W Autobusie do San Kristobal nie zmruzylem oka, a kazdemu podejrzanie wygladajacemu Meksykaninowi mialem ochote w morde dac . Zwlaszcza gdy sie usmiechal, tak zapobiegawczo. Wiem, ze to okropne, ale pewnie jeszcze troche czasu minie zanim sam zaczne sie czesciej usmiechac. Tyle pieknych miejsc, a ja z ta malym aparatem, ktory rozladowal sie w polowie zwiedzania ruin.
Blog o podróżach i rzeczach z nimi związanych. Można tu znaleźć wpisy z zakończonej, rocznej podróży dookoła świata (2007-2008), pięciomiesięcznej włóczęgi po Ameryce Południowej (maj-wrzesień 2011), a także relacje z innych mniejszych i większych wypraw i wycieczek.
czwartek, 29 listopada 2007
Wspolczynnik wysokosci wzgledem szerokosci majowych schodow
W Autobusie do San Kristobal nie zmruzylem oka, a kazdemu podejrzanie wygladajacemu Meksykaninowi mialem ochote w morde dac . Zwlaszcza gdy sie usmiechal, tak zapobiegawczo. Wiem, ze to okropne, ale pewnie jeszcze troche czasu minie zanim sam zaczne sie czesciej usmiechac. Tyle pieknych miejsc, a ja z ta malym aparatem, ktory rozladowal sie w polowie zwiedzania ruin.
wtorek, 27 listopada 2007
Merida->Palenque en la noche
Tak mi minal poranek. Sznase na odzyskanie czegokolwiek sa male, choc pan powiedzial ze raz im sie w zeszlym roku udalo po polrocznych poszukiwaniach. Raz.
A w Palenque pada desz- spanie w Hamaku... ale przynajmniej aparat mi zostal wodoodporny...
poniedziałek, 26 listopada 2007
Merida rapido
dozowanie wody, ekologicznie
Misiowe psikusy
I jeszcze trzy zdjęcia z Tulum:
Idę zwiedzać
niedziela, 25 listopada 2007
Gentes que viajen
Ja dopiero zaczynam podróż, 12.40 autobus ADO do Meridy.
Dzień na plaży
sobota, 24 listopada 2007
Dos Ojos + Bonus
A dziś znowu dzień na plaży, trochę się rozleniwiłem chyba. Wkrótce pewnie ruszę do Meridy, choć to nic pewnego. Pablo zdje się lubi plażę, bo tylko leży i nic nie mówi.
Słoneczny Patrol w wydaniu meksykańskim
(Ci panowie są zdecydowanie w pełni uzbrojonymi żołnierzami jakby nie było widać)
W międzyczasie zaś przeniesiemy się na chwilę w rzeczywistość Kubańską, a dokładniej rzecz ujmując jej prologos Meksykański.
Prologos Meksykański.
W słynnej Agencia de Vjahes przy dworcu autobusowym w Tulum pani spytała mnie czy chcę lecieć liniami Cubana czy Mexicana. Cena przemawiała za Cubana, choć nie aż tak znacznie. Dla mnie jednak wystarczająco. Little did I know jak dobry był to ruch. Tym sposobem, moja Kubańska przygoda zaczęła się już na Cancun aeropuerto international. Lot oczywiście opóźniony, ale nikomu się nie spieszy. W samolocie ok. 8 członków załogi i ok. 12 Panów w garniturach. Zgaduję, że ośmiu Panów pilnuje ośmiu członków załogi, a pozostałych czterech Panów pilnuje tych ośmiu Panów... No ale przede wszystkim sam samolot. TU 47. Kamizelki ratunkowe, tlen, tratwy itp. prosto z ZSRR. Nie z Rosji. Jak pasażer za tobą otworzy stolik, to się zapadasz, ponieważ stolik jest tym, co usztywnia fotel. No i napisy na ulotce bezpieczeństwa w językach wszystkich republik i satelit, a zatem również Polski. Podczas lotu w tamtą stronę z jakiegoś powrotu ominął mnie wspomniany w poprzednim poście dym, ale co się odwlecze to nie uciecze. Wszystko się trzęsie i skrzypi ale juz po godzinie TU 47 wyladował. Zaczęła się Kubańska przygoda...
piątek, 23 listopada 2007
Havana-> fly Cubana
W samolocie Tu 47, linii Cubana siedzenia składają się do przodu. Tuż przed startem, nagle z wentylacji zaczyna wydobywać się gęsty dym. Niektórzy ( w tym ja) zaczynają się dosyć poważnie denerwować. Innym nawet powieka nie drgnie... Tranquilo, dym jest zimny, to chyba klimatyzacja w wersji Tupolev made In ZSRR.
