niedziela, 31 lipca 2011

Uchwycić Humbaka

Sfotografować wieloryba nie jest łatwo. Nic to, że waży ponad czterdzieści ton, jest dłuższy/wyższy od ścianki wspinaczkowej na Obozowej i wyskakuje prawie całym cielskiem z wody co jakiś czas. Nie jest łatwo i tyle.


Jesteśmy w Ekwadorze. My, czyli ja oraz Sam i Steve. Młode (bo z dwumiesięcznym stażem) małżeństwo z Anglii. Poznaliśmy się w hostelu i ruszyliśmy w drogę razem. Nie mówią ani słowa po hiszpańsku więc im się przydaję, a ja ich po prostu bardzo polubiłem. Z Mancory wyjechaliśmy w czwartek wieczorem, ale łatwo nie było. Trudności na dwóch płaszczyznach. Po pierwsze, w hostelu zakolegowałem się z wieloma osobami, pogoda była piękna, siatkówka zacięta a woda porywająca. Po drugie, nasz autokar w środę miał overbooking. Nic to, że mieliśmy kupione wcześniej bilety. Zostaliśmy z plecakami na tropikalnym lodzie. Innymi słowy another day in paradise.
Jak już się udało, to dwie godziny jazdy i granica. Piętnaście minut jazdy i druga połowa granicy. Dwie godziny jazdy i policja antynarkotykowa z pieskami i karabinami. Trzy godziny jazdy i Guayaquil. O 5.30 zbyt dużo się nie dzieje, więc musieliśmy przewegetować dwie godziny do otwarcia McDonalda. Big Mac, kolejna godzinka oczekiwań i autobus do Puerto Lopez. A autobusie tradycyjnie muzyka lokalna. 
On ją bardzo kocha, ona nie aż tak, ale w końcu się przełamuje i mogą razem chodzić po plaży. 
Albo: Ona go kocha straszliwie, on jej nie zauważa, ale jak już zauważył to się trzymają za ręce na hamaku o zachodzie słońca. I tak w kółko, godzinami, melodie są chyba cztery. To są momenty w których trochę żałuję, że mój hiszpański się poprawia.... 
W Puerto Lopez piękne słońce, pokój z widokiem na ocean, prywatne hamaki na plaży i zimna woda pod prysznicem. Sześć dolarów amerykańskich od osoby za tę przyjemność. W Ekwadorze ówże dolar jest obowiązującą walutą od ponad dziesięciu lat. Chyba pierwszy raz w życiu użyłem na piśmie słowa "ówże".

























W dniu wielorybiej wycieczki słońca już ani trochę, za to deszcz jak najbardziej. No i w tych warunkach atmosferycznych dopływamy do fotografowania wielorybów. Wieloryby tutaj o tej porze roku występują w ilościach dużych. Romansują ze sobą i ogólnie bawią się w oceanie. Podpływają bardzo blisko, jeden nawet przepłyną pod naszą łódką (a to robi wrażenie, musicie mi zaufać). 
Myśli wtedy człowiek, nic prostszego niż wziąć aparat i takiego Humbaka (tutejszy rodzaj wieloryba) uchwycić na fotografii. Otóż ani trochę. Łódka się rusza, fotograf na łódce się rusza i wieloryb też się rusza. Co gorsze, ten ostatni się rusza pod wodą i nigdy nie wiadomo gdzie i kiedy wypłynie. Efekty mojej fotopracy nie były w tej sytuacji zbyt powalające, ale samo przeżycie jak najbardziej. Zobaczyć Humbaka co z wody wyskakuje - bezcenne (a w Ekwadorze niezbyt drogie przy okazji).

























Po Humbakach spacer po wyspie, na której mieszkają ptaki co mają niebieskie nogi. Niby fajne, ale co jakiś czas gdzieś w oddali jakiś wieloryb z oceanu wyskoczy i człowieka z aparatem skierowanym na niebieskie nogi szlag trafia. Tak to własnie było.

























Teraz jesteśmy w Montanicie. Ja piszę bloga, Sam walczy z programem do montowania filmów a Steve umiera na brzuch. Wczoraj namówiłem ich na jedzenie na lokalnym targu i czuję się trochę winny jego stanu...

PS.
Jak napisałem już, to kupiłem sobie takie ciastko w bardzo turystycznej restauracji:

Ekwador da się lubić. 

5 komentarzy:

BaRhplus pisze...

tym razem ja będę pierwsza, a co!
podobają mi się humbaki i niebieskonogie ptaki, a poza tym zdanie 'Zostaliśmy z plecakami na tropikalnym lodzie.'
fajnie oglądać świat twoimi oczami,
całuję - b.

Anonimowy pisze...

Lubię jak uchwycasz to wszystko-malgorzata p

the r-town magic report pisze...

Tak, zgoda z przedmówcami, dobry mistrz. Ta muzyka w autokarze, to się trochę podeśmiałem muszę przyznać...

Wuj pisze...

Cóż. "ówże" na piśmie przyćmiewa każdego humbaka. Ile warte w scrabblu?

Tak z pobieżnego oglądu to chyba da się z uchwyconych fragmentów złożyć coś w rodzaju całości. Śpiewały te humbaki?

Anonimowy pisze...

że ja urodzę dziecko, ktore będzie mialo kiedys problem z uchwyceniem Humbaka...nigdy by mi to do glowy nie przyszło! Całuję- mama