poniedziałek, 7 listopada 2011

Stubai i Rudno

W ostatnim czasie byłem na dwóch wycieczkach. Jednej w dolinie Stubaiu, drugiej w Rudnie. Choć geograficznie, klimatycznie, kulturowo i jakkolwiek jeszcze się da, mocno rozbieżne, to same wyprawy przebiegały dość analogicznie. Zilustruję to opisując je równolegle, a żeby ułatwić czytelnikowi rozróżnienie między Austrią a Lubelskim, pomaluję te dwie historie odmiennymi kolorami. 



Zbiórka 11.15 na Korotyńskiego. Z wujkiem schodzimy z babcią na dół do samochodu. Pakowanie - znicze, ścierki, kwiatki, kanapki, termosy, rzodkiewki, grejpfruty i dużo innych gadżetów, bez których babcia w Lubelskie nie jeździ. Zapinamy pasy i ruszamy w trasę. Przed nami 156 kilometrów.


Zbiórka 5.30 na Lanciego, zmęczeni taksówkarze dowożą zmęczonych zawodników. Pakowanie - 16 par nart, 50 tyczek, sprzęt do robienia nart, torby, wiertarka, podobna ilość kanapek co do Ryków (Ryk?) i wszelkie urządzenia niezbędne do treningu sekcji narciarskiej AZS UW. Zapinamy pasy i ruszamy w trasę. Przed nami 1204 kilometry.

W samochodzie wujek i ja z przodu, babcia w drugim rzędzie. Leci radio z polską muzyką, cb radio i nasza rozmowa z wujkiem. Babcia, jak to babcia, nie słyszy już aż tak dobrze, ale chętnie bierze czynny udział w dyskusji.
CB radio: mobilki, misiaczki się rozkładają pod kościołem w Rykach, czterysta dwudziesty siódmy kilometr. 
Babcia: ja to nie lubię, jak handlują pod kościołem. Jak w siedemdzisiątym ósmym...
Płyta CD: ...podbiegamy na skraj łąki...
Babcia: Franio, gdzie ty chcesz znowu biegać, przeziębisz się, załóż chociaż czapkę
CB radio: na 4 7 2 krokodylki przyczajeni przed Orlenem
Babcia: Babcia Otylia miała kiedyś taką chustkę w krokodyle, one piękne były, wyszywane ręcznie...
I tak minęły trzy godziny.

W samochodzie płyta Czapi. Radio Phantom nie daje do końca rady, więc słuchamy głównie pierwszej piosenki - Pumped up kicks co paręnaście minut przez czternaście i pół godziny. W CB radiu komentarze i spory odnośnie prędkości robót na Katowickiej. Na tylnym siedzeniu Łopata, Julia i Zuzia, którzy budzą się tylko na postoje w Macu.


Ryki (w lewo), Przytoczno (w prawo), Michów (w lewo), wizyta pod parafią, przy płotku w lewo i już cmentarz w Rudnie. 

Cieszyn, Frydek Mistek, Brno, Mikulov, Wiedeń, Innsbruck, w prawo w dolinę Stubai i jesteśmy w Ferienwohnungen w Milders, 15 km od stoku.


Babcia jakiś czas temu odnalazła miejsce spoczynku części swojej rodziny. Wiem, że dla mnie to była prapraprababcia (3x) praprapraprababcia (4x). Grób odnowiony, tablica wyryta, jedziemy odebrać robotę i zapalić znicze.  

Na samym początku sezonu ambitni zawodnicy sekcji narciarskiej Uniwersytetu Warszawskiego postanowili przygotować się do tegorocznych startów. Ponieważ pierwszy listopada wypadał we wtorek, tj. dzień w którym normalnie prowadzę zajęcia, mogłem sobie pozwolić na taki tygodniowy wyjazd. Zebraliśmy się w ósemkę i pojechaliśmy złapać trochę słońca.