Godzina lotu i jesteśmy w innym świecie. Quesadillas w El rapido i w drogę do Tulum (Colectivos, 55 pesos, mucha gracias. Podrożało bo idzie sezon).
Hostel Weary Traveler. Jestem u siebie- niemalże tak się właśnie czułem. Na powitanie głośna, mocno alternatywna muzyka i unoszący się zapach Marihuany. Meksyk wita. Kolacja i cerveza. Pranie (odbiór manana, po plaży amigo, tranquilo). W pokoju z Słowakami, Anglikiem i Włochem. Wieczór upłynął na dyskusjach i opowieściach. Tulum to takie miejsce przez które się raczej tylko przejeżdża. Każdy skądś wraca i dokądś jedzie. Spotkałem też kilka osób, które jak byłem tu 2 tygodnie temu to już zaraz wyjeżdżały. Jakoś im się nieudało. Teraz pracują- 4h dziennie w hostelu i nie płaci się za spanie. Tak jakby zarabiać 3 usd za godzinę. Jak ktoś z nich wyjedzie to ja pewnie zacznę tu pracować.
A dziś dzień na plaży. Morze, siatkówka, friesbie i pinacolada. Nie ma dramatu. Odpoczywam po Kubie i myślę jak ją opisać. Potrzebuje trochę dystansu, ale pewnie przez dłuższy czas nie napiję się Cuby Libre. Ma trochę gorzki smak.
Zdjęcia już w Internecie: http://picasaweb.google.pl/franekp/Cuba
środa, 14 listopada 2007
Wasz czlowiek w Havanie
Szybko po przylocie zrozumialem ze Kuba to bardzo trudny kraj o naprawde wielu twarzach i choc czyta sie o tym w przewodniku, to jednak czytac, a zobaczyc to zdecydowanie co innego. Stwierdzilem zatem, ze najlepiej bedzie jak powstrzymam sie od pisania tutaj tylko jakos pozniej sprobuje to wszystko ogarnac i przemyslec a nastepnie opisac na spokojnie w Meksyku (ktory wydaje sie baaardzo zachodnim krajem w porownaniu do Kuby). Ponadto za internet place tu jakies 35zl za godzine w tej chwili...
Przy tej idei obstaje ale dzisiejszy dzien zdecydowanie zasluguje na opisanie, zatem...
To byl dzien
Wstalem o 8 rano. Woda w toalecie i spod prysznica kapala przez cala noc. Nie bylo okna, wiec nie obudzily mnie promyki slonca. Mieszkam u pani, ktora wynajmuje pokoj nielegalnie przez co jest troche taniej ale okien nie ma. Bunkier. Zwazywszy, ze pokoj nie zachecal do dlugiego w nim przebywania, ubralem sie dosc szybko i ruszylem w strone Polskiego konsulatu. Gdy bylem juz blisko zadzwonil do mnie Ernesto i powiedzial ze jest w stalym kontakcie z MSZem i czeka na potwierdzenie. Stalo sie jasne ze nie mam jeszcze po co isc do Pana Konsula (ktorego juz w tym momencie chcialem serdecznie pozdrowic i podziekowac), poszukalem zatem el rapido w okolicy. Posilki szybkie, tanie i nieaztakniedobre. Na tym etapie mozna by zadac pytanie po co wlasciwie ten konsulat (tu znak zapytania, nie dziala na klawiaturze). Powiem tylko, ze chodzi o Drugi Kryzys Kubanski, wydazenie ktore zostanie pozniej zrekonstruowane w programie ¨Z historia na ty¨
SMS od Ernesto, ruszam wiec w strone La Calle de las presidentes. Tam jeszcze chwila oczekiwania, a gdy formalnosci zostaly zalatwione wyplacono mi 548euro. Swiat stal sie piekniejszy.
Ruszam zatem pelen optymizmu w strone dworca glownego w celu zarezerwowania biletu promowego na Isla de Juventud. W moim przewodniku jest napisane (a dotychczas praktycznie wszystko co bylo tam napisane sie sprawdzalo), ze jest takie mejsce jak NCC kiosk w ktorym mozna kupic bilet autobusowy i promowy na wyspe w cenie 13CUC (waluta dla turystow, 1 to mnie wiecej rownowartosc 3 zl). Kiosku jednak nie znalazlem. Na szczescie jest informacja turystyczna. A w informacji pani cos tlumaczy no i mialo sie nazywac El Vjahero. El Vjahero to zamknieta buda (cos jak budka z sajgonkami w Warszawie), a na szybkie kartka z recznymi napisami. Bilety trzeba najpierw zarezerwowac. Bilety rezerwuje sie tutaj. Bilet 50CUC. i na szczescie numer telefonu. Zajete. 5 min pozniej- zajete. 10 min pozniej- zajete. itd.
