poniedziałek, 3 października 2011

Z Manaus do Warszawy


Pobudka czwarta rano, temperatura trzydzieści stopni i mordercza wilgotność. Za tym akurat nie będę tęsknił. Nieprzytomny recepcjonista zastanawia się o co mi chodzi. Na szczęście zamówiony taksówkarz się nie zastanawiał, tylko przyjechał. Tanie linie Trip lubią  wczesne godziny i dużo międzylądowań. Z Manaus przez Porto Velho, Cuiabę, aż do San Paulo. Start, lądowanie, start, lądowanie, start, lądowanie. Zakaz opuszczania samolotu się przykrzy, ale przynajmniej zobaczyłem przez okno cztery brazylijskie lotniska i kawał krajobrazu. Co do lotnisk, to bez szaleństw, co do krajobrazu to muszę przyznać, że zieleni i wody w Brazylii nie brakuje. W San Paulo wiosna, więc rośliny kwitną i katar jest. Największe wrażenie z powietrza robią takie fioletowe drzewa, które co jakiś czas stoją sobie samotnie pośród morza zieleni. Zrobiłem zdjęcie podobnemu już na ziemi, ale efekt zdecydowanie mniej imponujacy. 





W drodze z lotniska widziałem trzy więzienia. Może Brazylia chce pokazać nowoprzyjezdnym że nie ma co z nimi zadzierać? W końcu na fladze jest napisane porządek i rozwój. Porządek biorą sobie najwyraźniej do serca, rozwój zresztą też w ostatnich latach. W tym temacie polecam wywiad Jacka Żakowskiego z Władysławem Dowborem. Na Rua Paris Monika, Helio, Tomek, dzieci, psy, kwiatki. Trafiłem akurat na ostatni dzień Piotrka i Tomka (jeden wracał do Polski, drugi do Angoli). Kolejne brazylijskie grillowanie, a w Villa Paris znają się na rzeczy. Następnego dnia zostałem sam w mieszkaniu.


Niby Sao Paulo ma być delikatnym przejściem między tu a tam, ale mieszkanie jest rozmiaru pięciu moich, więc nie mam pewności czy to dobrze działa. Dobrze działa za to internet. Zapisałem się na zajęcia, napisałem długo odwlekane maile i w ogóle zacząłem myśleć dość konkretnie o powrocie. Te bujne rozmyślania przerywały spacery z Tobim (psem) i pożegnania z tutejszymi znajomymi. W weekend z Filipem, Rafaelem i jego dziewczyną pojechaliśmy do Serra Negra. Coś jak nasza Krynica Górska – dużo hoteli, wody lecznicze i średnia wieku osiemdziesiąt. Był włoski weekend i na rynku orkiestra grała Volare tak, żeby na pewno wszyscy usłyszeli. Chłopaki meli lekkie wyrzuty sumienia (mają tam działkę, ale jednak nie jest to typowo „młodzieżowa miejscówka”). Ja byłem zachwycony. Młodzieżowe miejscówki zwiedzałem przez ostatnie  pięć miesięcy, a tu zupełnie inna bajka. Jedyny gringo w mieście, mały rzut oka na brazylijski styl weekendowania. 



Dla równowagi w sobotę pojechaliśmy na wake boarding. Powiem tylko, że nie jest łatwo wstać na tej desce, bo wszystko dzieje się strasznie szybko. 

Był plan, żeby w niedziele powtórzyć tę zabawę, ale zakwasy wszystkich mięśni skłoniły nas, żeby jednak pójść na ryby. 


Co dobre szybko się kończy, ale widoki za oknem pozostaną w głowie. Nowy, już teraz typowy dla mnie, krajobraz brazylijski to swego rodzaju trójpolówka. Widzimy fawele, później pas równej ziemi, a następnie osiedla identycznych domów. Z tego co wiem, to projekty rządowe. Fawele zrównuje się z ziemią, buduje nieco lepsze, za to boleśnie identyczne domy i lokuje tam niedawno ubezdomnionych mieszkańców. Z wyglądu jak familoki na Śląsku. W okolicach San Paulo widać tych konstrukcji bardzo dużo.    


