Do napisania-przeczytania w przyszlym roku.
Blog o podróżach i rzeczach z nimi związanych. Można tu znaleźć wpisy z zakończonej, rocznej podróży dookoła świata (2007-2008), pięciomiesięcznej włóczęgi po Ameryce Południowej (maj-wrzesień 2011), a także relacje z innych mniejszych i większych wypraw i wycieczek.
poniedziałek, 31 grudnia 2007
Prospero Ano nuevo
Do napisania-przeczytania w przyszlym roku.
niedziela, 30 grudnia 2007
Livingston
czwartek, 27 grudnia 2007
Swieta...
Dwudziestego czwartego rano Revital i Idan stanowczo powiedzieli: ma byc lista zakupow, przepisy i robimy tu prawdziwa wigilie. Liora patrzyla na to wszystko raczej z boku, ale jak trzeba cos bylo pokroic, to sie nie buntowala. Ogolnie sytuacja wygladala tak, ze bylem tu ja, dziesiecioro Izraelczykow, kot i krolik. Kot i krolik nie mieli nic do gadania az do polnocy, ale Izraelczycy swiat byli naprawde ciekawi. Znaja je tylko z amerykanskich filmow... Nie mialem wyboru i ruszylem do internetu. Kolejki sakramenckie , bo wiekszosc punktow zamknieta. Udalo sie tylko dlatego, ze musialo sie udac. Przepis na barszcz, pierogi z kapusta i grzybami i kilka rodzajow sledzi zapisane w notatniku. Jak im zaczynam tlumaczyc, to sie krzywo patrza. Zupa z burakow? Fu! Ale nie, ktos ma korzenie rosyjskie i mowi ze borshch (barszcz) jest super! Pierogi? Podejrzane jakies, ale sprobujemy. Sledz-zobaczymy. Trudno mi ich przekonac, bo sam nigdy nic na wigilie nie gotowalem. Samemu balbym sie zjesc pierogi, ktore zrobilem, a teraz mielismy je przyrzadzac dla 11 osob... Wtedy przbywa kawaleria! Trzyosobowa grupa- Australijka, Szwed i Irlandczyk.
Idziemy na mercado (rynek, market, bazar). Wszystko dobrze, tylko sledzia nie ma. Jest rekin, nawet moze by sie nadal, ale Idan tlumaczy, ze rekin nie jest ani troche koszerny. Tego nie przeskoczymy. Grunt, ze byly buraki.
Zaczyna sie operacja gotowanie. Kuchnia malutka, osob 14 (plus kot i krolik)-nie ma lekko. Normalnie zajmuje to kilka dni, nawet jak osob jest duzo mniej. Na szczescie Idan ( byly dowodca czolgu) i Revital (byla psycholog eskadry mysliwcow) wiedza co robia w kuchni. Ja nie, wiec glownie odpowiadam na pytania.
-To co pijemy?
-wino tylko, na swieta sie nie upija.
- Dziwne... ale palic mozemy?
-Co?
-no, ziolo.
-nie
-dziwne...
-A pozniej idziemy na dyskoteke?
-nie, to takie rodzinne swieta, siedzi sie, rozmawia, a o 12 w nocy idzie do kosciola (sam, musze przyznac, ze na pasterce nigdy nie bylem).
-acha... (tego Liora nie mogla zaakceptowac)
-A po kolacji tanczycie wokol choinki?
-slucham?!
-tak mi mowili jacys Dunczycy czy Norwegowie, ze tancza
-nie nie tanczymy wokol choinki (w Australii, Szwecji i Irlandii tez nie tancza).
Z chwila wzejscia pierwszej gwiazdki barszcz nie byl jeszcze nawet czerwony. W koncu, okolo 21, zasiedlismy do stolu. Stolu zdecydowanie nie stworzonego (razem czy osobno) dla 14 osob.
