Dziś pogoda nie nadawała się na plażę, ale po obejrzeniu zdjęć z Polski nie będę więcej narzekał. Wczoraj za to było pięknie.
Odwiedziliśmy Chrystusa Króla stojącego nad mostem 25 Kwietnia. Ów most nosił wcześniej imię Salazara, który (osoba, nie most) został obalony właśnie 25 kwietnia. Chrystus w stylu tych w Rio i Świebodzina (nie wiem, czy jest ich więcej, na razie nie widziałem tylko polskiego). Most bardzo podobny do Golden Gate w San Francisco (robiony przez te same osoby). Widać, że Portugalczycy lubią sprawdzone rozwiązania.
Pablo Drugi w ten sposób zobaczył swojego wielkiego Chrystusa (jego poprzednik był w Rio)
Dziś zamiast plaży poszliśmy do nowoczesnej dzielnicy (stacja metra Oriente), w której odbywało się Expo w 1998 roku. Nowoczesna architektura w tym wydaniu nie do końca mnie kręci, więc zamiast o niej, dowiedziałem się tego i owego o Portugalii (siedząc w kawiarni i robiąc zdjęcia).
Portugalia liczy sobie prawie 11 milionów ludzi. W ciągu stulecia 1890-1990 wyemigrowało z niej ponad 3 miliony ludzi. Czyni to Portugalię drugim, po darzonej przeze mnie wielką sympatią Irlandii, krajem w Europie tak wyludnionym przez emigrację. W związku z tą przeszłością słowem-klucz do jego zrozumienia jest Saudade. Słowo pochodzi od samotności, ale chodzi o formę nostalgii, tęsknoty za czymś. Za rodziną, za krajem, za dziećmi, za klimatem, za dawnymi czasami, za... możliwości jest wiele. Muzyka Fado to forma uzewnętrznienia Saudade, Bossa Nova jest jej krewniaczką, a na yspach Zielonego Przylądka o sodade śpiewa Cesaria Evora. Temat jest szeroki.
Poza tym Portugalczycy chyba lubią rozmach. W Lizbonie zauważyłem dwa mosty. Jeden, omawiany już, jest największym mostem wiszącym w Europie. Drugi, Vasco da Gamy, ma ponad 17 km i według mojej wiedzy jest z kolei najdłuższym mostem w Europie. Warszawa ma niby więcej mostów, ale...
Poza tym, był taki czas, że Portugalczycy kontrolowali pokaźny kawałek świata. O tym jak pokaźny, świadczy fakt, że dziś po portugalsku mówi 260 milionów ludzi. Po Polsku pewnie około 45 milionów, z czego większość mieszka w Polsce.
Dużo liczb, ale właśnie na tym minęło mi bardzo przyjemne popołudnie. Popijałem sok który nalał mi Portugalczyk swego czasu żonaty z Polką spod Zielonej Góry (6 lat, było pięknie). Pani która pracuje w naszym hotelu miała mamę z Zielonej Góry. Zbieg okoliczności?
Przy stoliku za mną usiadło pięciu Amerykanów i rozmawiali o różnych rzeczach. Najpierw była impreza, na której ktoś się zsikał w salonie bo się pomylił. Później diety typu dwa tysiące kalorii, bo jeden z nich wypił na tej imprezie piwa i vodki "za" co najmniej sześć tysięcy kalorii. Po tym płynnie przeszli do kwestii, że Osamę zabili zbyt bezboleśnie i powinien pocierpieć co najmniej tak, jak ich kolega Mike, który był w WTC. Następnie, sprawnie i ze szczegółami omówili walory poszczególnych kobiet, które były na wspomnianym melanżu i konieczność zorganizowania czegoś podobnego w najbliższym czasie. Mama zostawiła mydło w łazience i miód w nie tej lodówce co trzeba. Tak minął dzień trzeci.
2 komentarze:
ej no ale wrzuciłbyś parę fotek z tej dzielnicy expo z myślą o bratowej ;) milego dnia nr 4, xx b.
właśnie ten długi most na zdjęciu sprzed paru dni mnie zaciekawił i już mam parę informacji, podpisano jj barea
Prześlij komentarz