czwartek, 25 sierpnia 2011

The ultimate party bus

Ostatnie dni nie obfitowały w rzeczy szczególnie ciekawe do opisania. 
Najdłuższe trekkingi – do sklepu po bułki. 
Największa przygoda – jak nie wziąłem lekarstwa o wyznaczonej godzinie. 
Widoki – z okna, na podwórze. Raz spadł grad i zalało cały ogród. Żyłem tym cały kolejny dzień. 

Teraz wszystko się zmieniło. Po pierwsze wyzdrowiałem. Mogę chodzić, skakać, podnosić różne gadżety. Bardzo przyjemny stan rzeczy. Zmieniły się też psy, bo jestem w Kolumbii, a tu są kolumbijskie psy.  




Zmieniło się towarzystwo. Z Heidi (Nowozelandką, która bardzo dzielnie się mną opiekowała) rozstaliśmy się w Popayan. Ona w swoją stronę, ja w swoją. Teraz jestem w Bogocie u Karoliny (tej samej, która na tym blogu pojawiała się w 2008 roku). Normalny apartament, a w nim łóżko z kołdrą to cudowna odmiana (zazwyczaj są hostele i koce owinięte w prześcieradła). Jakby tego było mało, w Bogocie czekały na mnie cztery książki po polsku i torcik wedlowski. Taki zestaw od mamy to czysty zastrzyk serotoniny! Dziękuję.
I tyle. Zamawiamy sobie jedzenie do domu, ja ciągle próbuje odzyskać zaginione siły, czasem gdzieś pójdziemy, ale nie za daleko. Wakacje od podróżowania, podobnie jak w Mancorze. 

Lustrzane odbicia też są chyba gdzieś na wakacjach
W tym miejscu wpis byłby skończony gdyby nie jeden autokar. Jeśli ktoś zna program "Pimp my ride", to powiem, że widziałem, a nawet jechałem kolumbijskim autokarem, który wszystko co MTV wymyśliło przebija. Jak ktoś nie zna, to gorzej. 
Na kontynencie, na którym się obecnie znajduję, kierowcy bardzo lubią swoje pojazdy. A pojazdy są różne. Motocykle, rowery, tuktuki, samochody, ciężarówki, autokary, łodzie itp. Niezależnie od typu, przyozdobienie pojazdu to sprawa kluczowa. Przede wszystkim musi być coś z Jezusem (tutaj zwanym Hesusem). Jezu król, Jezus cię kocha, Jezus mnie kocha, Jezus jego kocha... Największy gangster bez Jezusa  na pojeździe nigdzie się nie rusza.
Jak już mamy Jezusa to przechodzimy do spojlerów, naklejek, ozdobnych kołpaków, rzadziej aluminiowych felg itp. Gdy to wszystko jest, zaczyna się gra świateł. Moje autokary w Ameryce Południowej miały bardzo różne, wymyślne światła. Ultrafiolet pod podwoziem, kolorowe, choinkowe lampki do czytania różowe wyjścia bezpieczeństwa itp. Najogólniej rzecz ujmując, im więcej dziwniejszych kolorów tym lepiej.  
W tym miejscu autokar kolumbijski przebił jednak wszystko co widziałem wcześniej. Do świateł hamowania miał podłączony stroboskop. Te białe, jasne i szybko migające światła otaczały cały pojazd. Efekt jest powalający. Jedziemy przez ciemny las, kierowca zaczyna zwalniać, a dookoła rozświetlone na biało gałęzie straszniejsze niż ptaki Hitchcocka. Mijamy kogoś, naciskamy na hamulec a konkurencyjny kierowca zupełnie nie wie co robić, oświetlony piekielnie jasnym, migającym światłem. Nic tylko wjechać prosto na disco parkiet takim pojazdem. Ja tego nie umiem lepiej opisać, ale jak ktoś ma bujną wyobraźnię to może sobie wyobrażać ten autokar w nieskończoność. Naprawdę niesamowity. 
Na deser jeszcze wnętrze tego samego autokaru. To już nie Ekwador, więc nie było czterech melodii na zmianę. Było za to dwóch komików (nie wykluczam, że nawet śmiesznych). Tych dwóch komików miało  sześć skeczów. Te sześć skeczów wykonało w niezliczonej ilości programów rozrywkowych, talk showów i tym podobnych. A nasz kierowca te wszystkie programy najwyraźniej nagrał i teraz puszcza. Każdy skecz widziałem około 100 razy, a w sumie chłopcy występowali w naszym autokarowym telewizorze przez cztery godziny. Tymczasem za oknem bezlitosne strobo. Podróżować jest bosko!
Na deser wizualny książka "Zbrodnia kary", dla książkowych moli.
Kilka zdjęć z minionego tygodnia

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

no proszę, nie tylko przyroda zadziwia ;)
fajnie że siły ci wracają!
gośka i.

Wuj pisze...

Piękne zdjęcie z Beskidu Niskiego...
REKONWALENSCENCJA.... pochwalam. Też się dzieje przecież

the r-town magic report pisze...

Dobry mistrz ten wpis, cieszy poprawa zdrowia też powiem ci...

KaCy pisze...

niebo na szkle - super ;)

Anonimowy pisze...

no może i podróżować jest bosko, ale ja już nie mogę doczekac sie Twojego powrotu...tajemnicza wielbicielka