Tym sposobem, przez all u can eat sushi, piwa, caipirinhe, grilla i obiady rodzinne doszliśmy do środy. W środę pakowanie, Monika niczym anioł podwozi do metra (Villa Madalena przypomina San Francisco, ulice są tu nieprzyzwoicie strome), linie zielona, niebieska, czerwona i autobus na lotnisko. Taki wariant kosztuje 7 Reali, taksówka 100. 
LH505, w samolocie tym razem sporo Brazylijczyków. Jak tu leciałem w maju, to uderzyło mnie (no może szturchnęło), że lecą prawie sami europejczycy. Super 8, kolacja samolotowy sen, Unknown, śniadanie. Kapitan Flughafen wyłączył mi film na dziesięć minut przed końcem i nie wiem (I don’t know), czy Liam Neeson uratuje profesora, którego wcześniej (tj. zanim dostał amnezji po wpadnięciu taksówką do rzeki) próbował zabić.


Na lotnisku skończyłem krótkiego Kunderę i zorientowałem się, że jak wracałem z dookołaświata trzy lata temu, to też go czytałem (Nieznośną lekkość bytu). Wtedy w samolocie popłakałem się jak pani ułożyła czekoladki wokół swojego umierającego pieska. W Niewiedzy zwierząt domowych na szczęście nie było, więc współpodróżnicy się na mnie dziwnie nie patrzyli. Teraz LH1612 włączył znak zapiąć pasy i mam złożyć stolik. W samolocie leci z nami jakiś bardzo ważny Pan na szczyt Unii w Warszawie. Razem z tym panem pełno innych panów w nudnych garniturach, okularach przeciwsłonecznych i słuchawkach w uszach, więc nie będę się sprzeczał.
***

Pierwszy komunikat jaki usłyszałem na Okęciu to "Pasażerów oczekujących na lot do Rzeszowa zapraszamy do bramki numer 23". Brzmiało niewyobrażalnie swojsko. Dalej wszystko potoczyło się szybko, mama, tata, zupa, pies, zakąski, powiśle, jetlag, przenoszenie biurka Piotrka i tym podobne. Od powrotu trudno złapać oddech. Spać w normalnych godzinach zresztą też. Zrobię tu jakieś podsumowanie, ale nie teraz. Teraz przygotowuje się do jutrzejszych zajęć. Byłem dziś w centrum i na Krakowskim Przedmieściu. Wyglądało pięknie, naprawdę da się żyć w tych warunkach. A w metrze pewna pani przewróciła się na pewnego pana (bo gadała przez telefon i się niczego nie trzymała), a ten pan powiedział z uśmiechem na twarzy, że nic się nie stało. Kupiłem kwartalny (strasznie podrożały).
zdjecie nieostre z pośpiechu, bo zupa stygła
zdjęcia bez rewelacji, ale mimo wszystko

z Sao Paulo
z Serra Negra
z pomiędzy


4 komentarze:

the r-town magic report pisze...

Ogórkowa to jest życiówa!!! Nie zabijaj tej miłości i pisz tego bloga dalej! MP

Anonimowy pisze...

happy Poland to you! dzięki za dzielenie się podróżą, podpisuję się pod postulatem powyżej

Anonimowy pisze...

PISZ DALEJ KONIECZNIE.CHOĆBY DLATEGO,ŻE CORAZ LEPIEJ CI TO WYCHODZI...
ZAZDROSZCZĘ UMIEJĘTNOŚCI SPANIA W SAMOLOCIE.JA TO ZAWSZE ODCHOROWUJĘ.
DOBREJ PRACY NA UCZELNI ZYCZY TAJEMNICZA WIELBICIELKA

Przemek pisze...

Witam! Zazdroszczę Ci trochę tych zagranicznych wojaży, bo ja nigdy za granicą nie byłem!! Ostatnio miałem kilka dni urlopu i odwiedziłem kolegę w Warszawie oraz koleżankę w Trójmieście:-)) Wejdź na mojego blooga i zobacz zdjęcia! Pozdrawiam Przemysław