środa, 14 listopada 2007

Wasz czlowiek w Havanie

Jestem na Kubie, dzis jeszcze w Havanie, ale juz jutro jade do doliny Vinales.
Szybko po przylocie zrozumialem ze Kuba to bardzo trudny kraj o naprawde wielu twarzach i choc czyta sie o tym w przewodniku, to jednak czytac, a zobaczyc to zdecydowanie co innego. Stwierdzilem zatem, ze najlepiej bedzie jak powstrzymam sie od pisania tutaj tylko jakos pozniej sprobuje to wszystko ogarnac i przemyslec a nastepnie opisac na spokojnie w Meksyku (ktory wydaje sie baaardzo zachodnim krajem w porownaniu do Kuby). Ponadto za internet place tu jakies 35zl za godzine w tej chwili...
Przy tej idei obstaje ale dzisiejszy dzien zdecydowanie zasluguje na opisanie, zatem...

To byl dzien

Wstalem o 8 rano. Woda w toalecie i spod prysznica kapala przez cala noc. Nie bylo okna, wiec nie obudzily mnie promyki slonca. Mieszkam u pani, ktora wynajmuje pokoj nielegalnie przez co jest troche taniej ale okien nie ma. Bunkier. Zwazywszy, ze pokoj nie zachecal do dlugiego w nim przebywania, ubralem sie dosc szybko i ruszylem w strone Polskiego konsulatu. Gdy bylem juz blisko zadzwonil do mnie Ernesto i powiedzial ze jest w stalym kontakcie z MSZem i czeka na potwierdzenie. Stalo sie jasne ze nie mam jeszcze po co isc do Pana Konsula (ktorego juz w tym momencie chcialem serdecznie pozdrowic i podziekowac), poszukalem zatem el rapido w okolicy. Posilki szybkie, tanie i nieaztakniedobre. Na tym etapie mozna by zadac pytanie po co wlasciwie ten konsulat (tu znak zapytania, nie dziala na klawiaturze). Powiem tylko, ze chodzi o Drugi Kryzys Kubanski, wydazenie ktore zostanie pozniej zrekonstruowane w programie ¨Z historia na ty¨
SMS od Ernesto, ruszam wiec w strone La Calle de las presidentes. Tam jeszcze chwila oczekiwania, a gdy formalnosci zostaly zalatwione wyplacono mi 548euro. Swiat stal sie piekniejszy.
Ruszam zatem pelen optymizmu w strone dworca glownego w celu zarezerwowania biletu promowego na Isla de Juventud. W moim przewodniku jest napisane (a dotychczas praktycznie wszystko co bylo tam napisane sie sprawdzalo), ze jest takie mejsce jak NCC kiosk w ktorym mozna kupic bilet autobusowy i promowy na wyspe w cenie 13CUC (waluta dla turystow, 1 to mnie wiecej rownowartosc 3 zl). Kiosku jednak nie znalazlem. Na szczescie jest informacja turystyczna. A w informacji pani cos tlumaczy no i mialo sie nazywac El Vjahero. El Vjahero to zamknieta buda (cos jak budka z sajgonkami w Warszawie), a na szybkie kartka z recznymi napisami. Bilety trzeba najpierw zarezerwowac. Bilety rezerwuje sie tutaj. Bilet 50CUC. i na szczescie numer telefonu. Zajete. 5 min pozniej- zajete. 10 min pozniej- zajete. itd.
Nieco przygnebiony wrocilem do mojego bunkra. Opowiedzialem o tym pani gospodyni a ta bez chwili wachania wziela sprawy w swoje rece. Po pol godziny ciaglego naciskania Redial dodzwonilismy sie. No i jest tak ze bilet trzeba zarezerowac i rano, przed odjazdem za niego zaplacic. El Vjahero-biuro podrozy- jest otwarte od 8 do 9 rano... bilet dla turysty kosztuje 50CUC a dla Kubanczyka 50MN. Turysta placi 2,4 tys% wiecej... do tego nalezy doliczyc taxi na tworzec i bus do portu... i to wszystko razy 2 bo wrocic tez trzeba.
Dlatego wlasnie jade do doliny Vinales- 12CUC w jedna strone. Zreszta podobno przepieknie.