O ile grób, który babcia odnowiła łatwo było znaleźć, o tyle inne groby rodzinne znacznie ciężej. Trudno mi podchodzić do tego emocjonalnie – nazwiska, miejsce i historia których nie znam i nigdy nie miałem z nimi nic wspólnego, oprócz, oczywiście, pewnych elementów materiału genetycznego. Szukamy grobu kuzynki Barbary bodajże (Wujek mi tu pewnie przypomni) i nie idzie łatwo. Babcia bez skrupułów zagaduje do jakiejś pani czy nie wie, gdzie leżą. Pani mówi, że nie wie, ale jej syn to kiedyś poszedł do samochodu, coś tam wstukał i mu wyszło gdzie jej ciocia leży. Pani sama nie wie co on w tym samochodzie wstukał, bo ona nie z takich co się znają. No więc po piętnastu minutach my z wujkiem chodzimy jak głupi, a babcia zorganizowała cztery kolejne osoby do poszukiwania kuzynki Barbary. 

Na trening trzeba wstawać 5.50, Danza Kuduro w głośnikach, chleb tostowy i dojazd na stok. Na podjeździe wojna, wszyscy się wyprzedzają, żeby jak najlepiej ustawić się w kolejce instruktorskiej. Jakkolwiek stok jest zarezerwowany, to dzieli go między sobą kilka drużyn, a są lepsze i gorsze miejsca. Pierwszego dnia spotkaliśmy trenera Piotra z Zakopanego i postanawialiśmy stawiać giganta razem. Trzeciego dnia udało nam się postawić go jako pierwsi i Piotr, który normalnie mało czym się na nartach ekscytuje, nie mógł ukryć uśmiechu przez resztę dnia. Pokazaliśmy Niemcom ( a także Szwedom, Norwegom, Czechom, Austriakom i jeszcze komuś).



Wujek przyprowadza kamieniarza i pyta się babci czy robota dobrze wykonana. Babcia, wyczuwszy moment do opowieści startuje. O wujku, stryjku, dziadku i innych. Kamieniarz i ja słuchamy zupełnie nowych dla siebie informacji, jeden z nas chyba jednak nieco bardziej zainteresowany. On przestępuje z nogi na nogę i widać że bardzo chciałby być już gdzieś indziej. Bardzo jednak kulturalny babci nie przerywa. Kamieniarza ratuje wujek dając mu resztę pieniędzy i bardzo dziękując. Znicze zapalone, kwiaty położone, zwijamy się z cmentarza do kuzynki Kingi (też nie mam pewności czy dobrze imię zapamiętałem). 

Codziennie o dwunastej trzeba być na zebraniu u pistenschefa. Serwus Herman, serwus ktoś inny, numer sieben, numer sechs, Warschau Universitat, ok, aufwiedersehen. Jak trenerzy ze Skoda Racing Team chcieli inny numer stoku, to pistenschef mówi, że chciałby Octavie 4x4 bo już ma stary samochód. My daliśmy wcześniej nalewkę i ptasie mleczko pani w sekretariacie, zawsze mieliśmy ten stok który chcieliśmy.

Wycieczka do kuzynki Kingi i herbata. Babcia opowiada o kolejnych przodkach, jest sobota i kuzynka, rocznik 80, wyraźnie cierpi po piątku. Próbuję zagadać, dowiedzieć się czegoś o kuzynce, dać jej chwilę wytchnienia od babcinej epopei. W tym roku tuczniki zeszły po 5,20, także nad wyraz dobrze. Kuzynka sprzedała pięć.  Trzeba tuczyć do 110kg, bo później wchodzą w inną wagę i są niższe stawki. Kinga jest z wykształcenia weterynarzem, kocha konie i ma bardzo ciekawą bibliotekę. Z Marianem to się nie da rozmowiać, ze świekrą tez nie bardzo, ale da na mszę i pogada z proboszczem kto jeszcze leży razem z Barbarą. Przyswojenie tych wszystkich informacji porównywalnie trudne jak Bourdieu.