Za dwadziescia dwunasta caly Izrael sie niecierpliwi: To kiedy idziemy na te msze? Spoznimy sie! Nie bylo wyboru, ruszamy w strone kosciola. Ale w Gwatemali wszystko wyglada troche inaczej. Tyle fajerwerkow nie ma u nas nawet na sylwestra. Przedarcie sie przez to pole bitwy zajelo nam duzo wiecej czasu. Idan mowi, ze to przypomina troche strefe Gazy... Wigilia.
W kosciele niestety rozczarowanie- pasterki nie ma. Msza byla o 22, a nastepna dopiero jutro w poludnie. No nic, wracamy. Po drodze mijamy irlandzki pub wypelniony po brzegi, z dyskotekowa muzyka w tle. Liora patrzy blagalnie. Nie, nawet Irlandczyk jej to mowi. Ale moj autorytet nieco podupada. Mszy nie ma, a dyskoteka jest. Chyba mam lekko wyidealizowany obraz swiat. Wracamy do stolu, jemy dalej. Polnoc dawno minela, a dwudziestego piatego sa urodziny Jamiego, Irlandczyka. Kolejny powod do swietowania. Swiateczna trzezwosc zostala nadszarpnieta.
Ogolnie bylo milo i naprawde abstrakcyjnie. Pod choinka lezal dla mnie prezent. Czapka, troche slodyczy i pluszowy mis. Nazwywa sie Abraham, zeby nie bylo watpliwosci.
Zdecydowanie wart wspomnienia jest jeszcze jeden fakt. Sladami mojego brata zaproponowalem zabawe. Kazdy mowi trzy najlepsze przygody/osiagniecia/wydarzenia, ktore przydazyly mu sie w minionym roku. Ktos dostal dobra prace, ktos w koncu zdecydowal sie prace rzucic. Dla wiekszosci wyruszenie w podroz bylo numerem jeden. Lash, Szwed powiedzial natomiast, ze udalo mu sie przeszmuglowac z Indii do Szwecji calkiem pewien narkotyk (nazwy nie znam i nie zapamietalem niestety). W ten sposob sfinansowal wieksza czesc swojej podrozy.
Kupilem dzis bilet lotniczy. 16 stycznia lece do Panamy, a stamtad, 22ego, do Limy. Jutro zas jedziemy do Rio Dulce. Znowu we czworke.
niedziela, 23 grudnia 2007
Feliz Novidad
W Gwatemali zaczely sie dzis wakacje i, jak sie okazuje, nie ulatwia to dostepu do internetu. W San Pedro (o ile uda nam sie tam teraz przejechac, bo to wcale nie takie pewne) ma byc jeszcze trudniej. Dlatego przepraszam wszystkich przyjaciol, kolegow i znajomych, ze nie napisze im osobnych, zindywidualizowanych zyczen swiatecznych. Wychodze jednak z ryzykownego zalozenia, ze wiekszosc z was czyta tego bloga i w zwiaku z tym te zyczenia sa dla was! A w to, ze sa cieple nie ma co powatpiewac, bo w koncu z lawa wulkaniczna w tle...
piątek, 21 grudnia 2007
Antigua, a Lampki na choinke
W el Retiro rowniez pracowali podroznicy, ktorzy w ktoryms momencie postanowili sie zatrzymac. Byl Irlandczyk Shanon, co tydzien nowa dziewczyna. Byla Kanadyjka Cristal, upajajaca sie restauracyjnym DJ-owaniem z Ipoda. Byla 22 letnia Norwezka Ingwil, regularnie na space cookies. Byla 31 letnia Szwajcarka Karin, ktora marijuany nie palila. Historia kazdej z tych osob jest ciekawa, ja najlepiej poznalem wlasnie historie Karin. Z poczatku bardzo uporzadkowana. Liceum, studia-finanse, praca. Praca 12-14 godzin dziennie. W wieku 27 lat zostala jednym z glownych menadzerow w duzej korporacji. Najmlodsza i do tego jedyna w histori kobieta na tym stanowisku. Prywatnie pierwszy chlopak przez 2, drugi 3, a ostatni 6 lat. W koncu jednak cos zaczelo pekac. Chlopak uzaleznil sie od kokainy, a praca, mimo astronomicznych dochodow, nie cieszyla. Uzbierala pieniadze na dom, ale nie bylo z kim mieszkac. W wieku 29 lat zostawila wszystko i ruszyla w 11 miesieczna podroz po Ameryce Poludniowej. Teraz, od 5 miesiecy, finansistka ze Szwajcarii pracuje w el Retiro za barem. Osiem godzin dziennie, za godzine ok 0,60 USD (czyli centow!), wyzywienie i zakwaterowanie w domku z palmowym dachem. W dniach wolnych (raz w tygodniu) moze poczytac w hamaku ksiazke, poplywac tratwa po rzece, tudziez przejsc sie nad wodospad. Jest szczesliwa, kiedys wroci, ale pospiechu nie ma. Kobieta z krainy zegarkow mieszka w kraju, w ktorym jest godzina albo siodma albo osma, a jak sie powie ze jest 7.43 to sie na ciebie patrza jak na wariata.