Na tym etapie polozylem sie dosc przygnebiony w lozku i tak sobie kilka minut wegetowalem. No ale zaraz zaraz! jestem w Havanie, miescie co by nie mowic przepieknym i interesujacym wiec nie spac, zwiedzac!
Zwidzanie zaczalem od wloskiej restauracji i pizzy. Od razu lepiej. Pozniej spacer na Malecon, czyli slynne nabrzeze havanskie, rowniez przepiekne. Stamtad w strone Capitolio. Jest tam taki park w ktorym ludzie spotykaja sie i kloca na tematy sportowe, glownie baseball. Juz tam bylem, ale postanowilem to dzis sfilmowac. Tam zaczela sie druga przygoda.

Siedze w parku i filmuje. Siedze obok jakiegos Murzyna. Murzyn nie zagaduje, nie oferuje mi cygar ani prostytutek a siedzimy juz tak z 15 minut. Jest nadzieja, moze w koncu ktos normalny. No i zaczela sie rozmowa. Pan jest profesorem ekonomii na uniwersytecie wiec rozmawialismy troche o ekonomii, polityce, jego rodzinie itp. Ja mu sie skarze, ze tu wszyscy ciagle chca mi cos sprzedac tudziez chca mi sie sprzedac i mnie juz to mocno meczy. On mowi ze rozumie, ze to w zwiazku z ciezka kubanska sytuacja ekonomicznie i zebym sie nie przejmowal. Sa jeszcze normalni ludzie na Kubie. Rozmowa przebiega bardzo milo, choc sa duze problemy jezykowe. Troche mojego ubogiego hiszpanskiego, jeszcze mniej jego angielskiego. Ale widac ze facet naprawde wyksztalcony i zarazem mocno przekonany do polityki Kubanskiej wiec, nie chcac urywac tego naprawde unikalnego jak dotad doswiadczenia, proponuje bar pobliski. Ja stawiam (w relacjach Kubanczyk-Turysta to sie rozumie samo przez sie).
Tam troche pgadalismy no ale mowie ze musze isc bo chcialem jeszcze pojsc do kina, zobaczyc kubanskie kino (w miescie jest ich ponad 200...). Na to on ze mnial wlasnie isc na film wiec obejrzyjmy film razem. Czemu nie, moze mi troche wytlumaczy o co chodzi, bo inaczej to dla mnie jak pantomima.

Kino ladne, w starym stylu. Film sie zaczyna. Mija 15 minut, a Profesor zaczyna cos mowic. Najpierw mi tlumaczy o co chodzi w filmie, a pozniej cos innego. Nie rozumialem wszystkiego lecz z czasem sytuacja stawala sie klarowna...

Ja sie czuje winny
Bardzo winny
Mam rodzine, dwie corki, zone.
jestem niesmialy
ale jestem gejem...

No to jak zrozumialem, to mowie ze rozumiem i ze to trudna sytuacja, ale ze ja zdecydowanie nie jestem.

Ale napewno nie (znak zapytania)
moze choc troszke...

I zaczyna sie przytulac, 43 letni profesor uniwersytetu Havanskiego.

W tej sytuacji hasta luego kolego i sie skonczyla moja przygoda z Kinem Kubanskim (wyszedlem niczym Maklakiewicz).
Siedze teraz w Hotelu Nacional, bo musialem sie jakos podzielic dziesiejszymi wydarzeniami.
Rano bylem optymista. W poludnie zdecydowanie nie. Pozniej pczulem sie winny, bo zdalem sobie sprawe ze przez tych wszystkich nagabywaczy zamykam sie na ludzi, a tego przeciez w podrozy robic nie wolno. Nie socjologowi napewno. pozniej plomyk, czy wrecz plomien nadzieji urwany po 15 minutach filmu Kubanskiego. W drodze do hotelu nacjonal dwie dziewczyny probowaly mnie zreszta przekonac ze czuja sie baardzo samotne. Zeby one wiedzialy jak ja sie dzis czulem.

16 komentarzy:

Anonimowy pisze...

laaaaaadnie!!!
uwazaj na siebie i w zadnym wypadku nie upusc mydla pod prysznicem! :P

Anonimowy pisze...

ja nie nie uspokoje do twojego powrotu...ale kocham I to jak jeszcze!Nie chodź z obcymi do kina!!!!!!

Anonimowy pisze...

