poniedziałek, 26 września 2011

Nostalgia w podróży

Pani Alina zapytała mnie w komentarzu do poprzedniego wpisu, czy jest coś, czego szczególnie brakuje w trakcie podróży. Pytanie wydaje się ciekawe, mam nadzieje, że odpowiedź również. 

Mam dwa pomysły na "po pierwsze" i nie wiem, na który się zdecydować. Będzie zatem pierwsze "po pierwsze" i drugie "po pierwsze". Albo, stosując starą technikę, malinowe i truskawkowe "po pierwsze". Numery narzucają w końcu kolejność, a owoce to już kwestia prywatnych preferencji. 


Malinowe "po pierwsze", to tęsknota do rodziny i przyjaciół. Trywialne, ale prawdziwe. Nie brakuje ciągłego siedzenia z nimi w jednym pokoju czy jakiś godzinnych dyskusji. Czasem tak, ale bez przesady.Wychowałem się w końcu między innymi na tej piosence. 


Bardziej brakuje dostępności. Tego, że jak w weekend zejdę na dół to tam będzie mama i tata. Że jak chcę, to mogę wsiąść do samochodu czy metra i spotkać się z bratem, siostrą czy przyjaciółmi. To poczucie możliwości zmienia bardzo dużo w głowie.  Myślę też, że z tego samego powodu znacznie łatwiej jest być emigrantem w Anglii czy Niemczech, niż na przykład w Nowej Zelandii. Świat się kurczy, ale bez przesady, różnica w odległości ciągle jest. Poza tym, gdzieś z tyłu głowy, pozostaje myśl "a co, jeśli coś się w domu stanie". To okropna rzecz, ale czasem dzwoni w mózgu i za nic nie można się jej pozbyć. A z Amazonii bez telefonu do Warszawy dość daleko i czasem nie wiadomo, że powinno się wracać.

Dygresja technologiczna. 
W kwestii tej dostępności bardzo dużo się zmieniło w ostatnich latach. Teraz, dzięki zestawieniu szybkiej sieci komórkowej/wszechobecnego WiFi i skype'a w telefonie, mogę prawie w każdym momencie zadzwonić do domu, powiedzieć co dziś zjadłem, zapytać jak Markotny i czy Niko znowu wyrwał rury z ziemi. To nie to samo co kontakt osobisty, ale jednak olbrzymi postęp.  

Truskawkowe "po pierwsze" to zupełnie inny temat. Przez większość czasu takiej "wielkiej" podróży nie brakuje niczego. Ona człowieka pochłania, czaruje nowymi krajobrazami, ludźmi, doznaniami. Nie daje chwili wytchnienia na nostalgię, czy wręcz jakąś głębszą refleksją. Omamia odmiennością, egzotyką, atrakcyjnością. Żeby tęsknić, trzeba natomiast na chwilę przysiąść, zastanowić się, zwolnić. Żeby tęsknić, bardzo często (ale absolutnie nie zawsze) musi być człowiekowi źle. Dlatego podróżnik myśli o domu kiedy na przykład leży w nocy w pokoju z ośmioma obcymi osobami i ktoś chrapie tak, że nie da się zupełnie spać. Człowiek tęskni kiedy wyjeżdża z miejsca, w którym pobył trochę, zadomowił się, spotkał dobrych ludzi. Kiedy samotność uderza nagle, z pełną mocą. Ale nie kiedy nurkuje na karaibskiej rafie koralowej, kiedy pływa w Amazonce, kiedy surfuje w Urugwaju. W takich momentach nie brakuje mi niczego, umysł jest absolutnie wolny i szczęśliwy. 

