Jestem w Szanghaju. Po dotarciu do hostelu spalem 13 godzin. Na lotnisku nie ma informacji turystycznej. To znaczy jest, nawet duzo, kazda polecajaca swoj hotel i swoja taksowke. Metro daje rade, internet generalnie tez. Bloga nie moge obejrzec- blogspot jest ocenzurowany Moge za to pisac :) Ludzie juz sie tak nie klaniaja i raczej intensywnie zagladaja do kieszeni turysty, mysle ze bede potrzebowal ksiazkowego przewodnika. Tu tez problem. Lonely Planet nie uznaje Taiwanu za czesc Chin- jest zatem nielegalny. Mimo to sprobuje poszukac, a pozniej nie dac sobie zabrac. Podobno Shanghai i tak jest zdecydowanie "najlatwiejszy" i najbardziej zachodni ze wszystkiego. Co pozniej? Chyba Beijing, ale nie wiem nic na pewno. Jak juz pisalem, to nie sa wakacje.
Blog o podróżach i rzeczach z nimi związanych. Można tu znaleźć wpisy z zakończonej, rocznej podróży dookoła świata (2007-2008), pięciomiesięcznej włóczęgi po Ameryce Południowej (maj-wrzesień 2011), a także relacje z innych mniejszych i większych wypraw i wycieczek.
sobota, 31 maja 2008
Arriving Shanghai
Jestem w Szanghaju. Po dotarciu do hostelu spalem 13 godzin. Na lotnisku nie ma informacji turystycznej. To znaczy jest, nawet duzo, kazda polecajaca swoj hotel i swoja taksowke. Metro daje rade, internet generalnie tez. Bloga nie moge obejrzec- blogspot jest ocenzurowany Moge za to pisac :) Ludzie juz sie tak nie klaniaja i raczej intensywnie zagladaja do kieszeni turysty, mysle ze bede potrzebowal ksiazkowego przewodnika. Tu tez problem. Lonely Planet nie uznaje Taiwanu za czesc Chin- jest zatem nielegalny. Mimo to sprobuje poszukac, a pozniej nie dac sobie zabrac. Podobno Shanghai i tak jest zdecydowanie "najlatwiejszy" i najbardziej zachodni ze wszystkiego. Co pozniej? Chyba Beijing, ale nie wiem nic na pewno. Jak juz pisalem, to nie sa wakacje.
czwartek, 29 maja 2008
Bezsennosc w Tokio vs. Swiete jelenie z Nara
(On subway in Tokio)
Every split second someone’s head drops on a fellow commuter, deficit of sleep is a trademark of this city, maybe of the country even.
Bezsennosc w Tokio
Pobudka rano, moze i nawet po wschodzie slonca, ale i tak go nie widac-przysloniete przez otaczajace wiezowce i smog. Winda w dol, gdzie, w tym samym budynku, znajduje sie stacja metra (jednej z trzynastu linii). Do pracy w zatloczonym pociagu-tak, w godzinach szczytu trzeba dopychac ludzi. Mimo olbrzymiego tloku panuje wzgledna cisza, nikt nie rozmawia. Odglosy klawiatury. Maile lub smsy, ale nie rozmowa- takt i kultura. Niektorzy ogladaja filmy na swoich telefonach komorkowych, inni graja w gry lub ucza sie angielskiego. His argument is always based on sound reasoning. Co rusz czyjas glowa opada na wspolpasazera, deficyt snu jest znakiem firmowym tego miasta, a moze i kraju. W biurze dzielnie stawia czola codziennym wyzwaniom, na lunch sushi w podziemiach. A moze w szkole? W tym przypadku nie garnitur ale mundurek, a jak starszy to jakas bardzo zagmatwana kreacja. Paryz czy Nowy York moga sie schowac, Tokyo jest o epoke do przodu. Bedzie oczywiscie skosnooki Sean Paul czy Avril Lavigne, ale to nie sa imitacje, to kreatywna innowacyjnosc, amerykanskie wzorce do Japonskiego kwadratu. Sami mieszkancy chyba rzadko zdaja sobie z tego sprawe, koszulki NYC czy Miami to ciagle podstawa. Po pracy z kolegami do baru. Tu dwie opcje-albo trzeba sie upic jeszcze przed 24, albo zapomniec o powrocie. Kolo polnocy koncza kursowac pociagi, a bez nich w tym miescie nie da sie poruszac. Tylko czy do domu trzeba wracac? Prywatne pokoje karaoke dla kilku/nastu osob, motele na godziny, potencjalnie z dziewczyna poznana w dyskotece/barze lub wybranej z foto menu, tak jak w McDonaldzie. Cafejki internetowe, ale nie takie jak w Polsce. Prywatny pokoj z rozkladanym fotelem i podnozkiem, kapcie, filmy, komiksy, prysznic, darmowa kawa... Wychodzi taniej niz hostel. A jezeli potrzebuje stricte horyzontalnej pozycji do spania moze zawsze zdrzemnac sie w hotelu-kapsule. Maja darmowe budziki na wynajem. Rano kolejny dzien, glowa opada ma wspolpasazerow.