W Lanquin nie siedi sie jednak tylko w Hostelu.
Widzialem Grotas de Lanquin i Semuc Champey. Ogolnie zdjecia z tego okresu tutaj.
Wczoraj przyjechalem do Antiguy. Spotkalem sie tu znowu z Liora, Revital i Idanem. –byli w Belize, ale ze bylo drogo, to postanowili odwiedzic mnie tutaj. To jest 24 godziny jazdy autokarem, a oni byli tu wczesniej przez 2 tygodnie... Mieszkamy w Izraelskim hostelu „Place to stay”. Mieszka tu okolo 25 Izraelczykow, ja i jeden Niemiec. Mimo wszystko jest mala choinka, specjalnie dla naszej dwojki chyba, zeby swiety mikolaj mogl trafic (to odpowiedz na komentarze niektorych czytelnikow :-) ). Jutro idziemy na wulkan Pacaya, a pozniej do San Pedro. Tam swieta i sylwester, o ile uda sie zapisac na kurs hiszpanskiego. Jak to jest, ze w Polsce jest ponad piec razy wiecej ludzi niz w Izraelu, a Polke w podrozy spotkalem dotychczas jedna (jesli chodzi o backpackersow, turystow z Polski slyszalem na ulicach jescze kilka razy) ?
poniedziałek, 17 grudnia 2007
Flores-Lanquin
sobota, 15 grudnia 2007
Droga do Guatemali
Ogolnie nie-zostanie (razem czy osobno?) w Belize nawet na jedna noc bylo dosc trudna decyzja. Podobno jest drogo i troche niebezpiecznie, ale mimo wszystko chec poznania jest duza. Z punktu widzenia peknietego okna Linea Dorada moge tylko powiedziec, ze w Belize sie ludzia nie przelewa. Po odwiedzeniu takich anglojezycznych krajow jak Australia, Anglia i Ameryka ogladanie bardzo biednej okolicy, a zarazem znakow i szyldow po angielsku bylo jakies nienaturalne.
Tego typu wyrzeczen bedzie jeszcze duzo i to o wiele trudniejszych. Z jednej strony rok podrozy to dlugo, ale z drugiej zdecydowanie za malo zeby w jakikolwiek sposob poznac wszystkie kraje, przez ktore bede przejezdzal. Spotkalem juz wiele osob, ktore rok poswiecaja na Ameryke Centralna. To akurat, w moim odczuciu, lekka przesada (i empirycznie moge stwierdzic, ze sprowadza sie najczesciej do palenia jointow w kolejnych hostelach), ale juz rok w Ameryce Centralnej i Poludniowej moge zrozumiec doskonale.
czwartek, 13 grudnia 2007
Zostawic Mexico
Patricio
Wyjazd oznacza rowniez rozstanie z Idanem i Liora poznanymi jeszcze w San Kristobal.
