zdjec zadnych nie mam, bo sie za bardzo boje o aparat. W dzien natomiast glownie pada. Chce zostawic to miasto i dostac sie na wyspe Busuanga jak tylko pozwoli mi na to ambasador Tajlandii.

Po drodze zaczepiaja mnie okoliczne "dziewczeta".
-Sir, where are you going? (Dokad pan idzie)
-Sir, it's raining outside (Na zewnatrz pada prosze pana)
-Sir, I feel very lonely (Czuje sie bardzo samotna prosze pana)
-Sir, do you have a girlfriend? (Czy ma pan dziewczyne?)
-Sir, I can love you long time (Moge pana "kochac" bardzo dlugo)
-Sir, you look like Brad Pitt (Wyglada pan jak Brad Pitt)

Poszedlem do baru. Podchodzi maly chlopiec i prosi o jedzenie. Staram sie funkcjonowac z zasada, ze pieniedzy raczej nie daje, ale jedzenia nie odmawiam. Zgadzam sie zaplacic za wszystko co zamowi (klasa restauracji pozwala na takie szalenstwo). Wychodzi na to, ze on zjada za dwa razy wiecej niz ja. Dwa razy wiecej to znaczy 3 zlote zamiast 1,50 ...