W Tokyo mieszka okolo 15 milionow ludzi, ale to niewazne. Niewazne, bo miedzy Tokyo a Yokohama i innymi miastami roznice sa stricte administracyjne. Pas Taiheiyo/Korytarz Tokaido. 1200km, 83 miliony ludzi. Nie ma slumsow, to nie jest ani troche podobne do Rio czy Sao Paulo. Pociagiem 'podmiejskim' mozna jechac sto kilometrow i nie wyjechac z miasta. Wszystko to dziala niewiarygodnie sprawnie, kazdy drobny szczegol jest przemyslany, a ludzie nie wchodza sobie w droge. Mowi sie z w dalekiej przyszlosci beda takie Megapolis. Tu juz jest Megapolis- 83 miliony niewyspanych ludzi.
Swiete Jelenie z Nara
Nara bylo pierwsza stolica Japoni. W 710 roku cesarzowa postanowila, ze czas skonczyc z ciaglyni przeprowadzkami rzadu i osiedlic sie gdzies na stale. Padlo na Nara. Nara mialo swoje 74 lata (w sensie potocznych pieciu minut). Zostalo po tym mnostwo swiatyn, Buddyjskich, Szinto i innych. Japonczycy nie uwazaja, ze wyznawanie jednej religii jest rownoznaczne z odrzuceniem innych. Typowym dla jednej osoby jest chrzest, malzenstwo i pogrzeb wedlug zupelnie roznych obrzadkow. Nie z powodu jakiejs ewolucji wyznaniowej, religijnosc ma charakter bardziej tradycyjno-filozoficzny. Dawno temu niejaki Takemikazuchi, bog, przybyl do Nara z nieba, na bialym Jeleniu. Z punktu widzenia Jelenia nie mogl zrobic lepiej. Okreslenie 'pieskie zycie' w rzeczywistosci Nara byloby zyciem Jelenim. Taki oto jelen moze hasac po parku, krasc dzieciom chrupki i wylegiwac sie na srodku ulicy- nikt go nie ruszy. Zupelnie jak krowa, z ta tylko roznica, ze jelen.
Z Nara godzina drogi do Kyoto, tam tez pod koniec osmego wieku przeniosla sie stolica. (prawdopodobnie im zajelo to ponad godzine). 1,5 miliona ludzi, ponad 1700 swiatyn, piekne ogrody, pociag-pocisk i amerykanskie fast foody. Wszystko to jakims cudem funkcjonuje harmonijnie, latwo znalezc miejsca, w ktorych spiewu ptakow nie zaglusza nic, a otacza nas tylko zielen. Kyoto bylo jednym z nielicznych japonskich miast , ktorego US and A nie zbombardowalo podczas Drugiej Wojny Swiatowej. Sporo budowli stojacych tu dzisiaj powstalo zanim ktokolwiek pomyslal o chrzczeniu Polski.
