poniedziałek, 10 grudnia 2007

All inclusive vs. left-overs, czyli trzy dni w Playa del Carmen

Bylem w Playa del Carmen. Spedzilem tam w sumie 3 noce. Po pierwszej wiedzialem, ze chce tam byc najkrocej jak sie da. Po drugiej wrecz przeciwnie. A trzeciej malo spalem i takich tematow nie rozwazalem. Playa to nadmorski kurort (NK) oddalony ok 60 km od jeszcze wiekszego i starszego NK - Cancun. Podobno kilka lat temu bylo to spokojne i urodziwe miasteczko nad morzem. Tego nie wiem, ale teraz napewno juz nie jest. Wyglada zupelnie jak Key West na Florydzie, tudziez, jak sadze, kazdy inny amerykanski NK. Wszystko bardzo prefosjonalne i ekskluzywne. Bary, muzyka, restauracje, sklepy. Ceny zazwyczaj kilkukrotnie wyzsze niz wewnatrz kraju. Wszedzie mozna placic dolarami amerykanskimi (oplaca sie to wrecz bardziej niz pesos mexicanos), nawet niektore bankomaty wydaja USD. Zlotowek nie wydaja, nie wiem czemu. Miasto ciekawe, bez dwoch zdan, ale tylko na kilka godzin...


Czy to wciaz Meksyk?

O Playa del Carmen sensu stricte tyle, bo wiecej, w moim odczuciu, nie warto. Ale to nie miasto bylo gwozdziem programu. Pierwszego wieczoru spotkalem sie z Joanna. Joanna, jedna z pary prowadzacych wyprawe CTP Nautica do Meksyku, przyjela mnie z otwartymi rekami. Niestety jej hotel nie przyjal. Musial pozostac za zamknietym szlabanem Viva Maya all inclusive resort. To w koncu nie miejsce dla backpackersow. Nastepnego dnia wszystko sie jednak zmienilo. Najpierw w hostelu spotkalem sie z Liora, Revital i Edanem, znajomymi z San Kristobal (pewnie was to zdziwi, ale sa z Izraela). Od razu milej. No a poza tym moj hostel tez byl w zasadzie all inclusive... W hostelach sa tak zwane left overs, czyli jedzenie, ktore ludzie wyjezdzajacy zostawiaja dla wszystkich, bo z jakis powodow nie jest im juz potrzebna. Na sniadanie zjadlem zatem left-over tortille z left-over serem w left-over ketchupie. Popijalem left-over schwepsem. Na obiad bylo left-over spagetti w left-over sosie z left-over grzybami i left-over parmezanem. Popijalem left-over Sangria. Kolacja, nie wdajac sie w szczegoly, rowniez byla left-over z left-over Malibu. total cost: 0 pesos.


Po tym left-over dniu mialem spotkac sie w miescie z druzyna N (jak nautica). I tu super niespodzianka; sms od Joanny. "Czekaj w centrum z rzeczami, spisz u nas". W tym miejscu dziekuje Joannie, grupie wyprawowej i calej Nautice. Dziekuje rownie (byc moze przede wszystkim) Panu, ktory za wyjazd zaplacil ale nie mogl pojechac.


Dwie ostatnie noce spedzilem zatem w Villa Maya. Pokoj dwunasto- zamienilem na dwuosobowy. Ciepla woda, wygodne lozko, jedzenie do wyboru do koloru i takie drobne przyjemnosci, ktore, po ponad miesiacu podrozy, ucieszyly mnie niezmiernie. W dzien nurkowalismy w cenotach, tj. oni nurkowali a ja sie taplalem z maska i rurka (tez bylo super, ucho dalo rade).