Nieco przygnebiony wrocilem do mojego bunkra. Opowiedzialem o tym pani gospodyni a ta bez chwili wachania wziela sprawy w swoje rece. Po pol godziny ciaglego naciskania Redial dodzwonilismy sie. No i jest tak ze bilet trzeba zarezerowac i rano, przed odjazdem za niego zaplacic. El Vjahero-biuro podrozy- jest otwarte od 8 do 9 rano... bilet dla turysty kosztuje 50CUC a dla Kubanczyka 50MN. Turysta placi 2,4 tys% wiecej... do tego nalezy doliczyc taxi na tworzec i bus do portu... i to wszystko razy 2 bo wrocic tez trzeba.
Dlatego wlasnie jade do doliny Vinales- 12CUC w jedna strone. Zreszta podobno przepieknie.
Na tym etapie polozylem sie dosc przygnebiony w lozku i tak sobie kilka minut wegetowalem. No ale zaraz zaraz! jestem w Havanie, miescie co by nie mowic przepieknym i interesujacym wiec nie spac, zwiedzac!
Zwidzanie zaczalem od wloskiej restauracji i pizzy. Od razu lepiej. Pozniej spacer na Malecon, czyli slynne nabrzeze havanskie, rowniez przepiekne. Stamtad w strone Capitolio. Jest tam taki park w ktorym ludzie spotykaja sie i kloca na tematy sportowe, glownie baseball. Juz tam bylem, ale postanowilem to dzis sfilmowac. Tam zaczela sie druga przygoda.
Siedze w parku i filmuje. Siedze obok jakiegos Murzyna. Murzyn nie zagaduje, nie oferuje mi cygar ani prostytutek a siedzimy juz tak z 15 minut. Jest nadzieja, moze w koncu ktos normalny. No i zaczela sie rozmowa. Pan jest profesorem ekonomii na uniwersytecie wiec rozmawialismy troche o ekonomii, polityce, jego rodzinie itp. Ja mu sie skarze, ze tu wszyscy ciagle chca mi cos sprzedac tudziez chca mi sie sprzedac i mnie juz to mocno meczy. On mowi ze rozumie, ze to w zwiazku z ciezka kubanska sytuacja ekonomicznie i zebym sie nie przejmowal. Sa jeszcze normalni ludzie na Kubie. Rozmowa przebiega bardzo milo, choc sa duze problemy jezykowe. Troche mojego ubogiego hiszpanskiego, jeszcze mniej jego angielskiego. Ale widac ze facet naprawde wyksztalcony i zarazem mocno przekonany do polityki Kubanskiej wiec, nie chcac urywac tego naprawde unikalnego jak dotad doswiadczenia, proponuje bar pobliski. Ja stawiam (w relacjach Kubanczyk-Turysta to sie rozumie samo przez sie).
Tam troche pgadalismy no ale mowie ze musze isc bo chcialem jeszcze pojsc do kina, zobaczyc kubanskie kino (w miescie jest ich ponad 200...). Na to on ze mnial wlasnie isc na film wiec obejrzyjmy film razem. Czemu nie, moze mi troche wytlumaczy o co chodzi, bo inaczej to dla mnie jak pantomima.
Kino ladne, w starym stylu. Film sie zaczyna. Mija 15 minut, a Profesor zaczyna cos mowic. Najpierw mi tlumaczy o co chodzi w filmie, a pozniej cos innego. Nie rozumialem wszystkiego lecz z czasem sytuacja stawala sie klarowna...
Ja sie czuje winny
Bardzo winny
Mam rodzine, dwie corki, zone.
jestem niesmialy
ale jestem gejem...
No to jak zrozumialem, to mowie ze rozumiem i ze to trudna sytuacja, ale ze ja zdecydowanie nie jestem.
Ale napewno nie (znak zapytania)
moze choc troszke...
I zaczyna sie przytulac, 43 letni profesor uniwersytetu Havanskiego.
W tej sytuacji hasta luego kolego i sie skonczyla moja przygoda z Kinem Kubanskim (wyszedlem niczym Maklakiewicz).
