sobota, 7 maja 2011

Lizbona - cz. 3, ostatnia

Ostatnie dni to czysty relaks. Najpierw zielona i geologicznie pofałdowana Sintra, a w niej przepiękny ogród, mocno oderwany od rzeczywistości zamek i najczarniejszy łabędź ( a wcale nie łabądź, choć tak wcześniej myślałem). 




Dwa kolejne dni to plaże. Najpierw Costa de Caparica (woda piekielnie zimna, nie odważyłem się), a dziś Cascais i Estoril (nie wziąłem kąpielówek, żeby nie musieć nawet próbować się odważać). Słońce, piasek, dobre jedzenie. W tych warunkach da się żyć. Piątkowy wieczór z ludźmi z hostelu (1x Polska, 2x Kanada, 1x Francja, 1x Anglia, 1x Australia) w centrum nocnego życia Barrio Alto. Ja żyję, ono żyje, oni żyją.


Tym razem to ja zostawiłem płyn pod prysznicem, ale mamę za to rąbnęły barierki w metrze. Teraz pakowanie, budzik 4.00, odlot 6.15, Monachium, Warszawa, rodzinny obiad i pożegnalne spotkanie ze znajomymi. W poniedziałek może być ciężko. Po pierwsze milion spraw plus uczelnia, po drugie poniedziałek przychodzi zaraz po pożegnalnej niedzieli. Wtorek wylot do Sao Paulo, środa rano lądowanie tamże i podróż do Moniki z dzielnicy Villa Madalena.
Cześć.

fot. mama
ps. Z Argentyny napisała Cecilia (u której mieszkałem 3 lata temu). Występuje w cyrku, bodajże na trapezie. Napisała, że chce przygotować choreografię (nie mam pewności, czy tak to się nazywa dla trapezowiczów) do piosenki "Oczy tej małej"i żebym jej ją przetłumaczył bo jest piękna. Świat nie przestaje zadziwiać, może obejrzę w Argentynie występ cyrkowy do muzyki Zygmunta Koniecznego...

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

występ cyrkowy do muzyki ZK... to może być bardzo ciekawe. Ruch to tej melodii, to dość odważne przedsięwzięcie. Dotychczasowi odtwórcy dalecy byli od wszelkiego ruchy :)) AK

Anonimowy pisze...

To tak wygląda "Black Swan"...Pogubiłam się w kalendarzu więc na wszelki wypadek DOBREGO POWROTU.
a.

Anonimowy pisze...

tak man, odważnik musi niestety być żeby było plumpen plumpen