czwartek, 27 grudnia 2007

Swieta...

...swieta i po swietach.
Dwudziestego czwartego rano Revital i Idan stanowczo powiedzieli: ma byc lista zakupow, przepisy i robimy tu prawdziwa wigilie. Liora patrzyla na to wszystko raczej z boku, ale jak trzeba cos bylo pokroic, to sie nie buntowala. Ogolnie sytuacja wygladala tak, ze bylem tu ja, dziesiecioro Izraelczykow, kot i krolik. Kot i krolik nie mieli nic do gadania az do polnocy, ale Izraelczycy swiat byli naprawde ciekawi. Znaja je tylko z amerykanskich filmow... Nie mialem wyboru i ruszylem do internetu. Kolejki sakramenckie , bo wiekszosc punktow zamknieta. Udalo sie tylko dlatego, ze musialo sie udac. Przepis na barszcz, pierogi z kapusta i grzybami i kilka rodzajow sledzi zapisane w notatniku. Jak im zaczynam tlumaczyc, to sie krzywo patrza. Zupa z burakow? Fu! Ale nie, ktos ma korzenie rosyjskie i mowi ze borshch (barszcz) jest super! Pierogi? Podejrzane jakies, ale sprobujemy. Sledz-zobaczymy. Trudno mi ich przekonac, bo sam nigdy nic na wigilie nie gotowalem. Samemu balbym sie zjesc pierogi, ktore zrobilem, a teraz mielismy je przyrzadzac dla 11 osob... Wtedy przbywa kawaleria! Trzyosobowa grupa- Australijka, Szwed i Irlandczyk.
Australijka ma babcie Polke. Jak sie dowiedziala, ze beda pierogi to skakala z radosci. Pozniej napisze babci, ze spedzala gwatemalska gwiazdke z Polakiem. Babcia szczesliwa, bo wnuczka juz drugie swieta z dala od australijsko-polskiej wigili. Oni przygotuja cos od siebie, my od siebie i bedzie 12 potraw (bylo grubo ponad, dopiero dzis skonczylismy wszystko jesc).
Idziemy na mercado (rynek, market, bazar). Wszystko dobrze, tylko sledzia nie ma. Jest rekin, nawet moze by sie nadal, ale Idan tlumaczy, ze rekin nie jest ani troche koszerny. Tego nie przeskoczymy. Grunt, ze byly buraki.

Zaczyna sie operacja gotowanie. Kuchnia malutka, osob 14 (plus kot i krolik)-nie ma lekko. Normalnie zajmuje to kilka dni, nawet jak osob jest duzo mniej. Na szczescie Idan ( byly dowodca czolgu) i Revital (byla psycholog eskadry mysliwcow) wiedza co robia w kuchni. Ja nie, wiec glownie odpowiadam na pytania.

-To co pijemy?
-wino tylko, na swieta sie nie upija.
- Dziwne... ale palic mozemy?
-Co?
-no, ziolo.
-nie
-dziwne...

-A pozniej idziemy na dyskoteke?
-nie, to takie rodzinne swieta, siedzi sie, rozmawia, a o 12 w nocy idzie do kosciola (sam, musze przyznac, ze na pasterce nigdy nie bylem).
-acha... (tego Liora nie mogla zaakceptowac)

-A po kolacji tanczycie wokol choinki?
-slucham?!
-tak mi mowili jacys Dunczycy czy Norwegowie, ze tancza
-nie nie tanczymy wokol choinki (w Australii, Szwecji i Irlandii tez nie tancza).

Z chwila wzejscia pierwszej gwiazdki barszcz nie byl jeszcze nawet czerwony. W koncu, okolo 21, zasiedlismy do stolu. Stolu zdecydowanie nie stworzonego (razem czy osobno) dla 14 osob.

Wytlumaczylem oplatek, sianko i takie rzeczy. Wtedy przychodzi Raul. Raul to gospodarz, gwatemalski Zyd. Trzeba bylo widziec jego mine, jak w swoim hostelu zobaczyl 10 Zydow przy wigilijnym stole.... Ale sie ucieszyl! Jestescie w Gwatemali, tu sie swieta obchodzi. Zjadl barszcz i zyczyl nam wszystkiego dobrego.
Za dwadziescia dwunasta caly Izrael sie niecierpliwi: To kiedy idziemy na te msze? Spoznimy sie! Nie bylo wyboru, ruszamy w strone kosciola. Ale w Gwatemali wszystko wyglada troche inaczej. Tyle fajerwerkow nie ma u nas nawet na sylwestra. Przedarcie sie przez to pole bitwy zajelo nam duzo wiecej czasu. Idan mowi, ze to przypomina troche strefe Gazy... Wigilia.

