wtorek, 3 kwietnia 2012

Kuba Fedorowicz

9 marca 2012 roku, w wypadku w Gdyni, zginął Kuba Fedorowicz. Długo zastanawiałem się, czy o tym tutaj napisać. Nie znałem Kuby osobiście, mieliśmy wielu wspólnych znajomych, ale sami ze sobą rozmawialiśmy tylko poprzez maile pokroju- "A jak byłeś w El Calafate to jak zrobiłeś to i to?". Nie napiszę, że odszedł mój przyjaciel, bo to by było kłamstwo. Mogę natomiast szczerze napisać, że zginał młody (nieco młodszy ode mnie) człowiek, który bardzo mi imponował. Cieszę się teraz, że Mu to kilka razy napisałem. Bo głupio byłoby dopiero po śmierci.

Jak wiele innych osób, poznawałem Kubę poprzez jego bloga, który można opisać jako sprawozdanie z procesu spełniania marzeń. Dziewiętnaście miesięcy w Ameryce Południowej. Kiedy oglądam filmy "dokumentalne" czy czytam niektóre blogi, w których bohater opisuje, że "z trudem udaje mu się znaleźć przewodnika, który zgadza się poprowadzić go w długą i niebezpieczną podróż na zapomniane ruiny Angkor Wat" to włos się jeży na głowie. Wiele relacji z podróży koloryzuje, bardzo udaje, wyolbrzymia. Kuba nic nie udawał. Był w wielu miejscach, w których ja też byłem i robił w nich rzeczy, na które nigdy bym się nie odważył. Żył pełnią życia, nie bał się zaryzykować, żeby zrealizować swoje pragnienia. Czy miał rację? Wychodzi na to, że miał. Bo nie zginął na Salarze w okolicach Uyuni, ani w Patagonii, ani w Amazonii. Zginał w Gdyni, w bezsensownym wypadku. Mi narzuca się taki wniosek (i mam przeczucie, że Kuba by się z nim zgodził), że marzeń nie ma co odkładać.  Świat jest niebezpieczny, ale droga z Warszawy na Hel czy pociąg z Krakowa do Warszawy to też świat. Na tym kontynencie można zginąć dokładnie tak samo, jak na każdym innym. Marzenia trzeba mieć i bezwzględnie je realizować. Tylko wtedy to wszystko ma sens. 

Link do bloga Kuby jest z lewej strony i tam pozostanie.
Mój ulubiony wpis - jeden z ostatnich z podróży, o Rio. Myślę, że ta nagła śmierć odebrała nam kilka dobrych książek, które niestety już nigdy nie powstaną.

Absolutny hit, czyli film Kuby z Salaru.


Pół Salaru de Uyuni - z półbuta, pół-żartem i pół-serio from bezsensu.studio on Vimeo.

Na koniec piosenka Calle 13 o regionie świata, który tak On, jak i ja kochamy. Polecam pełny ekran, bo piękny teledysk.



A gdyby przypadkiem trafił tutaj ktoś z rodziny to przesyłam najszczersze wyrazy współczucia. Kuba był naprawdę wyjątkowym człowiekiem.