sobota, 24 listopada 2007

Dos Ojos + Bonus

Wczoraj nurkowałem w cenocie Dos Ojos. Cenoty to z grubsza rzecz ujmując jaskinie w meksyku ;) Miejsce niesamowite, jedzie się busem w środek dżungli, tam chatki z bambusa z dachami z liści palmowymi... dosyć abstrakcyjne. Mała dziura w skale, a korytarze ciągnął się w nieskończoność. Dos Ojos nie jest jaskinią tylko „cavern” to tłumaczy się chyba jako grota. Ale polskie słowo grota implikuje coś co nie ciągnie się w nieskończoność, przynajmniej w moim odczuciu. W każdym jednak momencie widać skądś światło, czyli wyjście, co sprawia, że nurkowanie jest znacznie mniej wymagające. Mam kilka zdjęć, nie są niestety ostre, ale dają jakieś wyobrażenie.

Szybki kurs bezpieczeństwa


A dziś znowu dzień na plaży, trochę się rozleniwiłem chyba. Wkrótce pewnie ruszę do Meridy, choć to nic pewnego. Pablo zdje się lubi plażę, bo tylko leży i nic nie mówi.


Słoneczny Patrol w wydaniu meksykańskim

(Ci panowie są zdecydowanie w pełni uzbrojonymi żołnierzami jakby nie było widać)

W międzyczasie zaś przeniesiemy się na chwilę w rzeczywistość Kubańską, a dokładniej rzecz ujmując jej prologos Meksykański.



Prologos Meksykański.

W słynnej Agencia de Vjahes przy dworcu autobusowym w Tulum pani spytała mnie czy chcę lecieć liniami Cubana czy Mexicana. Cena przemawiała za Cubana, choć nie aż tak znacznie. Dla mnie jednak wystarczająco. Little did I know jak dobry był to ruch. Tym sposobem, moja Kubańska przygoda zaczęła się już na Cancun aeropuerto international. Lot oczywiście opóźniony, ale nikomu się nie spieszy. W samolocie ok. 8 członków załogi i ok. 12 Panów w garniturach. Zgaduję, że ośmiu Panów pilnuje ośmiu członków załogi, a pozostałych czterech Panów pilnuje tych ośmiu Panów... No ale przede wszystkim sam samolot. TU 47. Kamizelki ratunkowe, tlen, tratwy itp. prosto z ZSRR. Nie z Rosji. Jak pasażer za tobą otworzy stolik, to się zapadasz, ponieważ stolik jest tym, co usztywnia fotel. No i napisy na ulotce bezpieczeństwa w językach wszystkich republik i satelit, a zatem również Polski. Podczas lotu w tamtą stronę z jakiegoś powrotu ominął mnie wspomniany w poprzednim poście dym, ale co się odwlecze to nie uciecze. Wszystko się trzęsie i skrzypi ale juz po godzinie TU 47 wyladował. Zaczęła się Kubańska przygoda...

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

zapuściłeś wąsa? i..., o zgrozo, brzuch?

jak dla mnie świnka może być i dziczkiem. nie jestem rasowo uprzedzona.

Anonimowy pisze...

Trafiłam na ten blog przypadkiem, ale jest zachwycający :) Sam pomysł i zdjęcia - rewelacja :) Pozdrawiam i życzę powodzenia!

Anonimowy pisze...

Franula nie bede cie komplementowal,. ale jestes wielki. Swietne zdjecia , zazdrosc mi tylek scisnela.A to co piszesz jest zaj fascynujace.Pozdrawiam cie serdecznie Piotrek M