No ale o brakowaniu, a nie braku brakowania miało być. Po drugie, trzecie i tak dalej mam poniższą listę rzeczy i zjawisk. Brakuje:
  • Kaszy gryczanej z kefirem. 
  • Prywatności, kiedy jest potrzebna. 
  • Ogórkowej i żurku (bo pomidorową da się zorganizować).
  • Samochodu, a dokładniej swobody jaką daje.
  • Otoczenia w którym rozumiem każde słowo i nie muszę się zastanawiać, jak poprosić o cztery bułki w sklepie.
  • Książek po polsku. Nie ważne jak dobrze mówi się w jakimś obcym języku. Miło jest czytać w tym nieobcym. 
  • Przyrody takiej jak w domu. Palmy czy kaktusy są ładne, ale między brzozami człowiek czuje się lepiej ( z wyjątkiem początków czerwca, kiedy bym bardzo chciał, żeby brzóz w ogóle nie było).
  • Ludzi, którzy dorastali w tym samym świecie i którzy pewne rzeczy rozumieją bez słów (Na przykład, ze Kłapouchy to nie jest po prostu Osioł, a tak niestety jest w angielskim oryginale)
  • Chleba.
  • Bocianów i truskawek w lecie.
  • Śniegu i kominka w zimie. 
  • Przypadkowych spotkań na ulicy.
  • Swobody kładzenia swoich rzeczy. W hostelu człowiek musi ciągle się pilnować, zamykać wszystko na kluczyk, a z kluczykiem chodzić pod prysznic. 
  • Kołdry
Na koniec zostawiłem grubszy kaliber. W podróży brakuje Polski. Bije się z sobą czy tego nie skasować, bo brzmi strasznie patetycznie, ale jednak. Kraju czasem brakuje i nic człowiek na to nie poradzi. 

Polska to te bociany i truskawki i wszystkie inne rzeczy, ale pewnie też coś więcej. Ja mam taki problem (bo dla podróżnika to chyba jest mimo wszystko problem), że bardzo lubię Polskę. Widziałem wiele magicznych miejsc, zakochałem się w Buenos Aires i Nowym Jorku, ale mieszkać chciałbym mimo wszystko w Warszawie i okolicach. Nie dlatego, że to jakieś idealne miejsce, ale dlatego że moje. 
Monika dała mi dziś (z cyklu książki po polsku, zupełnie przypadkowo) "Niewiedzę" Milana Kundery. A tam, w pierwszym rozdziale, o słowie nostalgia. Zestawienie nostos i algos - powrotu i cierpienia, czyli cierpienie spowodowane niemożnością powrotu. W europie oprócz pochodnych nostalgii są inne słowa - portugalskie saudade czy angielskie homesick (czyli wprost tęsknota za domem). Ciekawa sprawa z Islandzkim. Tam jest tęsknota po prostu – so:knudur i tęsknota za krajem – heimfra. Tego się dziś dowiedziałem, a że dla mnie ciekawe, to tutaj piszę. Poza tym, wychodzi na to, że nie tylko mi zdarza się tęsknić za krajem po prostu.

Rozmawiałem tutaj niedawno z Tomkiem. Tomek ma trzy domy - w Angoli, Brazylii i Polsce. Podróżuje między nimi dość często, mam wrażenie, że szuka też jakiegoś kolejnego miejsca, ale do Polski nie tęskni. Mówi, że denerwuje go to, że ludzie się nie uśmiechają, że się umartwiają, że jest wszechobecne poczucie zazdrości i zawiści. Krótko mówiąc, że jest wszystko o czym Marek Koterski robi filmy. Mnie też to oczywiście denerwuje, ale widzę nasz kraj nieco inaczej. Podobnie powiedział nieco młodszy ode mnie Piotrek. My jesteśmy wychowani w Polsce nieco bardziej uśmiechniętej i mniej szarej, takiej, która z (bardzo) dyskretnym uśmiechem patrzy przed siebie. Dla równowagi widziałem też jak jest gdzie indziej. Wiele miejsc pięknie wygląda tylko na pocztówkach i filmach. 
Uśmiecham się zatem.
W drodze z Gdańska do Warszawy

13 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Mysli z tylu glowy i te calkiem z przodu - podzielam wszystkie, zadnej nie potrafie tak pieknie zapisac. Ale fajnie, ze juz wracasz! Usciski ze znacznie blizszej obczyzny, choc bez rosolu mojej mamy i zapachu wiatru nad polskim morzem. m

Anonimowy pisze...

