wtorek, 15 kwietnia 2008

Adrian i inni

Adrian Stabile to jeden z najbardziej poludniowych dentystow swiata. Mimo to utrzymuje w swoim gabinecie wysokie standardy. Ma duzy komputer w gabinecie i zawsze pokazuje pacjentowi w lusterku gdzie jest dziura, gdzie wyczyscil, itp. Podkreslal, ze ceny dla turystow sa rowne tym lokalnym. Podkreslal tak dlugo, ze w koncu przestalem mu wierzyc. Wizyta u Adriana zaowocowala jedna z najbardziej wysunietych na poludnie plomb. Gorna, prawa szostka.

Adrian przy pracy w swoim gabinecie

Nastepnie przyszla wizyta w Parku narodowym. Deszcz, snieg i wiatr, ale bylo ladnie. Parque Nacional Tierra del Fuego to planeta zajecy (jeden zajac, duzo wiecej zajecy?). Widzielismy lekko ponad piecdziesiat w ciagu czterech godzin spaceru. Wieczorem pozegnalana kolacja i Revital wyjezdza do El Calafate. Stamtad ma samolot do Buenos i dalej do Izraela. Powrot do domu po pol roku. Szukanie pracy, mieszkania, kandydata na meza. Powrot do rzeczywistosci, nie byla zachwycona.
Tego samego wieczoru idziemy z grupa z hostelu do baru Karaoke. Sobota wieczor-bar pelny, jest tu potencjalnie cala smietanka towarzyska Ushuaji. Pierwsza piosenka jest moja i Martina. Dla przypomnienia, wysoki blond Holender. Spiewamy „Strangers in the Night” Franka Sinatry. Spiewamy z uczuciemy. W koncu ktos z konca sali nie wytrzymuje liberalnej atmosfery i zaczyna krzyczec, ze jestesmy pedaly i sie ladujemy w d… Nieco pozniej ten sam pan, w stanie wskazujacym na nadmierne spozycie, spiewa jakas píosenke. Spiewa gorzej ode mnie (a to, prosze mi wierzyc, nie jest wcale takie proste). Zaraz po wykonaniu utworu pan opuszcza lokal w asyscie ochroniarzy. Ten epizod (krzyki, nie opuszczanie lokalu) dodaje animuszu. Zglaszamy z Martinem „Yesterday” Beatlesow. Prowadzacy karaoke tak jest tego ciekaw, ze omija cala kolejke i po chwili jestesmy na scenie. Spiewamy z uczuciem i pasja. She zmieniam na he i wychodzi ze pytam, dlaczego Martin musial odejsc. Rzut okiem na publicznosc Ushuaiska. Polowa sie smieje i to chyba calkiem szczerze, widac ze dobrze sie bawia. Druga polowa wyraznie mniej zadowolona, ta Ushuaia chyba na taka akceptacje nie jest jeszcze gotowa. Nikt nic nie krzyczy, ale zgaduje ze komentarze podnosowo-szeptane nie sa nam przychylne. „Coz, nie jestem juz w Amsterdamie” komentuje Martin.
Kilka godzin pozniej wchodze do dyskoteki. Zatrzymuje mnie przystojny pan w modnej koszuli.
-Wybacz moja smialosc, ale czy przypadkiem jestes z Francji?
-Nie, z Polski
-Ach, jak to zatem robisz, ze jestes taki piekny?
-Szczerze to nie wiem, ale wole kobiety
-Ech... (to ech ma oddawac smutny wzdech)
Mysle, ze i tak mi nie uwierzyl, po prostu uwarza, ze jestem wierny Martinowi. Matinowi, ktorego pozniej podrywa reszte wieczoru, nawet jak ten calowal sie z dziewczyna.
Nastepnego ranka, po trzech godzinach snu, ruszam znowu do Parque Nacional. Martin nie reaguje na zadne bodzce takze jade sam. Hola -witam sie z kierowca. Hola, Ojos Bonitos (czesc, Piekne Oczy)- odpowiada kierowca i jego pomocnik. Widac byli na karaoke.
W restauracji schroniskowej pisze imie, nazwisko, nazwe hostelu i godzine wymarszu. Wzgledy bezpieczenstwa, godne pochwaly. Niebo niebieskie jak oczy Martina (...), pierwszy raz od kiedy tu przyjechalismy. Przechodze przez plaze pelna amerykanskich turystow. Wszyscy fotografuja jednego krolika, widac dopiero przyjechali. Ich duze aparaty i odglosy migawki rozdrapuja dawne rany.
Wchodze do lasu, nie ma absolutnie nikogo. Po kilku minutach spotykam DzieciolaCoZarazRodzicowWola. Przeskakuje nerwowo z galazki na galazke, ale dzielnie puka, nie zwazajac na niebezpieczenstwa nadciagajacego gringo. Dzieciol zfilmowany. Po pewnym czasie, liczac od dzieciola, spotkam duzego ptaka. Obiektywnie drapiezny, choc kontakt mielismy raczej pobiezny. Przysiadl na chwile na galezi, przyjzal sie Ojos Bonitos i ruszyl w dalsza droge. Widac byl tylko przelotem. Zaczyna sie szlak na cierro Guanaco. Tablica, nie wchodzic po godzinie 12, bez dobrych butow i odpowiedniej odziezy. O trzech godzinach snu nic nie mowia. Poltorej godziny pod gore w lesie. Czuje w nogach wczorajszy treking i dyskoteke. W koncu wychodze ponad granice lasu. Wszedzie bialo, pogoda ciagle dobra- powazny zastrzyk energii. Na tym etapie spotykam jakiegos chlopaka. Pozniej w schronisku widzialem, ze na szlaku bylismy tylko my. Prywatne Guanaco. Ma duzy plecak, chyba z rzeczami do campingu, takze jest mu sporo ciezej. Wyprzedzam. Przez jakis czas ide po czyichs sladach sprzed kilku dni. W koncu jednak i te sie koncza. Dziewiczy snieg do wysokosci kolan, a czasem i do pasa. Buty zupelnie przemoczone, pod sniegiem co jakies czas strumyki i bloto. Stojac w bialej dolinie widze laguny, ocean i tecze.