Siedze teraz w Hotelu Nacional, bo musialem sie jakos podzielic dziesiejszymi wydarzeniami.
Rano bylem optymista. W poludnie zdecydowanie nie. Pozniej pczulem sie winny, bo zdalem sobie sprawe ze przez tych wszystkich nagabywaczy zamykam sie na ludzi, a tego przeciez w podrozy robic nie wolno. Nie socjologowi napewno. pozniej plomyk, czy wrecz plomien nadzieji urwany po 15 minutach filmu Kubanskiego. W drodze do hotelu nacjonal dwie dziewczyny probowaly mnie zreszta przekonac ze czuja sie baardzo samotne. Zeby one wiedzialy jak ja sie dzis czulem.
wtorek, 6 listopada 2007
Isla Mujeres
Co bylo w torbie?
1. Kalesony jedna sztuka
2. Koszulki termiczne 2 sztuki
3. Polar windstopper Jack Wolfskin
4. Oficialny Laptop igrzysk Olimpijskich marki Lenovo (bez zasilacza)
5.Czarne pletwy Scubapro.
Mieszanka zagdakowa...
Nastepnie osobnik ten wsiadl do Busa Colectivo- standardowego srodka transportu lokalnych mieszkancow. Trasa Tulum-Playa del Carmen-Cancun 50 pesos, muchas gracias.
W Cancun, wysiadlszy z Colectivo, udal sie do najblizszej agencja de vjahes i zagupil bilet lotniczy do Havany (aeropuerto Jose Marti int).
Data odlotu 7.11.2007
Data powrotu 21.11.2007
Po dokonaniu tej tranzakcji wsiadl w autobus miejskiego (linia R7) w strone Porto Juarez, skad promem przedostal sie na Isla Mujeres.
Zamieszkuje dormitorium numer 6, dzieli je z Izraelczykiem, Niemcem i Austryjaczka. Przemieszcza sie na piechote, robi dziwne zdjecia (http://picasaweb.google.com/franekp/IslaMujeresMX), a ponadto zrobil tez pranie. Pierwsze od odlotu z Polski.
Wieczory spedza z Niemcem Patrickiem (od 11 miesiecy w podrozy) i pania radiolog z Chicago, zamezna muzlumanka (na plazy siedzi w Jeansach).
Kiedy glaskal kota przy objedzie, drugi porwal mu kotleta, a nastepnie oba zjadly go (kotleta, nie Polaka) w pobliskich chaszczach
I co o tym wszystkim sadzic?
niedziela, 4 listopada 2007
es la playa Mar caribe?
i morze ciepłe. kąpie się żabką prezesowską/dyrektorską tj. bez zamaczania ucha bo jeszcze przez 10 dni nie mogę. wczoraj udało się zagrać w siatkówkę z jakimiś lokalnymi chłopcami. a później lektura przewodnika po Kubie na karaibskim piasku... nie ma dramatu, mogło być gorzej.
A wcześniej byłem na Ruinas- pozostałościach po starym porcie majów. Urokliwe. No a ponadto była tam też plaża co tez robi nie byle jakie wrażenie-kąpiel wśród baaardzo starych dekoracji. Na plaży zaś urzędują wielkie jaszczury-sa na zdjęciach.
Wczoraj spakowaliśmy się z Pablem i zmieniliśmy lokum. całkiem śmieszna przeprowadzka- o jakieś 1500 m. Podroż dookoła świata...
Nowe miejsce super- hostel weary traveler czyli zmęczony, wyczerpany podróżnik. Może aż tak źle ze mną nie jest, ale tu jest zdecydowanie przyjemniejszy klimat. Mieszkam w pokoju z trojka Izraelczyków- dwie dziewczyny 21 lat i chłopak 22. niepozorni. Otóż cala trojka właśnie skończyła służbę w wojsku (2 i 3 letnią). Chłopak był instruktorem strzelania, a dwie drobne dziewczyny odpowiednio trenerami artyleryjskimi i czołgów... Trochę się z Pablem baliśmy im podpaść, ale wyszło bardzo sympatycznie. Choć mój hebrajski nie jest najmocniejszy, to jednego słowa się nauczyłem wczoraj; że kaptur to jest Kapuczor (tak przynajmniej brzmiało).