Pięknie napisałeś!Będzie ogórkowa, kasza gryczana z kefirem, jakis pyszny chleb i tym podobne zachwycające smakołyki. Nie wykluczam ferrero r.
Bocianów już niestety nie będzie, ale są większe nieszczęścia w życiu.Niko nazywa się teraz
Blady Nikon.mama

Anonimowy pisze...

Moment... to w tym dookołaświecie nie ma truskawek??? Nie tak to sobie wyobrażałam... zagatka

Franek pisze...

Truskawki są, ale takie jakieś oszukane, bez smaku zazwyczaj. No i w tych tropikalnych krajach jabłka to rarytas i kosztują majątek. Wszystko nie tak. Z drugiej strony świeży sok z pomarańczy za grosze to sprawa bezcenna i za tym tęsknię bardzo w domu.

the r-town magic report pisze...

Vamos Polonia!!! Nie wymieniłeś scrabbli i ja to rozumiem: niepewność i brak wiary we własne siły przed najważniejszymi październikowymi rozdaniami ;)

Anonimowy pisze...

absolutnie fantastyczny wpis- to co i jak napisałeś; dziękuję
Dominika

Anonimowy pisze...

Zachwycił mnie ten wpis!
a.

Anonimowy pisze...

Pięknie napisałeś. Życzę Ci łagodnego powrotu do rzeczywistości, kiedy już minie radość ze spatkania z bliskimi.
Scoiatolo

Anonimowy pisze...

Cóż... dobrze przynajmniej, że to tu poznałam smutną prawdę świecie i truskawkach, a nie w stokroć bardziej brutalnej rzeczywistości. A tak serio: do mnie, z zupełnie zresztą niewiadomych względów, najbardziej trafiło "truskawkowe po pierwsze". Postanowiłam więc dorzucić od siebie odrobinę miodu i parę listków bazylii odnośnie gonienia za marzeniami i podróżowania, nawet zupełnie nieodległego. Oczywiście, są one nieodłącznie związane z tęsknotami - głównie za tym, co już dobrze znamy, co daje nam poczucie bezpieczeństwa. Być może dlatego "uaktywniają się" głównie, gdy jest źle. Tęsknimy za tym, z czego zbudowaliśmy sobie swój mały świat. A podróżowanie, nowi ludzie, punkty widzenia, no i w końcu sięganie po swoje marzenia, dają genialny dystans do tego, co zdążyliśmy sobie "uwić". Oczywiście, nie uciekniemy od tego i generalnie nic w tym złego, że człowiek zawsze znajdzie sobie coś, co jego potrzebę poczucia bezpieczeństwa zaspokoi. Tylko czasem aż za bardzo sobie znajdzie. Ale gdy uda się od tego oderwać, okazuje się, że może być w samym centrum szczęścia, wolny. Dlatego mi lektura tego bloga, temat podróży, brakowania i niebrakowania przypomina, że wolności się nie posiada, a stale zdobywa. Smacznego :) zagatka

Anonimowy pisze...

Dziekuje bardzo. Zycze wiele radosci z powrotu do centrum swiata. Niektorzy nazywaja to mala ojczyzna, ale Pan to wie. Mam nadzieje, ze w przyszloscie mozna liczyc na kolejne wyprawy i ciekawe wpisy. Osobiscie, chetnie poczytalabym troche wiecej o tej podrozy, jezeli znalazby Pan czas, zeby podzielic sie swoimi przemysleniami i rozumieniem swiata na tym blogu. Alina

malina pisze...

jestem stanowczo za malinowym chruśniakiem, ale chyba zaniedbujesz warzywa

Anonimowy pisze...

Pięknie, mądrze, wzruszająco... eaw

Anonimowy pisze...

Mam podobnie, zawsze bardzo tęsknię za Polską, choć wiele rzeczy mnie tutaj denerwuje i brakuje mi słońca... jednak wiem, że nigdzie nie czułabym się u siebie...
Pozdrawiam i podziwiam :)
Ela