Tecza jest po prawej nad laguna

Znikaja juz wszelkie watpliwosci. Rano zastanawialem sie powaznie czy mam isc. Sen byl niezwykle kuszacy. Wtedy przeczytalem wiadomosc od taty. W domu, po jakis 12 latach, podlaczono kanalizacje. Moge brac dlugie prysznice i mieszkac do konca zycia z rodzicami... Informacja dodala sil. (Nie wiedzialem jeszcze wtedy o zapskudzonym przez szpaki balkonie)
Snieg co raz glebszy, stok co raz stromszy i zmeczenie co raz wieksze. Pogoda zaczyna sie psuc, kolega slonce powiedzial hasta luego. Ostatnie sto metrow ide ledwie zipiac, jakies 15 minut. W sumie nieco ponad trzy godziny. Drugi wspolzdobywacz Guanaco sporo nizej, wyglada na to, ze zrezygnowal z ataku na szczyt.




Stoje na szczycie niecale 1000 metrow nad poziomem morza, a czuje sie jakbym zdobywal Himalajskie szczyty. Wieje jak diabli. Wykopalem dziure w sniegu i szybkie sniadanie mistrzow.

Sniadanie mistrzow, Pablo po lewej, w kadrze zmiescil sie polowicznie

Chmury zaczynaja schodzi nizej, wiec ruszam w lekkim pospiechu w dol. Tym razem czynnosc wdech-wydech nie byla az tak absorbujaca jak na Ishince, choc zmeczylem sie uczciwie. Po drodze mijam mojego niedoszlego wspolzdobywce. Patrzy na mnie jak na wariata jak zbiegam w dol. Musialem zdazyc na autobus o 16, umowilem sie z Mateuszem na Skypa.


zdjecia z Patagoni

zdjecia z Tierra del Fuego

12 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Sledze tego bloga od poczatku z moim 7-letnim synem. Marcin codziennie pyta o to, gdzie Pablo teraz jest, siedzi wpatrzony w ekran komputera z ogromnymi oczami i otwarta buzia. Jest zafascynowany i zachwycony. A ja jestem wdzieczna, ze sa ludzie, ktorzy nie boja sie swiata, ktorzy realizuja swoje marzenia i dziela sie tym z innymi.
"Byc ciagle w podrozy lecz nigdy na stale" - dziekujemy i czekamy na nowe fascynujace relacje.
Byc moze Marcin pojdzie kiedys w Pana slady?

Anonimowy pisze...

Wszystkiego najlepszego Tułaczu z okazji 8300 dnia życia. Kręci się ta Ziemia optymistycznie i systematycznie.

Ze zdjęć tchnie melancholią zbliżającej się zimy. A relacja z melancholią nie ma nic wspólnego... ech młodość

Franek pisze...

Dziekuje Wujku! Dziekuje tez pani z wpisu wyzej, takie cos cieszy najbardziej! Pozdrawiamy wraz Pablem Marcina i mame

Anonimowy pisze...

Dziecko! Najbardziej zachwyca mnie to ,że nie umiesz sie nudzić w zyciu.Kocham i kocham jak dawniej-mama

Anonimowy pisze...

'Niebo niebieskie jak oczy Martina' tu nie wytrzymalem i parsknalem zupa na Basie ktora tez czytala z otwarta buzia!!! To jest lepsze niz R. Wallace i jego trick shots na youtubie;)! mateo.

Anonimowy pisze...

bedziesz mogl sie wynajmowac do opowiadania dzieciom tych historii(jak juz cie rodzice wyrzuca przez rachunki za wode)

Anonimowy pisze...

"Co robisz, że jesteś taki piękny??"

Franek to jest pytanie jak najbardziej na miejscu i ja się domagam odpowiedzi!

Magdalena J. Koleżanka z Komorowa i Nie Tylko ;)

Anonimowy pisze...

Przy sniadaniu przekazalam Marcinowi pozdrowienia, na co on zrobil duze oczy i zapytal:
-Jak to? A skad Pablo wie, ze ja jestem?
Internet jest dla dzieci jednak tajemnica, a gdy szukalismy na mapie swiata miejsca, z ktorego te pozdrowienia plyna, wydawalo mu sie to jeszcze bardziej nierealne.
Dziekujemy!
Marcin z mama

Anonimowy pisze...

no wlasnie,ja tez chetnie poznam odpowiedz!jak ty to robisz,do mnie nikt nie mowi per Ojos Bonitos chociaz mam duzo bardziej rzucające sie w..no w oczy;)
A.G

Franek pisze...

Z tym pieknem to mysle ze chodzilo o slabe oswietlenie w klubie i potencjalna wade wzroku tego pana. Kilka osob sie juz w takich warunkach nabralo

Anonimowy pisze...

You are too brave from me:-) Where the hell is Pablo? did you make him go though that snow with you??? I'm gonna call animal rescue...
Iris.

Anonimowy pisze...

ale zdjecia! zazdraszczam w trybie ciaglym i nieustajacym;))
Pablo jakby nieco przylizany;)
elwira