Pozniej obiad, aerobik (nie ja), siatkowka (ja, wygralismy trzy mecze) i popoludnie na nie-az-tak-pieknej-ale-zawsze-karaibskiej plazy. Bylo naprawde cudownie. Joanna przywiozla mi ksiazke "Wojna Futbollowa", zabrala kilka rzeczy do domu i od razu podrozuje sie lzej. Ponadto grupa, ktora jezdzila razem cale dwa tygodnie (swoja droga zobaczyli w tym czasie chyba wiecej niz ja przez ponad miesiac) przyjela mnie, nowego, bardzo cieplo i serdecznie. Bardzo Wam dziekuje (o ile ktos tu zajrzy, acz nie wiem czy ktos ma adres). Wyjechali dzis o 4.30. Snu bylo w zwiazku z tym malo. Ja pospalem jeszcze troche, zjadlem all inclusive jajecznice i ruszylem do... Tulum :) czwarty raz. Nastepne polskie spotkanie 22 stycznia z Karolina w Limie, Peru.


Joanna i Agnieszka z Pablem

kilka dodatkowych zdjec



10 komentarzy:

Anonimowy pisze...

left-over chyba niezle smakuje...
"nie-az-tak-pieknej-ale-zawsze-karaibskiej plazy"...powiadasz...

Anonimowy pisze...

A w którym hostelu w Playa mieszkałeś? Nie ma ich wiele, a skoro pokój 12osobowy to pewnie ten naprzeciw Wal-Martu, z takimi zielonymi ścianami? Pobyt w tym hostelu był chyba najbardziej zakręconym fragmentem mojej podróży Mexico&Cuba, klimat z niego wspominam max pozytywnie, w dzień cenoty w nocy impreza, i tak przez cały tydzień, kilku najbardziej hardkorowych backpackersów jakich znam tam poznanych. Mimo tego że crowded itd. Playę wspominam super (Cancun za to niebardzo), z cenami trochę przesadziłeś - odwrotnie proporcjonalne do odległości do Quinta Avenida.
Dzięki za tego bloga - dobrze wiedzieć, że gdzieś na świecie jest ciepło. Pozdrawiam i lecę na kolokwium :)

PS. Pewnie mnie nie kojarzysz - rozmawialiśmy w N przed Twoim wyjazdem o Japonii (pamiętaj, Kioto nie Tokio, jak już znam tego bloga to się teraz upewnie gdzie wylądujesz)

Franek pisze...

dzieki dzieki
hostel ten sam. ceny wysokie, np na straganach, w porownaniu do chiapas itp. 5 av odpada na wstepie.
O Japoni Pamietam, ale to jeszcze w odleglej w tej chwili przyszlosci

Anonimowy pisze...

Swietnie się odżywiasz, mama będzie zachwycona. No ale dobrze, że jest forma w tej siatkówce. Całe szczęście, że na asfalt w Jarosławcu chodziliśmy o piątej a nie o szóstej...dobra nie będę wszystkiego sobie przypisywał jak zwykle..

Anonimowy pisze...

taaak... cale szczescie... wszystkim to na zdrowie wyszlo... zwlaszcza psychiczne.
caluje b.

gosia pisze...

franz,
super ze troche luksusu ci sie trafilo:)
trzymam mocno kciuki za ucho,jeszcze sie nanurkujesz:)
sciskam z lizbony

Anonimowy pisze...

frankowy fart jak zwykle;]

Anonimowy pisze...

Hej byly wspoloktorze :] zabieralem sie chyba ze dwa tygodnie zeby tu zajrzec i w koncu sie udalo... przeczytalem w godzine cala Twoja relacje... naprawde podziwiam Cie Franku (o Pablu nie wspomne), mam nadzieje ze teraz bedzie juz tylko lepiej!!! 3mam kciuki i pozdrawiam

Anonimowy pisze...

dziecko! Chcialam ci tu podesłac zdjęcie pani Pablowej ale nie umiem..Ale caluję i kocham jak dawniej i jutro zacznę czytac o Gwatemali.I LOVE YOU-mother

Anonimowy pisze...

Hej FRANEK!!!!!

W koncu dokopalam sie do Twojej strony, jeszcze raz milo bylo Cię poznać,mam nadzieje, ze w dalszej podrózy również będziesz spotykał tak fantastyczną ekipę, jak nasza Nauticowa!!!! Widzę, że zamieściłeś zdjęcie Aśki, Pabla i moje:)) Hihihi.... ale miałysmy w czubie:), ale ewidentnie Pablo czuł się w naszych łapkach szczęśliwy:)))
Buziole i powodzenia w dalszym podróżowaniu
Aga - Gaga