W kosciele niestety rozczarowanie- pasterki nie ma. Msza byla o 22, a nastepna dopiero jutro w poludnie. No nic, wracamy. Po drodze mijamy irlandzki pub wypelniony po brzegi, z dyskotekowa muzyka w tle. Liora patrzy blagalnie. Nie, nawet Irlandczyk jej to mowi. Ale moj autorytet nieco podupada. Mszy nie ma, a dyskoteka jest. Chyba mam lekko wyidealizowany obraz swiat. Wracamy do stolu, jemy dalej. Polnoc dawno minela, a dwudziestego piatego sa urodziny Jamiego, Irlandczyka. Kolejny powod do swietowania. Swiateczna trzezwosc zostala nadszarpnieta.
Ogolnie bylo milo i naprawde abstrakcyjnie. Pod choinka lezal dla mnie prezent. Czapka, troche slodyczy i pluszowy mis. Nazwywa sie Abraham, zeby nie bylo watpliwosci.
Zdecydowanie wart wspomnienia jest jeszcze jeden fakt. Sladami mojego brata zaproponowalem zabawe. Kazdy mowi trzy najlepsze przygody/osiagniecia/wydarzenia, ktore przydazyly mu sie w minionym roku. Ktos dostal dobra prace, ktos w koncu zdecydowal sie prace rzucic. Dla wiekszosci wyruszenie w podroz bylo numerem jeden. Lash, Szwed powiedzial natomiast, ze udalo mu sie przeszmuglowac z Indii do Szwecji calkiem pewien narkotyk (nazwy nie znam i nie zapamietalem niestety). W ten sposob sfinansowal wieksza czesc swojej podrozy.

wiecej zdjec tutaj

Kupilem dzis bilet lotniczy. 16 stycznia lece do Panamy, a stamtad, 22ego, do Limy. Jutro zas jedziemy do Rio Dulce. Znowu we czworke.

13 komentarzy:

Józefinka pisze...

Pięknie sobie Pan poradził z tymi śiętami, a jak wyszły pierogi?.

Anonimowy pisze...

O masz. A mi się dziś śniło, że Tobie to jest tam tak dobrze, że postanowiłeś już nie wracać i zostać tam na stałe. Ale to chyba na szczęście niemożliwe :)
Pozdrawiam i podziwiam ;)

Anonimowy pisze...

O masz. A mi się dziś śniło, że Tobie to jest tam tak dobrze, że postanowiłeś już nie wracać i zostać tam na stałe. Ale to chyba na szczęście niemożliwe :)
Pozdrawiam i podziwiam ;)

Anonimowy pisze...

Dziecko, czego ja sie o Tobie dowiaduje... podziwiam te pierogi i barszcz.I nie tylko to!kocham mama

Anonimowy pisze...

Francuz!!!
Jak bym tam byl - pozdrawiam serdecznie.

Anonimowy pisze...

Fajnie, że Święta się udały. Mam tylko małe ale. Dlaczego na żadnym zdjęciu nie ma Abrahama? No i jeszcze jedna kwestia - jak zareagował Pablo na nowego towarzysza podróży?

Pozdrawiam serdecznie :))

Anonimowy pisze...

jak dla mnie 100% abstrakcji.

szacunek za potrawy i zacięcie w propoagowaniu/prezentowaniu/przekazywaniu NASZYCH tradycji

Anonimowy pisze...

Aha!! Nie Acha

Anonimowy pisze...

a ja mowie AH!!

Anonimowy pisze...

Francja, wlasnie skonczylismy grac w scrabble i bardzo nam ciebie brakowalo. Jakos dowiozlem te wykopke w trybunki...Piszesz jak Kapuscinski: o wielorybie z brzucha wieloryba. Mama mówi, ze nie piszesz jak Kapuscinski ale jestes na najlepszej drodze. I jeszcze mama mowi, ze w jej telefonie nie ma pola wiec pisz maile!
Kochamy! mother&brother.

Anonimowy pisze...

mnie za to zainspirowala historia Lasha, moze tez cos przemyce i skocze na sri lanke pasc owce i uprawiac herbate? :) buziaki! dzióbek

Anonimowy pisze...

telefon bez pola jest jak kawa bez complety

Anonimowy pisze...

Ja tu taki spóźniony: te zdjęcie takich palm podświetlonych ma coś z klimatu wesela w 'Fandango' jak dla mnie...
m.