Nostalgia Karaibska. Chyba wyjade jutro.
poniedziałek, 10 grudnia 2007
All inclusive vs. left-overs, czyli trzy dni w Playa del Carmen
kilka dodatkowych zdjec
czwartek, 6 grudnia 2007
Do trzech razy Tulum
Siatkowka Izrael-Szwecja-Dania-Polska
Kot w pustym reczniku
Dzis odebralem slynna czarna torbe od Alejandro. Bylo to, ku mojemu wlasnemu zaskoczeniu, dosc smutne. Odebranie torby to takie pozegnanie Tulum i okolicy. Bede tu jeszce kilka dni, ale potem ruszam do Gwatemali przez Belize i raczej nie predko wruce do Meksyku. Mialem tu pracowac. Nie moge, nie dlatego ze nie ma pracy, mam ciagle problemy z uchem. Jestem w jednym z najlepszych miejsc do nurkowania na swiecie i nie moge zanuzyc nawet glowy. Ktos, kto nurkuje zrozumie jak bardzo jest to bolesne. Mialem zarabiac pieniadze, tylko je wydaje. Mialem laptopa i aparat. Nie wszystko sie udaje. Wiedzialem, ze nie zawsze bedzie latwo ale ostatnio natezenie "nie latwo" bylo dosc duze. Na szczescie rowniez dzisiaj przyszla do mnie paczka od Natalii. Alejandro byl dosc zdziwiony; najpierw dostal paczke z Polski i nie mial pojecia co z nia zrobic. Pozniej dostal maila od Polki studiujacej w Niemczech z poleceniem wlozenia tajemniczej paczki do lodowki. Po kilku dniach przyszedl Polak z dziurawym uchem odebrac swoja czarna torbe, zostawil czarne pletwy (uzyte raz) i otworzyl paczke (biala). Gdy Alejandro sprobowal torciku wedlowskiego (byl w paczce posrod innych rarytasow), wszystko zrozumial. Nie bylo pytan, tylko cieple pozegnanie. Kiedys tu pewnie wroce. Czuje sie dobrze (odpukac), jestem w pieknych miejscach, no a dzieki uchu pojade do Gwatemali i moze naucze sie tam troche hiszpanskiego. Nie ma tego zlego... W tej chwili plan jest taki: swieta w San Pedro na jeziorem Attilan. W otoczeniu czynnych wulkanow i niedaleko bylej stolicy Antigua (nie wiem jak sie po Polsku odmienia, Antigly, Antiguy?)
Ami i Hila-mlode zydowskie malzenstwo- zaprosilio mnie wczorajmnie wraz z innymi izraelczykami na prowizoryczne obchody swieta Hanuka. Spiewalismy hebrajskie piosenki, palilismy swieczki, jedlismy cos co przypominalo placki ziemniaczane. Powinny byc tez paczki (nie paczki tylko to co sie je w tlusty czwartek, nie mam polskich liter) Niestety w meksyku sa tylko donaty.
Jutro jade do Playa del Carmen. Spotykam sie tam z Joanna i grupa CTP Nautica. Spotykam sie rowniez z Edanem, Liora i Erevital, trojka Izraelczykow poznanych w San Kristobal. Jak tak dalej pojdzie to opuszczajac ameryke centralna bede mowil lepiej po Hebrajsku niz Hispzansku:)
poniedziałek, 3 grudnia 2007
Swiety Juan Chamula (czyt. Ciamula)
sobota, 1 grudnia 2007
Mulato vs. Moro
Dzis bola mnie plecy i pupa wiec glownie lezalem na hamaku. Bylem tez w Izraelskiej restauracji z 7 izraelczykami. Falafel, jak twierdza, w 100% Izraelski, muzyka tez, wszyscy mowia po Hebrajsku, ale... Kelner byl Polskim Zydem! Porozmawialismy sobie troche w tylko nam znanym jezyku i od razu poczulem sie bardziej swojsko. Pan poslubil Zydowke Meksykanska (nie wiem na ile to powszechne) i tu sobie teraz mieszkaja. Ale raczej nie na dlugo z tego co mowil. Tak czy owak dosc egzotyczne.
- Po pierwsze nie wiem jak na konia wejsc.