Ważne to zbierać najróżniejsze doświadczenia! (Oczywiście najlepiej w miejscach umożliwiających szybką i bezbolesną ewakuację.)
Chciałem życzyć powodzenia w dalszej części wyprawy, ale widzę, że to zbyteczne, a nawet czasem dość niepożądane...:)
Pozdro!

gosia pisze...

domyslam sie ze sytuacja byla dla ciebie dosc nieprzyjemna ale,przepraszam,prawie sie poplakalam ze smiechu;)
polecam powrot do podejscia do obcych z lekkim dystansem francuz:)

Anonimowy pisze...

Wychodzic z kina jak Maklakiewicz, to mi sie podoba...Ja to bym caly pobyt spedzil w tym parku o baseballu dyskutujac a nie jakies las aventuras spod ciemnej gwiazdy:)

Anonimowy pisze...

ale jest co opowiadac!! a tak w ogole gratuluje kurażu :)) o rany, jestes na KUBIE. czytam dalej. a kiedy przyjdzie czas na couchsurfing?? zuza

Anonimowy pisze...

nie wiem, czy w rzeczywistosci przewazalo tragi- czy -komedia, ale jesli to pierwsze - tak mi podpowiada ostatnie zdanie i wrodzona sklonnosc do użalania się nad sobą, co czasem trochę przenosi się na innych - to wiesz, scarlett o'hara, make the force, jesteśmy z Tobą itd. trzymsie

Anonimowy pisze...

Ja wiem, że nie powinnam, ale nie mogłam się powstrzymać.Popłakałam się ze śmiechu. O masz! Tylko co na to Pablo...

Anonimowy pisze...

No najbardziej to mnie przeraziła cena za internet! Co za zdziercy - drożej niż w Rzymie!
Franek, nie przejmuj się, do mnie co i raz przyczepia się taki przyczepia. Ale można i na tym zyskać - jadąc ostatnio przez Holandię jakiś mężczyzna pochodzenia arabskiego o orientacji homoseksualnej nadrobił 30 kilometrów, żeby mnie podwieźć tam gdzie tego potrzebowałem i nie mógł zrozumieć, że posiadanie 'girlfriend', to nie jest posiadanie chłopaka. Innym razem jakiś koleś zawiózł mnie o pierwszej w nocy z Dworca Centralnego na Gocław (gdy wsiadałem do samochodu nie przyszło mi do głowy, że jest zadziwiającym zbiegiem okoliczności, że właśnie mnie zaproponował podwózkę i że jedzie właśnie na Gocław).
Krótko mówiąc dopóki nie dotyka, to można sobie pozwolić na odrobinę flirtu.
Trzymaj się!

Anonimowy pisze...

no. nie dziwne, że takie rady jak powyższa podpisuje sie jako "anonimowy".
jeszcze g-friend by sie dowiedzial i co wtedy?

Franek pisze...

Spoko spoko
Teraz jest juz dobrze. Dzis jedzilem na koniu, ogladalem plantacje kawy i tytoniu, palilem cygaro i nawet bylem na lekcji salsy. Tylko mam instruktora faceta... ale jest malutki wiec sie jakos obronie ;)
W dolinie vinales zyje plynie leniwie i przyjemnie.
Pzdr

wuj pisze...

Co tam cygara, jazda konna i inne ... przygody. Tu jest około zera i atmosfera sprzyjająca aktywnosci intelektualnej li i jedynie - nawet w sferze uczuciowej.

Aby do wiosny!!!

Anonimowy pisze...

a co na to Pablo? Nie byl zazdrosny? ;-)

Anonimowy pisze...

;) przednio, co tu gadac,ale ze sie na konia dales posadzic;).A.

krzysiu pisze...

zauważam pewną prawidłowość co do obcokrajowców, których tubylcy często napastują..dziwne miałem już kilka podobnych sytuacji na swoich tripach. Może istnieje sekta, która nie może znaleźć szczęścia w swoim kraju i jeździ za granice i sławi w sobie tylko znany sposób pożycie homo, które z czasem zostaje przylepione do wszystkich obcokrajowców. o zgrozo
dozo

Anonimowy pisze...

Czytam i rycze ze smiechu.Z tych samotnych dziewczyn, ktore nie wiedzialy jak Ty sie czules:))))) Pozdrawiam, Elwira