Jutro stąd wyjeżdżam do Cancun. Postanowiłem zostawić u Alexandro również Laptopa (nie tylko kalesony zatem). Myślę że będę wtedy trochę spokojniejszy na Kubie. W związku z tym komunikacja pewnie osłabnie na jakiś czas. Podobno tam i tak z Internetem jest ciężko i drogo. Za to jak wrócę to będzie wysyp zdjęć :)
Na blogu nie będę ich zamieszczał tak dużo bo tu są jakieś małe.
Zdjęcia z Tulum są na
http://picasaweb.google.pl/franekp/TulumMX
będę dodawał nowe.
No i jeszcze przygoda językowa w Super San Francisco. Poprosiłem panią o burro do smarowania chleba- myślałem że to masło. Pani powiedziała, że nie ma, ale po jej specyficznym spojrzeniu wyczułem, że chyba coś jest nie tak. Szybki wgląd do moich rozmówek i wszystko jasne. Burro to osioł a nie żadne masło. Także w Tulum nie ma osłów do smarowania chleba, przynajmniej nie w super markecie.
Nowe lokum
Mar Caribe
Ciemne Chmury nad Majami
Jurassic Park
piątek, 2 listopada 2007
Semaforos Unicos en Tulum
Aeropuerto Cancun bardzo przyjemne. I bagaż nawet dojechał, którego nie widziałem aż od łorsoł city także byłem pod wrażeniem. Z głośników cały czas mówili żeby nie dać się podwozić byle komu więc poszedłem do oficjalnego stoiska Autobusów ADO. I tak przez Playa del Carmen do Tulum. Na pierwszym odcinku trasy leciał jakiś film o kasynie po angielsku (nie, to nie było „Kasyno”). Na drugim Casino Royale po hiszpańsku- Seńor Bond, estoy bastante decepcionado. (Panie Bond, jestem trochę rozczarowany)... I tak czas szybko zleciał do Tulum, a mój hiszpański stale wzbogacał się o nowe słówka.
Na miejscu spytałem się w hotelu El Crucero o jakiś hostel w okolicy. Pan powiedział że hostelu nie ma, ale u niego są dormitoria. I tak właśnie wylądowaliśmy w czteroosobowym dormitorium, które zajmujemy tylko we dwójkę z Pablem.
Nastepnie krótka drzemka i czas poszukać jedynego skrzyżowania z sygnalizacją świetlną
-Disculpe Senor, donde estan semaforos en Tulum?
-dos kilometros todo derecho.
-Muchas Gracias (mówię to juz prawie jak Banderas w Desperado)
Alexandro miał być tam o 18 i... był. PAWEŁ (aka Chomik aka Homik) DZIĘKUJE CI! Trochę porozmawialiśmy, pokazał mi centrum i lepszy hostel (przeprowadzka jutro, choć tylko na 2 dni). Powiedział, że niestety teraz ma bardzo mały ruch w biznesie i nie bardzo wie do czego mu się mógłbym przydać. W grudniu może być lepiej. Postanowiłem zatem ruszyć w przyszłym tygodniu na Cubę. Przewodnik kupiony więc nie ma odwrotu. Zostanę w Tulum do poniedziałku- dziś jest jeden z dwóch Dios de los Muertos. Alexandro zgodził się tez przechować trochę moich rzeczy- bez kalesonów i górskich spodni „Małachowski” powinienem sobie jakoś poradzić na tej Kubie...
Wieczorem pierwsza wizyta w knajpie. Tacos, bez szaleństw i cerveza Dos Equis (dwa iksy-XX). Zapytałem panią co jest w tacos, niestety nie zrozumiałem odpowiedzi, ale pani się nie poddała. Zwierzę, które robi chrum chrum. I tak minął wieczór. Dziś idę zobaczyć plaże. Pablo się przełamał i też zaczyna się uczyć hiszpańskiego.
ADO
El Crucero 1
EL Crucero wejście główne
Pokój numero 8
Okoliczny krajobraz
Semaforos Unicos...
...a przy nich aquatic Tulum
Tulum en la noche
salsa verde es mas picante que salsa rojo
Poranek internetowy
poranne dylematy
podobieństwo?
Paweł aka chomik aka Homik- organizator mojego Meksyku
czwartek, 1 listopada 2007
Miami international
Zdjec nie ma bo security nie spi i nie pozwala nic fotografowac, nawet Pabla.
Zaraz boarding na lot do Cancun. Kupilem rozmowki mexican spanish tak jak radzil Chomik, takze teraz czuje ze nie zgine. Nauka hiszpanskiego na trasie miami-cancun musi byc owocna.
Quisiera un boleto a Cancun, per favor. Mi osito no tiene dinero, puede viajar con migo ?