niedziela, 6 września 2015

O uchodźcach, pragmatycznie

Nie zrobiłem uchodźcom żadnego zdjęcia. Bardzo nie podobało mi się epatowanie martwym chłopcem z plaży. Zamiast tego zatroskany szympans. Moja narzeczona lubi szympansy.
Deprawacja
Po inwazji na Krym przeczytałem wyniki sondażu o postawach Polaków. Na pytanie, co byś zrobił, gdyby wybuchła wojna, wiele osób odpowiedziało - po pierwsze próbował zagwarantować bezpieczeństwo rodzinie, po drugie stanąć do walki. Czyli, w skrócie, biorę dzieci, wsiadam w samochód i jadę do Niemiec. A jak Niemcy też niebezpieczne, to sprzedaję samochód i kupuję bilet do USA, Argentyny czy Nowej Zelandii. A później myślę o odzyskaniu kraju. Brzmi rozsądnie. 
Ubiegałbym się o azyl, prosił, czekał. Ale w końcu, jakbym po 5 latach suszy i 4 latach wojny domowej siedział w tłoku, nie wysypiał się, nie dojadał, nie miał dostępu do toalety czy prysznica, to bym się zaczął wściekać. I złorzeczył tym, co mnie nie chcą wpuścić. A jakbym w tych nowych krajach jeszcze widział, że ludzie chodzą w modnych ubraniach do drogich kawiarni, to już w ogóle by mnie szlag trafił. A jestem 30-sto latkiem. Zdrowym i dosyć silnym... Gdyby mnie wtedy wsadzono do ciasnego obozu i siedziałoby tam sporo innych silnych i wkurzonych, to kto wie, jakie pomysły zaczęłyby nam chodzić po głowie. Takie miejsca to w końcu inkubatory radykalizmów. Jakby nasze żony i dzieci płakały codziennie. Może oplułbym jakiś autokar, ukradł samochód, pieniądze czy jedzenie. Może nawet dopuściłbym się rzeczy gorszych. Bo jak się widzi śmierć na co dzień przez wiele lat, to myśli się o niej inaczej.  Nauka udowodniła, że ludzie nie rodzą się źli i dobrzy. Że takimi czyni ich wychowanie, suma doświadczeń i okoliczności.