- Po drugie kon wcale mnie nie slucha. (Wtedy Fidel mowil ze spokojnie, ze Moro jest automatico i rzeczywiscie byl. Ja mu, ze idziemy, a on je. Ja, ze stajemy, a on idzie).
- Po trzecie podrozuje z malym pluszowym miesiem.
- Po czwarte ciagle robie temu malemu misiowi zdjecia.
Po pewnym czasie ja juz nie responde.
ps. Dorzucilem do poprzedniego postu link ze zdjeciami z Palenque (tutaj). link z San Kristobal (tutaj) wzbogaci sie pewnie o nowe foto jutro/pojutrze, jak sie gdzies rusze.
czwartek, 29 listopada 2007
Wspolczynnik wysokosci wzgledem szerokosci majowych schodow
W Autobusie do San Kristobal nie zmruzylem oka, a kazdemu podejrzanie wygladajacemu Meksykaninowi mialem ochote w morde dac . Zwlaszcza gdy sie usmiechal, tak zapobiegawczo. Wiem, ze to okropne, ale pewnie jeszcze troche czasu minie zanim sam zaczne sie czesciej usmiechac. Tyle pieknych miejsc, a ja z ta malym aparatem, ktory rozladowal sie w polowie zwiedzania ruin.
wtorek, 27 listopada 2007
Merida->Palenque en la noche
Tak mi minal poranek. Sznase na odzyskanie czegokolwiek sa male, choc pan powiedzial ze raz im sie w zeszlym roku udalo po polrocznych poszukiwaniach. Raz.
A w Palenque pada desz- spanie w Hamaku... ale przynajmniej aparat mi zostal wodoodporny...
poniedziałek, 26 listopada 2007
Merida rapido
dozowanie wody, ekologicznie
Misiowe psikusy
I jeszcze trzy zdjęcia z Tulum:
Idę zwiedzać
niedziela, 25 listopada 2007
Gentes que viajen
Ja dopiero zaczynam podróż, 12.40 autobus ADO do Meridy.
Dzień na plaży
sobota, 24 listopada 2007
Dos Ojos + Bonus
A dziś znowu dzień na plaży, trochę się rozleniwiłem chyba. Wkrótce pewnie ruszę do Meridy, choć to nic pewnego. Pablo zdje się lubi plażę, bo tylko leży i nic nie mówi.
Słoneczny Patrol w wydaniu meksykańskim
(Ci panowie są zdecydowanie w pełni uzbrojonymi żołnierzami jakby nie było widać)
W międzyczasie zaś przeniesiemy się na chwilę w rzeczywistość Kubańską, a dokładniej rzecz ujmując jej prologos Meksykański.
Prologos Meksykański.
W słynnej Agencia de Vjahes przy dworcu autobusowym w Tulum pani spytała mnie czy chcę lecieć liniami Cubana czy Mexicana. Cena przemawiała za Cubana, choć nie aż tak znacznie. Dla mnie jednak wystarczająco. Little did I know jak dobry był to ruch. Tym sposobem, moja Kubańska przygoda zaczęła się już na Cancun aeropuerto international. Lot oczywiście opóźniony, ale nikomu się nie spieszy. W samolocie ok. 8 członków załogi i ok. 12 Panów w garniturach. Zgaduję, że ośmiu Panów pilnuje ośmiu członków załogi, a pozostałych czterech Panów pilnuje tych ośmiu Panów... No ale przede wszystkim sam samolot. TU 47. Kamizelki ratunkowe, tlen, tratwy itp. prosto z ZSRR. Nie z Rosji. Jak pasażer za tobą otworzy stolik, to się zapadasz, ponieważ stolik jest tym, co usztywnia fotel. No i napisy na ulotce bezpieczeństwa w językach wszystkich republik i satelit, a zatem również Polski. Podczas lotu w tamtą stronę z jakiegoś powrotu ominął mnie wspomniany w poprzednim poście dym, ale co się odwlecze to nie uciecze. Wszystko się trzęsie i skrzypi ale juz po godzinie TU 47 wyladował. Zaczęła się Kubańska przygoda...