Z Kyoto w XIX wieku Stolica przeniosla sie (na bardzo krotko) do Kamakury. W Kamakurze spedzilem bardzo malo czasu. Mozna tu spotkac Wielkiego Budde (mial swoja swiatynie do 1495 roku, kiedy to zniczczylo ja Tsunami. Od tego czasu mieszka na swierzym powietrzu). Oprocz Buddy sa tez japonscy surferzy i sokoly, ktore tymze surferom (i innym rownierz, bez sportowej dyskryminacji) zjadaja wszelkie mozliwe jedzenie. Widzialem na wlasne oczy takiego sokola spadajacego z nieba na czyjes frytki z McDonalda. Mozna sie przestraszyc, sfotografowac niestety trudno.
W tydzien zwiedzilem cztery historyczne stolice Japoni. Zdalem sobie z tego sprawe dopiero dzis, nie mialem az tak historycznego zaciecia nawigacyjnego. W tym tekscie staralem sie przedstawic dwie twarze Japonii. Nie nalezy jednak traktowac ich jako cos rozlacznego. To wszystko, XXI wiek funkcjonuje rownoczesnie z tradycja i antyczna filozofia, z cesarskich ogrodow widac drapacze chmur. Japonia nie jest Ameryka w krzywym zwierciadle, ma swoj wlasny i niesamowity charakter. Trudny do zrozumienia, ale przejawiajacy sie na kazdym kroku.
Wczoraj spalem w nocnym autobusie (bardzo waskie siedzenia), dzis widzialem pomnik Godzilli, teraz ide spac na fotelu w kawiarni internetowej. Prowadzac zdrowy, normalny tryb zycia nie trudno wychwycic atmosfere tego miasta. Pobudka 5 rano (za 4 i pol godziny), 9.50 samolot do Szanghaju, tam mam nadzieje sie wyspac.
Zdjecia
piątek, 23 maja 2008
Koniec Wakacji
On Wednesday I attended a primary school band concert in Auckland. On Thursday, in Sydney, I had a few beers with people whose plane had a 15 hour delay. Today, Friday, I'm in Tokyo. The New Zealand trip was a true holiday - people speak English, I understand the signpostings and everything seems to be operating more or less logically. Now back to proper traveling. On the other hand, the days have just become warmer and longer. All right, that's it for now, I attach the plan of the local subway...
W srode bylem na koncercie orkiestry szkoly podstawowej w Auckland. W czwartek pilem piwo w Sydney z ludzmi ktorych samolot spoznil sie 15 godzin. W piatek jestem w Tokyo.
poniedziałek, 19 maja 2008
Argentyna z Wellingtonskiej kanapy
Od wyjazdu z Argentyny minelo juz duzo czasu, przynajmniej jak na standardy podrozy dookola swiata. Zanurzony w rzeczywistosci Nowo Zelandzkiej, po dniu nieudanego autostopowania, zaczalem wspominac. Jakby nie bylo, bylem tam jednak przez miesiac - nie zeby starczylo na doglebne poznanie kraju, ale na tradycyjne 10 punktow powinno sie nadac.
mniam
piątek, 16 maja 2008
Road Trip
Jill poznalem o 6 rano czekajac na autobus. Pol godziny rozmowy i postanowilismy pozyczyc razem samochod. Tak zaczyna sie nasz road trip (podroz drogi?). Piekne widoki z kajaku utwierdzily mnie w przekonaniu, ze cos, co ma taki poczatek, nie moze skonczyc sie zle.
