Dziś był pierwszy dzień i pogoda niezbyt fotogeniczna (za to bardzo spacerowa).
Pierwsze wrażenie? Miasto ma naprawdę pozytywne wibracje. Jest dość ładne (dość, a nie bardzo, bo nie-aż-tak czyste), bardzo żywe, a ludzie ciekawi i prawdziwi (w odróżnieniu od np. Miami, gdzie ludzie nie są prawdziwi, aczkolwiek ciekawi zdecydowanie tak).
Najbardziej rzuciła mi się w oczy emancypacja kobiet. W ciągu kilkugodzinnego spaceru widziałem kobiety w roli kierowcy taksówki, tramwaju, dużego dostawczego busa oraz śmieciarki. W dwóch lokalach w jakich przysiadliśmy byli natomiast sami kelnerzy (w odróżnieniu od kelnerek). Nie zrobiłem niestety żadnego zdjęcia owym kobietom, musicie mi wierzyć na słowo (może jeszcze ten błąd naprawię). Zdjęć na razie tylko kilka, ale ta galeria będzie się z czasem rozrastać. Podczas tego samego spaceru, sześć różnych osób zaproponowało mi bez zbytniego skrępowania, kupno haszyszu i/lub marihuany. Im też nie zrobiłem zdjęcia.
Teraz siedzę w Lisbon Chillout Hostel. Samo w sobie nie jest to może porywające, ale śpimy tu razem z mamą, a mama w hostelu to już coś. Na razie idzie nieźle, mama nauczyła się, że swój ręcznik trzeba trzymac w pokoju, bo inaczej ktoś się będzie w niego wycierał. Teraz czyta książkę przy latarce-czołówce.
Ja natomiast odkrywam nową płytę Beastie Boys-ów. Jakby płyty było mało, jest do niej długi filmo-teledysk. Tyle radości jednego dnia, nasza Lisbon story zaczyna przednio...
ps. To jest setny post i obiecywałem coś specjalnego. Jedno to to, że znowu w podróży, drugie, to że Osama bin Laden nie żyje. Gdy pierwszy raz usłyszałem jego imię, miałem 16 lat i z przerażeniem, po powrocie ze szkoły, oglądałem na żywo w telewizji jak "papierki' spadają z wielkich budynków, które później same poszły w ślad za owymi "papierkami". Wtedy nie miałem grama wątpliwości, kto w tym konflikcie jest dobry, a kto zły. Kolejny dowód na to, że czas zmienia naprawdę dużo.
6 komentarzy:
franku nie daj sie tym oszusto z haszem na ulicach!
sam teledysk tych b-boysów to jest wystarczający specjał na 100 wpis. A knockdown-dragout man. Tęsknię za wami, uważajcie na dilerów i złodziei ręczników. Podpisano: mr. knockdown-dragout man.
I zaczęło się. Niecierpliwie czekam na kolejne wpisy i zdjęcia. Życzę Wam wielu wspaniałych przeżyć żeby nie powiedzieć przygód... AK
O! To super że będą nowe wpisy! W Ameryce Pld. tom jeszcze nie była, więc będę czytać! Trzymajcie się z Pablem II razem ;)))
oj cieszcie się tą niefotogeniczną pogodą, bo tutaj pogoda wręcz nie-etyczna jak na tę porę roku... i pilnujcie ręczników! b.
"I laterenka na noc"
a.
Prześlij komentarz