wtorek, 16 września 2008

Dlaczego w Pak Beng nie ma ksiazek?

Zaczyna sie od kichniecia. Ot, niby nic, male a psik. Kto by sie spodziewal ile bardzo glebokich przemyslen (w okresach potencjalnego bezmyslenia) moze z tego wyniknac? Ja nie, ale wychodzi na to, ze chyba starczy na wpis. Nie taki sienkiewiczowski, ale tez nie fraszke.
Po tym kichnieciu przyszlo nastepne, i kolejne... kilka wrecz. Ot nic, mysle sobie, bezduszna klimatyzacja i tyle. Nie tak latwo. Pozniej przyszly smarkniecia i lzawienie oczu. Pokoj bez klimatyzacji nie zaradzil calej sprawie. Swierze powietrze podczas splywu Mekongiem wrecz ja pogorszylo. Musialem spojrzec prawdzie w oczy... Alergia. (w tym miejscu wypada mi przeprosic wszystkich, ktorzy liczyli na jakis powazniejszy akszon typu Ebola, Denge czy malaria).
Nie jest to jakas specjalnie uciazliwa alergia, niezbyt silna. Mam rozowe chusteczki z Klapouchym w kieszeni i niewiele ponadto sie w moim zyciu zmienilo. Chociaz z drugiej strony pojawily sie przemyslenia.
Gdybym tej alergii teraz nie dostal, to bym nie zauwazyl, ze jej wczesniej nie mialem. Bo bylo tak. W lipcu i sierpniu, ktore potrafily wczesniej zaatakowac z zaskocznia i z pelna moca, siedzialem sobie na bezpylkowej lodzi w Zatoce Meksykanskiej. W kolejnych miesiacach niczego zlego sie nie spodziewalem, a cos zlego najwyrazniej nie spodziewalo sie tez mnie. Niebezpieczny kwiecien spedzilem w zimnej Patagonii. Zdradliwy Maj w jesiennej, juz przekwitlej acz pieknej, Nowej Zleandii. Trudny czerwiec okazal sie laskawy w Japonii i Chinach. I tak nic. Czlowiek zapomnialby, ze go cos zlego ominelo, ze ma kolejny powod do radosci. Szczescie oparte jest na kontrastach i bez tego, choc troszke zlego, trudno docenic to cale dobro. Wiem, ze Ameryki tym stwierdzeniem nie odkrylem. Nie odkrylem pewnie nawet Mragowa, ale zawsze chyba warto wspomniec. 
Koniec podrozy (tak tak, zostalo juz tylko 13 dni) jest czasem nostalgicznych przemyslen i podsumowan. Co raz wiecej rzeczy zapisuje ostatnio w swoim Zeszycie Do Wszystkiego. ZDW to takie narzedzie, ktore w zasadzie kazdy podroznik posiada. Zapisuje sie tam adresy, maile, nazwiska, a takze wszelkie powazne informacje, ktore moga byc potrzebne w najblizszym czasie (numery ambasad, adresy hosteli, kody, rachunki, kosztorysy itp). Zapisujac dzis stwierdzilem, ze moj ZetDeWu jest w zasadzie pusty. Ot, z 10 malych stron zapisanych przez 11 miesiecy. Czesc tlumaczy istnienie Facebooka- tam zapisani sa znajomi, co wiecej maja przy swoich imionach i nazwiskach zdjecia, wiec wiadomo kto jest kto. Reszte wytlumaczylem sobie tak:
W ZDW zpaisuje sie rzeczy (po)wazne, takie ktore musimy wiedziec, ktorych nie mozna zpaomniec. Brak zapisow, oznacza ze nic nie musimy wiedziec, ze nic sie zlego nie stanie, jak czasem cos zapomnimy. Brak obowiazkow i zmartwien czyli... kolejny powod do rodosci!
Przez ostatnie dwa dni splywalismy Mekongiem z Luang Prabang, przez Pak Beng do Huay Xai. Tam przekroczylismy granice i dzis, radosnym Minibusem prosto do Chiang Mai, kulturowej stolicy Tajlandii (tak mowi Przewodnik, sam tego oczywiscie nie wymyslilem). W Pak Beng byl kiedys sklep z uzywanymi ksiazkami. Niestety (przynajmniej dla nas) wlasciciel Austriak zrobil swojej Laotance dziecko po czym zabral ja do Austii, zeby dziecko nauczylo sie wszystko robic rowno. Moj tata bylby zachwycony, ale w Pak Beng nie ma juz ksiazek...

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

zawsze Ci mowiłam ze szczęście to brak nieszczęść...a jak wrocisz do Lyżwy i Markotnego to zobaczysz co to jest alergia...ale wracaj!!!mama

Anonimowy pisze...

Anatol wyjezdżajac prosił,abys odebrał żaluzje dachowych okien w Kajetanach i je zamontował,jade na nurki do Egiptu,tata

Anonimowy pisze...

Minęło, jak z bicza strzelił... Świeże powietrze dla alergików to w nieodpowiedniej porze koszmar. Spływ był bezdjęciowy? Kichanie uniemożliwiło?

Anonimowy pisze...

W Pak Beng portfel wsiakl...ja juz czlowieniu nie nadazam za ta Twoja podroza, dzisiaj ogladalismy uro w wiciu i takie tam pyciu piciu,wracaj tu i nie filozuj, Gieniu.

Anonimowy pisze...

Szkoda, ze czas tak szybko mija...
Marcin omija komputer i zadal mi tylko jedno pytanie, a wlasciwie Panu: "czy te nowe misie tez zgina?"
Nie, nie zgina, moze pojda swoja droga, ale nie zgina.
Trudno mu to zrozumiec, bo to w ogole jest trudne, pozegnania. Nowej Pana drogi juz nie bedziemy mogli tak sledzic jak tej rocznej podrozy, ale to przeciez nie znaczy, ze zginie...Bedzie, mamy nadzieje i zyczymy, dobra i fascynujaca.
Choc przeciez to jeszcze nie czas na pozegnania.
Marcin z mama

Anonimowy pisze...

...A Pablo pierwszy patrzy z chmur ( album " Mekong-river & Delta").
Tę podróż na blogu FP można zaczynać od środka , od początku , od końca - bez końca... T.