Wycieczka do Billi nieudana. Wszystko zamknięte, bo okazuje się, ze oni też maja Wszystkich Świętych. Dzień wcześniej puste półki, nie było nawet pomidorów. Na cmentarzu w Neustift kilkudziesięciu facetów z piórami w kapeluszach. Widok magiczny, ale zdjęcie byłoby chyba mocno nie na miejscu. Zamiast tego Olek i Faja poszli na longboardy, miały być mniejszy ruch ale do końca nie wyszło. Trochę lajfstajlu.
[tu będzie mini film za kilka dni]

Zostawiamy kuzynkę Kingę w spokoju, pakujemy się do busa i ruszamy na Warszawę. Po drodze chciałem napić się herbaty, ale okazało się że babcia zapomniała wrzucić torebkę do wrzątku. Kubek gorącej wody zatem. Zachód słońca, w Rykach w prawo, Korotyńskiego i powrót na dzielnię. Dzień pełen wrażeń. 

Pakowanie tyczek na dach, Czapi robi pięćset zdjęć, Kobiela wariuje a siostry się rozciągają z uśmiechem na twarzy. Pamiątkowe zdjęcie, odjazd 16.15, trzynaście godzin drogi, mgła przez kilkaset kilometrów i z powrotem w bloku. Pracowity i odprężający tydzień, zakwasy na brzuchu od śmiechów ciągle dają o sobie znać.

Album zdjęć ze Stubaiu






Ani Rudno, Ani Stubai:
W ten weekend zadzwonił Kastory i powiedział, że trzeba zbierać pieniądze na młodych sportowców podczas gali KSW na Torwarze. Jak trzeba to trzeba. Poznałem wnuczkę Feliksa Stamma i Mateusza Ligockiego (taki startujący w Olimpiadach snowboardzista mamo), który ze skrzynką na szyi cały wieczór mówił, że można mu nawrzucać. Wrzucać mieli nam mężczyźni bez karków i kobiety bez ubrań. W obu przypadkach niemalże. Do końca nie wytrzymałem, ale to było zupełnie nowe doświadczenie w moim życiu. Teraz Fromm i kryzys psychoanalizy.








11 komentarzy:

natalka pisze...

babcia mistrz. do uwielbiania.

the r-town magic report pisze...

Człowieku, co się nie posmarkałem ze śmiechu to nie masz pojęcia!!!... turbo-mistrz!!!

Anonimowy pisze...

nie możesz powiedzieć,że nudzisz sie w życiu...
Ja w życiu nie byłam w Rudnie- a jakbym była.
Pisz częsciej! Co to znaczy " na dzielnię"?

julianna czapska pisze...

cały opis jak babcia odpowiada na zaczepki z radia + "Po drodze chciałem napić się herbaty, ale okazało się że babcia zapomniała wrzucić torebkę do wrzątku." - najlepieeeej! chcę więcej opowieści o Twojej babci !

Anonimowy pisze...

Świetnie się czytało. Dwa różne światy, a jakież prawdziwe ... !

olek pisze...

nie wiem czy nie weselej bylo w rudniku z babcia niz na stubaiu z tymi ponurakami z UW.

Wuj pisze...

"Na dzielnię" = do swojej dzielnicy (do siebie)

Szukany (i znaleziony grób) to grób cioci Jadwigi (cioci Twojej Babci, znaczy siostry jej Mamy)i jej męża.
Marian to Tata Kingi (syn Jadwigi) i z Nim nie da się rozmawiać, ponieważ nie żyje (wypadek samochodowy). Z tego też powodu Kinga hoduje tuczniki samodzielnie.

A brak dobrego kontaktu z Heńkiem (bratem Mariana) był rzeczywiscie zgłaszany.

I tyle uwag genealogicznych, pomijam analogiczne

Franek pisze...

Na Wujku jak na Zawiszy. Rozpiszę sobie diagram na tablicy w kuchni.

Olek, z tego wpisu chyba jasno wynika, że tak właśnie było. Babcia nie chodzi biegać i nie zostawia mnie samego w apartamencie.

olek pisze...

to te zakwasy to od south parku ogladanego w samotnosci?

Jacaventura pisze...

Babcia wygrywa w tej niebywałej historii. Przynajmniej nie budzi codzień o 5:50, kiedy wcale nie masz zamiaru prześcignąć połowy Europy w ustawianiu tyczek na stoku ;)

Franek pisze...

Jacek, my już wiemy co ty myślisz o slalomistach. Babcia też ma swoją ciemną stronę...