zdjecia z Abel Tasman
Razem z nimi ruszylismy w strone Milford Sounds, nowo zelandzkich fiordow. Tam, wraz z Jill, zaokretowalismy sie na Milford Marinerze na 2 dniowy rejs. Wieczorem posadzono nas w restauracji z trojka Amerykanow i Estonczykiem. Estonczyk pracowal na farmach, a Amerykanin odwiedzal pozostale dwie kolezanki podczas ich studiow w Nowej Zelandii. Pochodzili z Long Island, tak jak Jill. To wystarczylo- kolejna noc spedzilismy w Dunedin, na kanapach w salonie studenckiego mieszkania. Z Dunedin do Mount Cook, najwyzszej gory Nowej Zelandii. Spanie w hostelu, nastepny dzien zapowiadal sie pracowicie. Rano dziewczyny ruszyly nad jezioro w dolinie, a ja w gore, do Schroniska Muellera. Slonce, blekitne niebo i 3 godziny wchodzenia pod gore.
bylo warto. Mt. Cook w tle
-"No czesc, myslalem, ze juz nie dojedziecie. Wiezdzajcie do srodka, Amanda zaraz przyniesie wam reczniki."
Amanda przyniosla reczniki, zostalismy zakwaterowani w domku dla gosci. W salonie wielka perkusja- "tata lubi czasami pograc", sniadanie bedzie od 8 rano. Rano ruszamy przez wielki ogrod do wlasciwego domu, willi. Po drodze mijamy bude, w ktorej rezyduje owca obronna. Nowo Zelandzki styl. Rodzina pochodzi ze Stanow, ale mieszka tu od wielu lat. Amanda wrocila z podrozy dookola swiata dwa tygodnie temu. Rodzice mowia, ze dopiero zaczynaja ja poznawac. Kolezanka poznana w Dominikanie zaproponowala jej prace. Ma zaczac za 9 dni, na wybrzezu Francji. Jacht jakiegos milionera, poltora roku rejsu po swiecie. Amanda sie zastanawia. A tata? Tata rzeczywiscie lubi pograc na perkusji. Gral miedzy innymi z Aerosmith (zanim stali sie slawni, podkresla) i z Johny Cashem podszas jego wystepow w Nowej Zelandii (juz byl slawny). Z rodzina Amandy musielismy pozegnac sie dosc szybko. Musialem zawiesc Jill na lotnisko, leciala do Wellington na wieczor panienski. Sam oddalem samochod i po krotkim zwiedzaniu centrum Christchurch pojechalem autobusem do Picton. Stad promem z powrotem do Wellington (na promie Pablo poznal Maoryskich znajomych).
Siedze teraz u Keitha i probuje ogarnac wydarzenia minionego tygodnia. Road Trip sie skonczyl, podroz dookola swiata nie.
zdjecia z podrozy
ps. Widzialem dzisiaj kaczke spiaca na jednej nodze. Byla razem z trzema innymi, ktore spaly normalnie, na siedzaco. Nie wiem czy to u kaczek typowe, ale wygladalo dosc niestabilnie by tak rzec. Siedzialem i patrzylem na tegoz ptaka pol godziny, a on nic, nie zachwial sie nawet. Pablo podzielal moje zdumienie nad ta stabilna niestabilnoscia.
ps2. Ksiezyc widze, takze w nowiu raczej nie jest.
ps3. Trwa Billabong Pro Tahiti, Maz Quinn sie nie zalapal niestety.
wtorek, 6 maja 2008
Wellington, were the Legends are born
czwartek, 1 maja 2008
Moja pierwsza podroz w czasie
(On travelling through time)
The flight to Auckland is 13 hours. We start on the evening of 27th April and arrive in the morning of 29th. We often travel through time. I mean, at least twice a year in order to save the daylight. But to skip a whole day? Monday 28th April 2008 was the first day since 25th July 1985 when I have not graced the Earth with my presence.
Zaczyna sie jeszcze na Aeropuerto International de Santiago. Odprawia mnie niejaki Miguel. Sredniego wzrostu, wlosy ladnie ulozone na zel i bardzo przyjazny glos. Okazuje sie, ze Miguel ma mame z Lodzi i mowi po Polsku. Po kilku minutach rozmowy prosi mnie o email. Dla linii lotniczych mysle sobie naiwnie. Email zapisuje, a Miguel wklada go do kieszeni i daje mi w zamian swoj. Obiecal wyslac ladne zdjecia z plazy...